search
REKLAMA
Recenzje

RENIFEREK. Stephen King ma rację – o cholera! [RECENZJA]

„Reniferek”, niczym chichoczący na ramieniu diabeł, nie idzie na kompromisy, wkłada brudny paluch w najbardziej jątrzące się społecznie rany i obserwuje naszą reakcję.

Jakub Piwoński

11 maja 2024

REKLAMA

Oj ładnie nam Netflix namieszał w głowach w ostatnim czasie, wręczając pewien prezent. Serwis wypuścił do swojej biblioteki serial Reniferek, który jest produktem tak bardzo zwodniczym, tak bardzo nietypowym i zaskakującym, jak tylko jest to możliwe. „O cholera” – taka była reakcja Stephena Kinga po seansie i wydaje się ona w pełni adekwatna. To taki serial-niespodzianka, po którego rozpakowaniu otrzymujemy bardziej gorzką niż słodką rzecz, a jego konsumpcja wprawia w niemałe zakłopotanie. 

Dwa razy zastanówcie się, zanim w barze postawicie niewinnej kobiecie herbatę. Może to uruchomić spiralę nieszczęść i zmienić wasze życie diametralnie. Błąd ten popełnił serialowy Donny, barman i niespełniony komik, który postanowił zlitować się nad Marthą i wpuścić ją do swego życia poprzez okazanie zwykłej życzliwości. Druga strona zaczęła odbierać to jako wyraz zainteresowania, co zachęciło do bezpardonowego ataku. Donny zaczął otrzymywać mnóstwo sprośnych maili opartych na iluzorycznym poczuciu więzi, istniejącym między parą. Ale to tylko ułamek problemów, jakie pojawiły się w życiu Donny’ego, za sprawą wejścia w kontakt z Marthą, jak się okazało, wprawioną stalkerką.

reniferek

Muszę przyznać, że podszedłem do tego serialu bez większej wiedzy o tym, z czym mam do czynienia. I pewnie dlatego tak silnie zaskoczył. Skusiły mnie pozytywne oceny, wydawało mi się atrakcyjne, że kompletnie nie znałem obsady, nie ukrywam, że długość odcinków także miała w tym wypadku znaczenie. Spodziewałem się szybkiej i dosadnej produkcji, skąpanej w komediowym sosie. Otrzymałem rzecz co prawda dynamiczną, ale kompletnie nieśmieszną, bardzo trudną w odbiorze, chwytającą się  tak wielu problemów naraz, że trwanie z serialem zdecydowanie wybiegało poza ramy czasowe skończonego odcinka.

Autorem scenariusza i twórcą serialu jest nieznany mi wcześniej Richard Gadd. Gdy w trakcie obcowania z Reniferkiem postanowiłem zapoznać się z sylwetką tego autora, doznałem szoku. Znajomy mi fakt, że serial został oparty na prawdziwych wydarzeniach, połączyłem z informacją, że twórca posiłkował się własnymi przeżyciami, opisując tę historię. Doszło do mnie, że ten facet opowiedział o swoich przeżyciach i obsadził się w dodatku w głównej roli, dokonując swoistego… samogwałtu! Pisząc to, mam przed oczami obrazy z czwartego odcinka, który najpewniej nie tylko przeze mnie zostanie zapamiętany jako jeden z tych najbardziej wstrząsających w historii telewizji.

Doszło do mnie w lot – dawno nie miałem do czynienia z czymś tak odważnym i szczerym jednocześnie.

No właśnie, szczerość. Bo istnieje też druga możliwa interpretacja tego Reniferka, która stawia Richarda Gadda w niekorzystnym świetle. Bo tak jak wzruszający i łamiący serca jest fakt dramatycznego coming outu z jego strony i uzewnętrznienia wszystkich swoich tragicznych przeżyć, tak rewersem tego jest już cynizm, który autor sam zresztą komunikuje. Bo przecież tak jak Martha była dla niego toksyczna, tak też była ona mu potrzebna, bo zapewniała dopływ niezbędnej aprobaty. Idąc tym tokiem myślenia, Reniferek jest tak szczery i bolesny w swych wyznaniach, jak jest też cyniczny, gdyż traktuje osobistą traumę jak produkt atrakcyjny do sprzedania.

Niezwykły jest tu efekt samorealizującej się przepowiedni, jakiego jesteśmy świadkami, związany z metastrukturą serialu. To taki „film w filmie”. Niepozorny twór, który opowiada o niepozornym człowieku i niepozornej kobiecie, których zetknięcie ze sobą przyczynia się do powołania zgoła niecodziennej historii. A żeby ten żart brzmiał lepiej, trzeba dodać, że historia opowiada o komiku, którego nikt nie rozumie, a który po to, by zwrócić na siebie uwagę, wypruwa na wierzch wszystko, co w środku trzyma. By już przeskakując do rzeczywistości, jako autor, uczynić z tego kanwę serialu. Ktoś tu właśnie zjadł własny ogon!

Bez względu na to, jaki punkt widzenia obierzemy na wydarzenia omówione w Reniferku, bez względu na to, czy bohater będzie nas odstręczał, czy też będziemy z nim sympatyzować, serial ten jak żaden inny zachęci do krytycznego myślenia. Zapewniam. Seks, przemoc, orientacja seksualna, tożsamość, lęk, cel istnienia, wychowanie w rodzinie, trauma, uprzedzenia społeczne – tematy te mieszają się tu w sposób dynamiczny, przeplatając jeden przez drugiego, nie dając odpowiednio dużo miejsca na nabranie oddechu i przemyślenie wszystkiego na spokojnie. Reniferek, niczym chichoczący na ramieniu diabeł, nie idzie na kompromisy, wkłada brudny paluch w najbardziej jątrzące się społecznie rany i obserwuje naszą reakcję.

Nie nazwałbym czasu spędzonego z Reniferekiem przygodą satysfakcjonującą, bo nie tak był cel Richarda Gadda, jak mniemam, by nas ukontentować. To bardziej dość krzykliwe (momentami desperackie) zwrócenie uwagi na mroki ludzkiej duszy. Trafiło to do mnie, wzbudziło głębszą refleksję, ale pierwsze, co teraz chcę zrobić to… porządnie się wykąpać.

Jakub Piwoński

Jakub Piwoński

Kulturoznawca, pasjonat kultury popularnej, w szczególności filmów, seriali, gier komputerowych i komiksów. Lubi odlatywać w nieznane, fantastyczne rejony, za sprawą fascynacji science fiction. Zawodowo jednak częściej spogląda w przeszłość, dzięki pracy jako specjalista od promocji w muzeum, badający tajemnice początków kinematografii. Jego ulubiony film to "Matrix", bo łączy dwie dziedziny bliskie jego sercu – religię i sztuki walki.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA