MAKBET – Fassbender i Cotillard w ostatnim filmie w Cannes
Za Makbeta brało się już wielu uznanych reżyserów. Szekspirowską opowieść o żądzy władzy na język filmu przełożyli między innymi Orson Welles, Akira Kurosawa czy Roman Polański, a to jedynie kropla w morzu mniej popularnych adaptacji. Za najlepszą filmową wersję tragedii uznaje się zazwyczaj japoński Tron we krwi. Pod dzisiejszej premierze Makbeta w reżyserii Justina Kurzela raczej nic się w tej kwestii nie zmieni. Nie oznacza to jednak, że okrutna historia z udziałem Cotillard i Fassbendera jest całkowitą klapą.
Najnowszy Makbet to film, który traktuje Szekspira dosłownie, nie stara się wpisywać tekstu w nowe konteksty. W zamian skupia się jednak na stronie wizualnej, która sprawia, że pojawiająca się za plecami bohaterów Szkocja staje się przestrzenią przywodzącą na myśl wizje dantejskiego czyśćca.
Makbet Kurzela utrzymany jest w tonie podobnym do Valhalla Rising Nicolasa Windinga Refna.
Posępne krajobrazy, na które składają się strzeliste i ośnieżone wierzchołki gór oraz niekończące się szkockie wyżyny, niemal nieustannie skąpane są we mgle. Bohaterom pojawiającym się na ekranie daleko do teatralnych aktorów ubranych w nieskazitelne stroje odwzorowujące epokę. Bohaterowie Kurzela noszą się w brudnych i sfatygowanych ciuchach, na których plamy błota mieszają się ze śladami krwi kolejnych ofiar bratobójczego konfliktu. Monochromatyczna paleta barw czyni świat Makbeta chłodnym i pozbawionym światła. Ciepłe kolory pojawiają się jedynie w kilku znaczących momentach filmu. Najczęściej możemy obserwować je jednak w postaci czerwieni wydobywającej się z ran poległych żołnierzy. Posępność świata podkreślona zostaje również przez muzykę Jeda Kurzela – hipnotyzującą, opierającą się na nieustannych wariacjach na temat głównego motywu.
Kurzel, podobnie jak niegdyś Refn, stara się wprowadzić widza w coś na wzór transu. Nieśpieszna narracja filmu w połączeniu z jego walorami audiowizualnymi sprawia, że szybko zaczynamy czuć się otumanieni przez dźwięk i obraz, doświadczamy uczucia obcowania z przestrzenią nieprzyjazną człowiekowi, dziwną, pełną grozy, stąd porównanie do dantejskiego czyśćca. W stylistyce doskonale odnajduje się przede wszystkim Fassbender. Jego interpretacja Makbeta z całą pewnością przejdzie do filmowego kanonu szekspirowskich adaptacji. Bezbarwna jest niestety Cotillard. Kurzel nie daje jej rozwinąć skrzydeł, ponieważ rola Lady Makbet zostaje przez niego nieco zmarginalizowana. W jego ujęciu Makbet jest przede wszystkim opowieścią o szaleństwie szkockiego generała.
Nowa wersja tragedii oferuje widzowi głównie walory audiowizualne. Kurzel zbytnio nie kombinuje, stara się po prostu odtworzyć mroczny świat stworzony niegdyś przez Szekspira.
Jeśli komuś będzie odpowiadać tego typu podejście, powinien wyjść z seansu zadowolony. Jeśli oczekuje czegoś więcej, może czuć delikatny niedosyt. Makbet Kurzela to w zasadzie Valhalla Rising w świecie Williama Szekspira. Film Refna może być traktowany zatem jako tester gustu. Jeśli podoba Wam się opowieść o ubrudzonym we krwi Madsie Mikkelsenie, spodoba się również o Fassbenderze. W innym wypadku radzę trzymać się z daleka.