RESERVATION DOGS. Świetna historia o rdzennych obywatelach nieswojego kraju na Disney Plus
Serial Rdzenni i wściekli (ang. Reservation Dogs) jest najlepszym przykładem na to, że nie należy oceniać dzieła sztuki na podstawie li tylko pierwszych wrażeń.
Dla statystyków i serialowych wyjadaczy istotną informacją jest wyprodukowanie Rdzennych i wściekłych w całości przez rdzennych twórców i aktorów. Owszem, ów kontekst jest szalenie istotny, aczkolwiek powyższa informacja wcale nie musi oznaczać, że z automatu należy się serialem stacji FX zachwycać. Dla niektórych już tego rodzaju podejście do tematu świadczy o jakości produkcji, ale byłoby to szalenie niesprawiedliwe dla Reservation Dogs.
Mała dygresja: już samo pisanie o tym serialu stwarza kłopoty ze względu na ubogie słownictwo w języku polskim, jakim się posługujemy, gdy rozmawiamy o ludności mieszkającej na terenie obecnych Stanów Zjednoczonych sprzed najazdu europejskich imigrantów. Indianie? Błąd Kolumba. Rdzenni Amerykanie? To by sugerowało, że członkowie plemienia Apaczów byli pre-Amerykanami, co – zważywszy na ich historię – byłoby czymś w rodzaju policzka. Pozostańmy zatem przy określeniu „Rdzenni”, nieprecyzyjnym, acz neutralnym w kontekście politycznym.
Na takich zgrzytach jest zresztą zbudowany trzon fabuły pierwszego sezonu serialu, w którym młodzi bohaterowie szukają odpowiedzi na pytanie, co to znaczy być Rdzennym we współczesnych Stanach i jakie to niesie ze sobą konsekwencje. Tu, w rezerwacie dla Rdzennych w stanie Oklahoma, przeszłość miesza się z teraźniejszością, a materia z metafizyką.
Teraźniejszość to nie tylko „tu i teraz”
Rdzenni i wściekli powoli odsłaniają swoje piękno. Na pierwszy rzut oka to serial doskonale znany z amerykańskiej telewizji, tej niemainstreamowej, nastawionej na bardziej wyrobionego widza. Niespełna trzydziestominutowe odcinki są utrzymane w konwencji komediowego dramatu, panuje w nich nieoczywisty humor, świat przedstawiony zaś zaludniony jest silnymi indywidualnościami, które na różnych poziomach uciekają przed tym, co moglibyśmy nazwać „normą”. W związku z powyższym bohaterowie przemierzają ulice z dawno niewidzianym wujkiem jednego z nich, by sprzedać zachomikowaną od wielu lat marihuanę, inny protagonista zaś jeździ na patrole z policjantem, którego zachowanie świetnie sprawdziłoby się na planie Twin Peaks.
Najważniejszych elementów Rdzennych i wściekłych należy poszukiwać nie tylko w głównych wątkach, ale też w pojedynczych dialogach oraz szybkich mgnieniach kadrów ukazujących rzeczywistość, przed którą bohaterowie pragną uciec do Kalifornii. Ucieczka na zachód stanowi dla nich szansę na nowe życie, ale świat rezerwatu ciągle się przypomina, by spojrzeć na niego z innej perspektywy.
Bo na pierwszy rzut oka rezerwat nie jest miejscem do życia. Podniszczone budynki, dziurawe drogi, brak zawodowych perspektyw, a przede wszystkim świadomość, że nawet ziemia nie należy do Rdzennych, bo została zagrabiona przez białych najeźdźców – to świat tak mocno naznaczony atrofią, poczuciem beznadziei i dziejowej niesprawiedliwości, a także to świat tak mocno zakorzeniony w bolesnej przeszłości, że chce się z niego jak najszybciej wyrwać.
Poza tym to świat naznaczony śmiercią. Czasami przypadkową i absurdalną, jak matki Elory (Devery Jacobs), czasami samobójczej jak Daniela, przyjaciela czwórki głównych bohaterów. Dla wspomnianej Elory, Niedźwiedzia (D’Pharaoh Woon-A-Tai), Sera (Lane Factor) i Willie Jack (Paulina Alexis) życie to ciągły kontakt z duchami – metaforyczny i dosłowny. Wspomnienia o zmarłych powracają w momentach słabości, gdy człowiek nie jest gotowy przeciwstawić się trudniejszym emocjom, a jednocześnie po rezerwacie przechadzają się istoty o nieznanym statusie ontologicznym. Główny scenarzysta Sterlin Harjo nie komentuje, czy to tylko zgrywa, czy na poważnie przenosi na ekran wierzenia Rdzennych. Liczy się sam fakt, że teraźniejszość to nie tylko „tu i teraz”, ale także konglomerat poznawanych za dzieciaka podań, wspomnień, traum oraz napędzających do działania marzeń.
Nieoczywisty serial
To jest właśnie największą siłą Rdzennych i wściekłych. To istotne, że obrzydliwie potraktowana ludność odzyskuje głos i może opowiedzieć o swoich doświadczeniach, ale udaje się to tylko wtedy, gdy serial nie jest uwiązany sitcomową konwencją, lecz gdy ucieka w poważniejsze tony – chwile konfesji, obrazki wewnętrznego zagubienia, próby szamotania się z dziedzictwem przodków. Co najciekawsze, te emocjonalne uderzenia nadchodzą znienacka, na przykład gdy odcinek o nauce prowadzenia samochodu przechodzi w żałobne tony, a na ekranie pojawiają się ostatnie sceny z życia nastoletniego Daniela. Nigdy nie wiadomo, kiedy banalna codzienność wchodzących w dorosłość ludzi przeobrazi się w komedię lub dramat.
W opozycji do takich dzieł jak serial Banshee czy komiks Skalp w Rdzennych i wściekłych środek ciężkości fabuły nie jest postawiony na użalaniu się nad losem skrzywdzonej grupy społecznej. Owszem, twórcy słusznie pokazują, że Rdzenni zostali ograbieni z ziemi, pieniędzy, a także godności. Mimo że bohaterowie są otuleni całunem smutku, idą do przodu i walczą o poprawę swojego losu. Można by przypomnieć wiersz Zbigniewa Herberta Dlaczego klasycy, w którym poeta trafnie udowadniał, dlaczego tak istotne jest, by nie skupiać się tylko na tragediach i użalaniu się nad losem.
Taka jest produkcja stacji FX: ukazuje dramat Rdzennych, a jednocześnie w serialu została wykreowana przestrzeń, by bohaterowie odzyskali godność, stanęli na własnych nogach i mogli w zgodzie z potrzebami duszy oraz naciskiem tradycji pokierować swoimi losami. Summa summarum okazuje się, że Rdzenni i wściekli to bardzo nieoczywisty serial z wieloma trafnymi tezami na temat ludzkiego życia.