SHARKNADO. Głupota, kiepskie żarty i tragiczne CGI
11 lipca 2013 roku amerykańska stacja telewizyjna SyFy, znana z takich hitów jak Stado rekinów, Malibu – atak rekinów”, Sharktopus czy Dwugłowy rekin atakuje, zaprezentowała światu swoje nowe dzieło. Wyprodukowane przy udziale wytwórni Asylum Sharknado (u nas znane także jako Rekinado) to zapis jednego z najbardziej morderczych żywiołów w historii kina.
Pomysł na scenariusz tego filmu jest tak niedorzeczny, że aż genialny. Oto mamy sobie zachodnie wybrzeże USA i oceaniczne wody, w których od czasu do czasu pojawiają się rekiny. Pewien niekorzystny prąd powoduje, że w kierunku plaży zmierza ich coraz więcej. Padają pierwsze ofiary, które z iście ułańską fantazją tracą kończyny oraz życia. Niecodzienne zjawiska pogodowe zaczynają przybierać na sile. Zrywa się potężny wiatr, który porywa rekiny z wody i miota nimi po całym mieście. Zwierzęta nie są jednak całą sytuacją zaniepokojone. Swoje nowo nabyte, awiacyjne umiejętności wykorzystują do polowania na przerażonych ludzi. Ostatecznie, wiatry przeradzają się w tornada, a jak mówi sam tagline filmu – sharks + tornado = sharknado. Żelazna logika arystotelesowska, nic dodać, nic ująć.
Trailer Sharknado, nagrany za pomocą amatorskiej kamery prosto z telewizyjnego ekranu, podbił serca setek tysięcy internautów na całym świecie i przyczynił się do tego, że w dniu premiery filmu przed odbiornikami zasiadło aż 1,4 miliona widzów. O najnowszym filmie SyFy i Asylum pisała niezliczona ilość serwisów internetowych. W dniu premiery włamano się na twittera Mii Farrow. Żartowniś opublikował w jej imieniu zdjęcie w towarzystwie Philipa Rotha, opatrzone podpisem „Oglądamy #Sharknado”. Do fenomenu trailera odniósł się nawet Jimmy Kimmel, który w swoim programie zaproponował kolejny pomysł na film o rekinach, Shark vs. Jesus. „Tornado z rekinów” stało się zatem kultowcem jeszcze przed premierą.
Przy oglądaniu tego typu filmów musimy od razu wyzbyć się wszelkich złudzeń. To nie będą kolejne Szczęki Spielberga. Asylum, film telewizyjny, Tara Reid po kilku nieudanych operacjach plastycznych oraz Ian Ziering (przygasła gwiazdka Beverly Hills, 90210) i tornado z rekinów – to mówi samo za siebie. Przed oglądaniem nastawiałem się zatem na pełną głupoty jatkę z kiepskim CGI i czerstwymi żarcikami słownymi. Seans podarował mi właściwie wszystko, czego od niego oczekiwałem. Jedynym minusem jest fakt, że „Sharknado” zdecydowanie zaburza proporcje. To w głównej mierze idiotyczny film katastroficzny, w którym w trakcie tornada stulecia z łatwością można pilotować helikopter. Wiatr porywa gigantyczne diabelskie młyny, ale nie przeszkadza ludziom w bieganiu bez ładu i składu po deptaku znajdującym się nieopodal morza. Poziom głupoty zostaje zatem wywindowany całkiem wysoko. Kiepskie żarty oraz tragiczne CGI również dają radę. Czego zatem w Sharknado brakuje?
Paradoksalnie, samych rekinów! Scen, w których bohaterowie zmagają się z ich niezaspokojonymi apetytami jest w filmie Asylum jak na lekarstwo. Od czasu do czasu jakaś ryba przeleci nad głowami ludzi, czasem kilka głów zabierze ze sobą, ale to wszystko. Zasiadając do Sharknado liczyłem na kilkadziesiąt minut jatki, zabawy utrzymanej w najgorszym guście, wykorzystującej rekinią konwencję aż do granic przyzwoitości. Oczekiwania przerosły niestety rzeczywistość. Sharknado to nudnawe kino klasy Z, które jedynie momentami podrywa z fotela. Daję piąteczkę, głównie ze względu na przebojowość samego pomysłu i telewizyjny trailer, który ociera się o geniusz złego smaku. Sharktopus był lepszy.