ROZMOWY Z MORDERCĄ: TAŚMY JEFFREYA DAHMERA. Seryjny morderca, o którym nikt nie wiedział
Nie mam zamiaru odnosić się do kontrowersji związanych z serialem na podstawie tych samych wydarzeń i skoncentruję się wyłącznie na dokumencie, który moim zdaniem – jak na tę serię przystało – po raz kolejny nie sili się na romantyzowanie zła i skupia się na tym, co ważne, czyli ofiarach, motywach oraz pracy obrońców Dahmera, bez których nigdy nie dowiedzielibyśmy się o skali okrucieństwa, jakiej doświadczyło 17 ofiar seryjnego zabójcy z Milwaukee. Niezwykle podoba mi się fakt, iż twórcy znów prezentują niuanse związane z sytuacją polityczną i społeczną wpisujące się bezpośrednio w historię poszczególnych morderstw. To także kolejna opowieść o błędach popełnionych przez instytucje, które w założeniu mają chronić obywateli. W ostatecznym rozrachunku nie potrafiły jednak obronić 17 niewinnych osób przed ewidentnie zaburzonym indywiduum.
Szereg błędów instytucjonalnych
Nie chcę, by moje słowa ktoś odebrał opacznie, ale w pierwszej kolejności warto skupić się na tym, co działo się w Stanach Zjednoczonych na przestrzeni lat 80. XX wieku. Dokument jasno pokazuje, że osoby homoseksualne miały dość życia w konserwatywnym świecie, do którego nie pasowały, i zaczęły coraz częściej pojawiać się w przestrzeni miejskiej. Jednak wiele z nich nie było gotowych na oficjalny coming out, dlatego w tamtym okresie można było w teorii znać wszystkich, a mimo to pozostać całkowicie anonimowym. To właśnie na takie osoby polował Jeffrey Dahmer, który niczym prawdziwy drapieżca wtapiał się w tłum kolorowych ludzi chcących przez weekend dobrze się bawić, przetańczyć całą noc i wrócić do domu z kimś, kto podzielał takie samo podejście do życia. Wiele osób nie podawało bowiem wtedy swoich prawdziwych danych ani nie zdradzało, gdzie mieszkają ani co robią w życiu. Niektórzy z nich posiadali rodziny, a gejowskie bary dawały im w końcu swobodę bycia prawdziwym sobą. Może to moja nadinterpretacja, ale wydaje mi się, iż aspekt anonimowości był Dahmerowi na rękę. Bardzo łatwo jest bowiem zniknąć w tłumie, gdzie tak naprawdę nikt nie wie, co później stało się z daną osobą.
Z drugiej jednak strony społeczność ta co prawda była w miarę akceptowana, ale nie mile widziana, chociażby przez policję. Panowało wtedy powszechne przekonanie, że mężczyzny nie da się zgwałcić, dlatego działania Dahmera, gdy początkowo w łaźniach miejskich odurzał klientów i uprawiał z nieprzytomnymi mężczyznami seks, nie były postrzegane przez funkcjonariuszy jako gwałt czy nadużycie seksualne. Jeffrey dostał zakaz przychodzenia do tych miejsc. Możliwe, że w tamtym momencie interwencja ze strony osób posiadających faktyczną władzę mogłaby zapobiec późniejszym wydarzeniom. Ale to tylko gdybanie.
Taka sama opieszałość okazywana była, gdy zgłoszono zaginięcie czarnoskórego mężczyzny o imieniu Tony, gdy ten opuścił bar razem z Dahmerem. Przyjaciel Tony’ego zawiózł ich obu w miejsce pośrodku niczego i odjechał, by nigdy już powtórnie ich nie zobaczyć. Poszukiwania prowadzono w taki sposób, że skupiano się przede wszystkim na osobie, która widziała ich po raz ostatni, gdzie od samego początku wskazywany był jako domniemany sprawca; na skutek społecznego ostracyzmu mężczyzna musiał wyjechać z miasta, Dahmera zaś w tej sprawie nikt tak naprawdę nie szukał.
Nie wspomnę już o sytuacji, gdy odurzony nieletni chłopiec, jedna z ofiar, z przewierconą czaszką próbował uciekać, a policja uznała, że to zwykła kłótnia między kochankami i oddała nieszczęsne dziecko w ręce oprawcy. W tamtym momencie próbowały go ratować dwie czarnoskóre dziewczyny, jednak w zestawieniu z argumentami białego mężczyzny nie miały szans. Zagrożono, że zostaną aresztowane, jeśli nie zostawią chłopca w spokoju. Niektórzy próbowali tłumaczyć funkcjonariuszy, mówiąc, że ci starali się uszanować społeczność gejowską, nie wiedząc, iż chłopak zostanie finalnie zabity.
Interesujący wydaje się fakt, iż już po dokonaniu pierwszych morderstw, Dahmer został nieprzypadkowo zatrzymany i postawiony przed sądem, za przestępstwo na tle seksualnym. Jeden z odurzonych nieletnich modeli (miał wtedy jedynie 13 lat) trafił do szpitala z podejrzeniem wykorzystania przez Dahmera, który finalnie robił mu tylko półnagie zdjęcia. Oskarżony mógł za to trafić do więzienia. Psycholog, który go badał, wyraźnie wskazał, że ten nie nadaje się do dalszego funkcjonowania w społeczeństwie i nawet był przekonany o tym, iż jeszcze go zobaczy na ławie oskarżonych. Mimo to sędzia wydał łagodny wyrok. Oglądając całą historię, widzimy, że takich instytucjonalnych błędów było więcej. Tak naprawdę do momentu zatrzymania Dahmera w 1991 roku, nikt nie wiedział, że w Milwaukee grasuje seryjny morderca. Wszelkie sprawy zaginięć młodych mężczyzn, a w szczególności homoseksualnych, traktowano z dużo mniejszą powagą, niż faktycznie powinno. Policja zakładała, że pewnie znajdą się za parę dni, gdzie niektóre rodziny musiały czekać kilka lat na to, by móc pochować swoich synów, wnuków, braci. W końcu udało im się ustalić, co stało się z ich bliskimi.
