SAMOTNY MĘŻCZYZNA. Pierwszy film Toma Forda
Autorką recenzji jest Ewelina Burda.
Potentat modowy, ojciec sukcesu marek Gucci oraz Yves Saint Laurent, jedwabne płótno zastąpił celuloidową taśmą. Estetyczne walory “Samotnego mężczyzny” – styl oraz forma – magnetyzują eteryczną optyką. Nazbyt pospiesznie “skrojony” mizantrop z filmu Toma Forda to postać zaczerpnięta z prozy brytyjskiego pisarza, Christophera Isherwooda.
Materia dźwiękowa i obrazowa nokautują nienaganną obsadę aktorską. Tandem muzyczno-wizualny zapewnia emocjonalny drenaż – krążenie przyspiesza, ciśnienie skacze w górę, oddech zapiera. Takie doznania to zasługa naszego rodaka Abla Korzeniowskiego, który stopił boską cząstkę, delikatność i furię w ścieżkę dźwiękową filmu. Paleta barw pełni równie ważną rolę barometru wewnętrznych stanów bohatera. Tytułowym samotnikiem jest 52-letni George Falconer (Colin Firth, od tego momentu Colin Firth Wielki), profesor filologii angielskiej na uniwersytecie w Los Angeles. Akcja rozgrywa się na początku lat 60. wokół elitarnych kręgów intelektualistów.
W jednej z zalążkowych sekwencji padają następujące sugestie: “…Tylko głupcy witają dzień z uśmiechem. Tylko głupcy nie zdają sobie sprawy, że teraźniejszość nie jest tylko teraźniejszością“. Bo istnieje brzemię przeszłości i obawa przed przyszłością? Cierpienie, które kurczowo trzyma się bohatera, najintensywniej nęka go w momentach retrospekcji. Nadwrażliwy mężczyzna stracił swoją największą miłość – Jima (Matthew Goode). Po szesnastu latach wspólnego pożycia, partner zginął tragicznie w wypadku samochodowym.
Chociaż od katastrofy upłynęło już osiem miesięcy, Falconer każdego dnia doświadcza agonii. Nie ma z kim dzielić swojej rozpaczy, bowiem rewolucja obyczajowa miała dopiero nadejść. Społeczeństwo wiedziało o istnieniu różnego rodzaju mniejszości, ale ich powszechnie nie akceptowało. Stan czujności oraz zawieszenia, w którym zastygł samotnik, cyzeluje uwagę – szczegóły stają się nadludzko istotne. Kiedy protagonista patrzy na twarz, widzi grymas opresji, miewa sny, w których tonie, nierzadko brak mu tchu… Jednocześnie, mężczyzna przygotowuje się do “czegoś”, co może okazać się nieodwracalną zagrywką.
Codzienne, zwykłe czynności podszyte są monstrualnym smutkiem. Wspomnienia niczym spazmy dopadają go znienacka. Niewykluczone, że natłok rekwizytów, gestów, symboli, zachęca odbiorcę do kontemplowania stylowego domu, samochodu, muślinowych garniturków, wyszukanych fryzur… Jednak efektowne obrazki nie dźwigną pozostałych elementów celuloidowego tworu. Hipnotyzujące ujęcia zaczynają dręczyć swoim odrealnionym artyzmem. Czy za fasadą precyzji, elegancji, kryje się równie piękna fabuła? Refleksja, którą artykułuje Falconer może posłużyć jako klucz do odpowiedzi.
“Kilka razy w życiu miałem przebłyski jasności. Gdy na kilka sekund cisza tłumi wszelki hałas, i bardziej czuję, niż wiem. Wszystko jest takie wyraziste. Świat jest świeży. Jakby dopiero co powstał. Te chwile nigdy nie trwają długo. Trzymam się ich kurczowo, ale i tak przemijają“. Niemal analogiczne uwarunkowania występują w “Samotnym mężczyźnie”. Ozdobniki, nawet jeżeli są tak zgrabnie wyselekcjonowane, nie przesądzą o artystycznym przekazie dzieła. Zdarza się, że pojedyncze perełki błyszczą niezwykle intensywnie na tle tego niesolidnie skrojonego kostiumu. Intrygująca Charlotte (ekspresyjna Julianne Moore), dawna miłość profesorka, stanowi osobny materiał na pełnometrażowy obraz. Rozwódka po przejściach, stara się wspierać przyjaciela, chociaż sama ledwo stoi na równych nogach. “Moja przyszłość to życie przeszłością“, konstatuje, godząc się na bycie więźniem własnych niepowodzeń.
Tom Ford dokonuje prowokacyjnych konfrontacji: młodość oraz starość; teraźniejszość, przeszłość oraz przyszłość. We wstępnych scenach aksamitny urok dzieła ma prawo robić wrażenie. Po jakimś czasie, kiedy zdejmiemy różowe okulary, czeka nas rozczarowanie.
Poza impresjonistycznymi wnętrzami, fryzurami, strojami, sama historia okazuje się wyblakłym płócienkiem. Fenomenalnie dobrana stylistyka przysłania nam oczy. Fasada w postaci soczystych barw, precyzyjnego kadrowania, zdradza kiełkujący potencjał reżysera. Tym razem, czekamy na następne celuloidowe płótno, a nie płócienko…
Z Archiwum film.org.pl (2009)