ŁADUNEK 200 / Груз 200 – kino rosyjskie
Aleksiej Bałabanow w trakcie całej swojej kariery dorobił się statusu twórcy kultowego. Spod jego ręki wyszedł na przykład Brat, którego miałem już wcześniej przyjemność recenzować na łamach film.org.pl, ale też wiele innych filmów, bez których trudno wyobrazić sobie rosyjską kinematografię – Brat 2, Wojna, Palacz – można by długo wymieniać. Ładunek 200 jest chyba najlepszym, a na pewno najbardziej wyrazistym dziełem w całym jego dorobku. Można się tym filmem zachwycać, można odwracać od niego wzrok z obrzydzeniem, jednak na pewno nie da się przejść obok niego obojętnie.
Ładunek 200 opowiada o wydarzeniach, które rozegrały się u schyłku związku radzieckiego, w 1984 roku. Nie wiem, na ile jego scenariusz stanowi relację, a na ile był fabularyzowany, jednak można być pewnym, że Bałabanow informując o tym, że jego film jest oparty na faktach, nie kłamał. Taka historia po prostu nie mogła zostać wymyślona, przynajmniej nie przez kogoś o zdrowym umyśle. Po raz kolejny okazuje się, że życie potrafi pisać najbardziej wciągające, a zarazem najbardziej makabryczne scenariusze. I że wskutek zwykłego zbiegu okoliczności miejsce mogą mieć nawet najbardziej nieprawdopodobne historie.
Bałabanow znakomicie potrafi oddać mroczną, rosyjską rzeczywistość. Tego absolutnie nie można mu odmówić, ma zresztą bardzo zdolnych uczniów, jak Jurij Bykow (Major, Dureń) czy Andriej Zwiagincew (Lewiatan), u których wpływy zmarłego w 2013 roku reżysera są widoczne jak na dłoni. Na potrzeby Ładunku 200 przeszedł jednak sam siebie do tego stopnia, że oglądanie tego filmu niemal boli. Pokazana w nim Rosja to miejsce, w którym prawie nie ma normalnych ludzi. Właściwie wszyscy jego bohaterowie są w jakiś sposób przerażający – zarówno Kapitan Żurow, pełniący rolę głównego czarnego charakteru (w tej roli znakomity Aleksiej Polujan), nieinteresujący się nikim i niczym Valera (Leonid Biczewin), jak i Aleksiej, gospodarz domu, w którym rozegrają się najważniejsze dla fabuły wydarzenia (znany między innymi z Lewiatana Aleksiej Sieriebriakow), który jest chyba najciekawszą i najbardziej niejednoznaczną postacią w całym filmie.
Obraz Bałabanowa można odczytywać jako swoistą rozprawę z rzeczywistością, w jakiej żył, z jaką musiał się zmagać. Myślę, że da się w nim nawet znaleźć próbę wytłumaczenia, jak to się dzieje, że takie historie wyrastają w Rosji niczym grzyby po deszczu – uderzyło mnie zdanie wypowiedziane pod koniec filmu przez Antoninę – „mają swoje sprawy, jeszcze z obozu”. Momentalnie przypomniała mi się lektura Sołżenicyna i Szałamowa. Jeśli ktoś czytał Archipelag GUŁag, musi rozumieć, że rosyjskie społeczeństwo ma za sobą taką traumę, że tam jeszcze długo nie będzie normalnie.
Oglądając Ładunek 200, trudno było mi uciec od skojarzeń z kinem polskim. Po pierwsze twórczość Bałabanowa mocno przypomina mi Władysława Pasikowskiego, nie tylko ze względu na podobny styl, ale również tematykę. Pasikowski ma na koncie dwa znakomite kryminały Psy i Psy 2, Bałabanow nakręcił Brata i Brata 2 (który jednak de facto jest parodią części pierwszej). Pasikowski ma na koncie Demony wojny, Bałabanow jest natomiast twórcą Wojny. Wreszcie szczytowym osiągnięciem Pasikowskiego jest swego rodzaju rozliczenie z grzechami ojczyzny w postaci Pokłosia. Uważam, że Bałabanowowi podczas kręcenia Ładunku 200 przyświecała podobna idea.
Drugim skojarzeniem jest Dom zły Wojtka Smarzowskiego. Tu również mamy do czynienia z bolesną diagnozą komunistycznej rzeczywistości, wraz ze wszystkimi jej wypaczeniami, których nasze społeczeństwo bynajmniej nie pozbyło się do końca. Niesmak i kac moralny, jakie odczuwa się po obejrzeniu zarówno obrazu Smarzowskiego, jak i Ładunku 200 sugerują, że sporo prawdy jest w stwierdzeniu, że Polska to taka mała Rosja.
korekta: Kornelia Farynowska