Rasizm, romantyzowanie zła i AIDS
Twórcy skupiają się także na niesamowitej pracy adwokatów Dahmera, którzy mogą w założeniu jawić się jako odrażające indywidua, które postanowiły bronić potwora. Jest wręcz przeciwnie. Gdyby nie ich ciężka praca, godziny zdobywania zaufania oraz czas poświęcony na sprawę, prawdopodobnie nigdy nie udałoby się zebrać tak obszernego materiału pozwalającego na skazanie Jeffreya i oddanie sprawiedliwości rodzinom. Materiał ten pozwolił także odkryć tożsamość wszystkich ofiar, co było tak naprawdę w tym wszystkim najważniejsze. Obydwie osoby, które miały na celu jego obronę, opowiadają, że też zostały po części przez niego zmanipulowane. Jawił się on bowiem jako osoba, która doświadczyła w życiu ogromnej samotności i odrzucenia, a która tak naprawdę w prawdziwym życiu była potworem, niebojącym się odebrać życia człowiekowi. To morderca, który chciał z ludzi robić zombie poprzez wstrzykiwanie im kwasu solnego do mózgu. Nie mówiąc już o innych odrażających rzeczach, jakich się dopuścił. Z jednej strony rozumiem gniew rodzin ukierunkowany na adwokatów, ale z drugiej strony to praca, którą wybrali; nie zapominajmy, że każda osoba zasługuje na obrońcę.
I tak słyszymy wielokrotnie, że alkohol odegrał bardzo dużą rolę w życiu Dahmera. Postawiono m.in. diagnozę alkoholizmu. Dodatkowo w przypadku początkowych morderstw widzimy, że ten dopuszczał się straszliwych czynów, będąc nie do końca tego świadomym, będąc oczywiście pod wpływem. Ale twórcy nie usprawiedliwiają go w żaden sposób. Pokazują, że prędzej czy później stałoby się najgorsze, gdyż nieważne ile czasu z Dahmerem spędziłaby dana osoba, zawsze w jego mniemaniu odchodziłaby za szybko, a on na to nie mógł się zgodzić.
Spotkałam się z opinią, że to kolejny dokument, jakich wiele i że im więcej będziemy podążali szlakiem seryjnych morderców, tym bardziej nam spowszechnieją. Z pierwszym stwierdzeniem zgadzam się tylko częściowo, bowiem sama możliwość usłyszenia na taśmie zapisu rozmów tych zaburzonych indywiduów pozwala trochę lepiej zrozumieć świat, w którym żyli. Dahmer był osobą homoseksualną, która co prawda nie doświadczyła żadnych krzywd za dzieciaka ze strony rodziców (molestowanie, bicie), ale nie mogła się w pełni ujawnić przed rodziną. Przez jego czyny poznajemy, jak wyglądał wtedy świat gejów, którzy za 50 dolarów byli w stanie uprawiać seks z nieznajomym, nie mówiąc już o przypadkowym fellatio w bibliotece. Poza ewidentnymi problemami z policją Ameryka mierzyła się wtedy także z plagą AIDS. Ludzie, którzy dowiadywali się o diagnozie, bardzo często znikali i nikt, nawet ich najbliższa rodzina, nie wiedział, co się z nimi faktycznie stało. Wcale nie oznaczało to, że padli ofiarą morderstwa; po prostu ciężko było sprawdzić, która sprawa dotyczy faktycznego zaginięcia.
Jaki był cel tego wszystkiego? Obrońcy Dahmera starali się poprzez rozmowy z nim udowodnić, czy ten jest niepoczytalny, czy może jednak był świadomy popełnionych przez siebie czynów. W tej sprawie mamy niestety tak wiele odmiennych wątków, że niektórym bardzo trudno jest zrozumieć, że mieliśmy przede wszystkim do czynienia z chorym psychicznie człowiekiem, który czerpał przyjemność z mordowania ludzi. Czy zabijał ze względu na rasizm? Z poszanowania dla ofiar (tak, wiem, że żadna tego nie przeczyta) powiem tyle, że Jeffrey żerował na osobach, które w tamtym okresie nie były wystarczająco chronione, czy to ze względu na orientację seksualną, czy kolor skóry; Czarni Amerykanie, Latynosi czy Azjaci znaleźli się wśród 17 zamordowanych osób, co samo w sobie jest ogromną tragedią. Najgorsze jest to, że nie dość, że życie straciły niewinne osoby, to ich rodziny otrzymały zadośćuczynienie w postaci pieniędzy pochodzących z aukcji. Zlicytowano przedmioty znalezione w mieszkaniu Dahmera. Z jednej strony osoby wypowiadające się na potrzeby dokumentu jasno stwierdzają, że o tym człowieku należy zapomnieć. Z drugiej strony pojawia się kontekst mówienia o ofiarach, o tym, kim były, gdzie wydarzenia związane z ich śmiercią także okazują się niezwykle ważne. Bezsprzeczny wydaje się jednak fakt, iż bez względu na to, czego dopuścili się seryjni mordercy, dalej – w tym przypadku ponad dwie dekady później – o nich rozmawiamy, dalej kręcone są o nich dokumenty, seriale, filmy. Szkoda tylko, że tak wtedy, jak i dziś wiele osób dostrzega tylko fasadę, zbudowaną przez psychopatów i manipulantów, a nie widzi cierpienia innych osób.