search
REKLAMA
Nowości kinowe

Tabu

Filip Jalowski

6 marca 2013

REKLAMA

Tabu nie odkrywa przed nami żadnych nowych światów. Wiedzeni jego niezaprzeczalnym urokiem obierzemy kurs na intelektualno-emocjonalne manowce, nad którymi delikatny wiatr rozgłasza opowieść starą jak świat – miłość łączy pokolenia, chroni od zapomnienia i czyni życie opowieścią, którą warto powtarzać mimo jej ulotności. Miguel Gomes nie próbuje wmawiać nam jednak tego, że jego historia odkrywa białe plamy na mapie, dzięki czemu myśl przewodnia Tabu nie odrzuca swoją prostotą. Opowieść Portugalczyka jest szczera, czuć w niej nutkę melancholii i uśmiechu, miłości zarówno do drugiego człowieka, jak i do kina. W jednym zdaniu – spokojne, ciepłe i niepozbawione nostalgii spojrzenie na człowieka, kino, miłość oraz przemijanie.

Film Gomesa dzieli się na dwa główne rozdziały poprzedzone krótkim prologiem, w którym narrator zapoznaje nas z legendą o nieszczęśliwym kochanku. Po utracie miłości życia mężczyzna zadecydował wyruszyć w tułaczkę, a ostatecznie oddać swój los w zęby krokodyla. Gad nie okazał się być zbyt łaskawym powiernikiem życiowych tragedii i zakończył męki umęczonego wędrowca w klasyczny dla tego typu stworzeń sposób. Po całym incydencie z różnych źródeł zaczęły napływać podania o tym, że wśród promieni księżyca zaczęto dostrzegać melancholijnie wyglądającego krokodyla oraz kobietę w stroju z dawnych czasów. Taśma 16 mm, czerń i biel, narracja spoza kadru.

Z przestrzeni mitu przenosimy się do współczesnej sali kinowej. Pilar to kobieta w średnim wieku. Szykuje się do przyjęcia w domu dziewczyny z Polski. Na lotnisku okazuje się jednak, że młoda kobieta  – pod pierwszym lepszym pretekstem – rezygnuje z jej gościny i decyduje się na pobyt w Lizbonie u boku chłopaka. Gitara, park, słońce, wiatr – to lepsze niż domowe zacisze. Pilar wyraźnie żałuje, choć nie do końca wiemy dlaczego. Tęsknota za młodością? A może krzyk o jakąkolwiek zmianę? Jej myśli zaprząta również sąsiadka, nieco oderwana od rzeczywistości hazardzistka Aurora. W momencie, gdy okazuje się, że stan kobiety mocno się pogarsza Pilar postanawia spełnić jej ostatnie życzenie i odnaleźć pewnego mężczyznę. Taśma 35 mm, czerń i biel, dialogi. Nazwa segmentu – Raj utracony.

Gianluca Ventura pamięta Aurorę, pamięta ją bardzo dobrze. Czas znów ulega zmianie. Z XXI wieku przenosimy się do kolonialnej Afryki, gdzie nad krajobrazem plantacji herbaty góruje mityczny szczyt Tabu. Wśród niezwykłych okoliczności natury znajduje się pewien krokodyl, znajduje się wielka, lecz niedojrzała niczym ta polska, rozgrywana przy dźwiękach Zawsze tam gdzie ty, miłość i melancholia związana ze spojrzeniem w tył. Taśma 16 mm, czerń i biel, narracja spoza kadru. Nazwa segmentu – Raj.

Gomes celowo bawi się czasami, czyniąc swoją opowieść uniwersalną, aktualną mimo anachronizmu drugiej części. Nazwy rozdziałów bezpośrednio nawiązują do Tabu F.W. Murnaua oraz Roberta Flaherty’ego, czyli pełnego czaru i smutku filmu niemego z roku 1931. Dwóch obrazów nie łączą jedynie cytaty stylistyczne, czy fabularne, ale i moment, w jakim rozpoczynają się obie opowieści. Ventura zaczyna opowiadać o swoim Raju w obliczu śmierci Aurory, Tabu pojawia się natomiast w kinach na tydzień po śmierci Murnaua, który po tragicznym wypadku nie dożywa premiery. Oba filmy są zatem swoistym uchwyceniem przemijania „na gorąco”, w obliczu odchodzenia tych, którzy jeszcze nie dawno współtworzyli opowieści. W Tabu Gomesa znajdziemy zresztą całą masę kulturowych nawiązań. Odnaleźć można w nim Hemingwaya, fascynację klasycznym romansem amerykańskim, czuć odrobinę Jarmuscha z czasów Inaczej niż w raju (choć ironia Portugalczyka jest dużo delikatniejsza). Zabawa w kino, dużo bardziej subtelna, niż ta, którą znamy chociażby z Artysty Hazanaviciusa, lecz wciąż zabawa.

To usnute z nienachalnych nawiązań tło, doskonałe zdjęcia przywodzące na myśl Tetro Coppoli (zarówno w 35 mm, jak i 16 mm) i nieco senne tempo zmieniają Tabu w bardzo ciekawe doświadczenie. O ile mamy nieco cierpliwości i nie wymagamy od filmu nieustannej akcji, to Miguel Gomes z całą pewnością zasługuje na to, aby dać mu szansę na przekonanie nas do swojej wizji kina. W przypadku Tabu nie mamy do czynienia z arcydziełem, choć momentami bywa naprawdę magicznie.

REKLAMA