Plan ucieczki
Autorem recenzji jest Łukasz Hałajda.
Fanów Schwarzeneggera i Stallone’a już na początku mogę uspokoić – Wasi ulubieńcy „dali radę”. Prochu co prawda nie wymyślili, ale nie o to przecież twórcom „Planu ucieczki” chodziło. Miało być oldskulowo – czyli niekoniecznie z sensem, byle z wdziękiem – oraz sentymentalnie, i tak jest w istocie.
Choć trudno w to uwierzyć, wspomniani powyżej panowie mają łącznie… 133 lata! Z logicznego punktu widzenia niemożliwe jest, żeby tak „dojrzali” dżentelmeni wciąż wypadali wiarygodnie w rolach herosów kina akcji. Jednakowoż „Sly” i „Arnie” są wręcz postaciami pomnikowymi gatunku, a co za tym idzie, przysługują im szczególne prawa. Choćby do tego, by mimo zbliżającej się siedemdziesiątki, wciąż prężyć muskuły przed kamerą. Fani, kierując się przemożną siłą sentymentu, nie zwrócą uwagi na zmarszczki i pofarbowaną czuprynę. Miast tego, wciąż dostrzegają w nich „Rambo” i „Commando”.
By nie było aż tak różowo, wspomnieć należy, iż oddana miłość wielbicieli staroszkolnego kina sensacyjnego nie zawsze wystarcza. Unaoczniają to dobitnie wyniki box office’u. Ostatnie produkcje z udziałem Stallone’a(„Kula w łeb”) i Schwarzeneggera(„Likwidator”) nie były sukcesami kasowymi. Aby uniknąć powtórki z rozrywki, panowie postanowili postawić na współpracę – podobnie jak przy kręceniu dochodowych „Niezniszczalnych”. Gdy dodamy do tego, ze na reżysera „Planu ucieczki” wybrano nad wyraz solidnego warsztatowca, Mikaela Håfströma („1408”, „Wykolejony”), były uzasadnione podstawy do patrzenia w przyszłość z optymizmem.
Ray Breslin(Stallone) to światowej sławy ekspert, zawodowo zajmujący się uciekaniem z więzień. Jego działalność ma na celu wykrycie ewentualnych błędów w zabezpieczeniach zakładów penitencjarnych. Pewnego dnia Breslin otrzymuje wyjątkowo intratne zlecenie, nad którym pieczę trzyma samo CIA. Niestety, okazuje się, iż to klasyczny „set up” – bohater zostaje „na serio” zamknięty w ultranowoczesnej placówce, i pozostawiony samemu sobie. Promyk nadziei pojawia się, gdy pomoc oferuje mu współwięzień, Emil Rottmayer(Schwarzenegger)…
Akcja filmu toczy się głównie w zamkniętej przestrzeni więzienia, co wcale nie oznacza, iż brakuje jej powietrza czy rozmachu. Spora w tym zasługa wyglądu zakładu karnego, którego projekt bez dwóch zdań zasługuje na uznanie. Placówka jest wielopoziomowa, zaś cele więźniów mają przezroczyste ściany, co przy zaimplementowanym oświetleniu potrafi zrobić wrażenie.
Niezgorzej, choć bez nowinek, prezentuje się także fabuła. Relacja między Breslinem i Rottmayerem odzwierciedla starą zasadę, w myśl której „kto się czubi, ten się lubi”. Panowie prześcigają się we wzajemnych złośliwościach, co nie przeszkadza im w owocnej współpracy. Podczas jej trwania nie zabrakło miejsca dla kilku całkiem udanych zwrotów akcji, a także, rzecz jasna, gatunkowych smaczków, które docenią lubujący się w staromodnej filmowej rozpierdusze kinomaniacy.
Rozpatrując role Schwarzeneggera i Stallone’a jako swoisty aktorski pojedynek, lepsze wrażenie sprawia ten pierwszy. Choć obaj twardziele są widoczni na ekranie przez mniej więcej taką samą ilość czasu, to kreacja „Arniego” ma w sobie nieco więcej młodzieńczej werwy, podczas gdy bohater „Sly’a” czasami niknie za zbolałą miną i rzucanymi spod nosa burknięciami.
Prawdziwy festiwal ról charakterystycznych pojawia się w filmie na drugim planie. Świetnie wypada zwłaszcza Jim Caviezel jako kierownik zakładu, a wiele nie ustępują mu Sam Neill (więzienny lekarz) i Vinnie Jones (jeden ze strażników). O wiele gorzej ma się sytuacja, gdy w kadrze pojawiają się współpracownicy Breslina, którzy po uprowadzeniu swojego guru z olbrzymią flegmą zabierają się do poszukiwań. Wcielający się we wspomniane role Amy Ryan oraz Curtis „50 Cent” Jackson zbyt wiele do zagrania nie mieli – a mimo to każdorazowe pojawienie się tej dwójki na ekranie razi sztucznością.
Coś, co wielbicielom „Niezniszczalnych” przeszkadzać zapewne nie będzie, zaś może nie spodobać się pozostałym, to wtórność historii. Wiadoma sprawa – sytuacja bez wyjścia, ich dwóch kontra reszta świata, walka wręcz, trochę strzelaniny itp., itd. Komu taki schemat, oraz Sylwester i Arnold w wieku +60 nie odpowiadają, niech z „Planem ucieczki” da sobie spokój. Pozostali będą się naprawdę nieźle bawić.