W KLESZCZACH LĘKU
Z okazji premiery wchodzącej do kin Obecności Jamesa Wana warto przypomnieć sobie inny horror, w którym duchy i nawiedzenie grają pierwsze skrzypce. Początkowo chciałem napisać kilka słów o Nawiedzonym domu Roberta Wise’a, ale uznałem ten tytuł za powszechnie znany, również dzięki reamake’owi Jana De Bonta z 1999r. Ostatecznie wybrałem ekranizację powieści Henry’ego Jamesa pt. W kleszczach lęku w reżyserii Jacka Claytona z 1961 roku. Historia ta doczekała się już kilkunastu filmowych wersji, lecz właśnie wersja z Deborah Kerr w roli głównej uważana jest za najlepiej oddającą dwuznaczność tekstu Jamesa, jednocześnie będąc niezwykle klimatycznym kinem grozy.
Ubiegająca się o stanowisko guwernantki panna Giddens pisze w liście do przyszłego pracodawcy, że „kocha dzieci ponad wszystko”. Dla niego, który dostał je w opiekę po śmierci ich rodziców, jest to doskonała wiadomość, bowiem jak sam twierdzi nie ma dla swoich siostrzeńca i siostrzenicy ani czasu, ani uczuć. Ma natomiast wielki dom na wsi, gdzie panna Giddens ma się udać, aby opiekować się i uczyć kilkuletnią Florą. Tuż po przyjeździe dziecko przewiduje, że i jej brat wkrótce się zjawi, pomimo faktu, że niewiele starszy od niej Miles jeszcze nie skończył nauki w swojej szkole. Jednak już następnego dnia nauczycielka otrzymuje list, w którym stoi, że chłopak został wydalony ze szkoły za zły wpływ na swoich kolegów. Trudno jej w to uwierzyć, gdy Miles w końcu się zjawia – grzeczny i dobrze wychowany (jak Flora) jest całkowitym przeciwieństwem wizji chłopca, jaką miała po przeczytaniu listu. Niedługo później panna Giddens zaczyna dostrzegać w okolicach domu sylwetki ludzi, którzy dawniej tu pracowali i zginęli w tragicznych okolicznościach. Bardziej niepokojący jest jednak wpływ, jakie zjawy wydają się mieć na młode rodzeństwo.
Pytania, jakie rodzą się w trakcie oglądania W kleszczach lęku w najmniejszym stopniu dotyczą wątpliwości głównej bohaterki w istnienie duchów. Już pierwsza styczność z nimi jest dla panny Giddens czymś niezwykłym i przerażającym, jednocześnie bardzo realnym. Ważniejszy jest powód ich obecności – tak jak za życia byli mocno związani z Milesem i Florą, tak i po śmierci nie chcą ich opuścić. Nie dowiadujemy się wszystkich szczegółów dotyczących związku poprzedniej guwernantki z zarządcą domu, ani tego, w jaki sposób zdeprawowali dzieci, lecz dzięki temu cała ta historia jeszcze mocniej działa na widzów i nową nauczycielkę. Czy rodzeństwo jest opętane, czy już na tyle zepsute, że nawet działanie złych mocy jest zbyteczne? Jak daleko się posuną, aby zatriumfować nad panną Giddens? I jak należy rozumieć ten triumf?
Główna bohaterka jest osobą wierzącą. Nic więc dziwnego, że przez chwilę myśli o wezwaniu miejscowego księdza, lecz szybko ten pomysł odrzuca. Być może sądzi, że jej wiara jest wystarczająco silna w walce ze złem. Gorzej z potrzebami ciała. Jej skrępowana seksualność jest akcentowana przez scenarzystów Williama Archibalda i Trumana Capote – wystarczy przywołać reakcję bohaterki na widok robaka wyskakującego z ust kamiennego posągu. Gdy zatem mały Miles zaczyna zachowywać się w stosunku do swojej nauczycielki niejednoznacznie, posuwając się nawet do pocałunku, panna Giddens orientuje się, że również i jej dusza jest w niebezpieczeństwie. Czy jej deklaracja o miłości do dzieci nie jest doskonałym wyzwaniem dla złego?
Groza w filmie Claytona nie bierze się z momentów manifestacji duchów, lecz z przeświadczenia, że to dzieci są ofiarami, i jednocześnie niosą zagrożenie. Tak reżyser, jak i autor powieści nie chcą jednak, aby niebezpieczeństwo miało wymiar fizyczny – zaledwie w jednej scenie guwernantka zostaje zaatakowana przez Milesa, rzekomo pod płaszczykiem zabawy. Jest to ten rodzaj horroru, w którym bardziej od wyobraźni twórców liczy się wyobraźnia widzów. Wszystko jest tu sugerowane, rzadko kiedy pokazywane. Duchy nie sprawiają wrażenia agresywnych; częściej filmowane z dystansu niż z bliska (poza jedną sytuacją), straszą samą obecnością, a ich rola do samego końca pozostaje kwestią interpretacji. Podejrzewam, że właśnie przez to W kleszczach lęku pomimo wielu już ekranizacji i statusu klasyka, jakim cieszy się ta wersja i książkowy oryginał, pozostaje pozycją znaną nielicznym. Brak tu nie tylko dosłowności, ale i skonkretyzowanych działań antagonistów. Jeśli przyjrzeć się uważniej historii okaże się, że nie ma w niej wyraźnie zarysowanych momentów zagrożenia – panna Giddens tylko na podstawie kłamstw, jakich dopuszczają się Miles i Flora, oraz opowieści o poprzednich opiekunach dzieci, pojawiających się teraz jako zjawy, wysnuwa wnioski o śmiertelnym niebezpieczeństwie, jakie grozi jej podopiecznym. W walce z kłamstwem zaś nie potrzeba żadnych krucyfiksów, wody święconej, pistoletów ze srebrnymi kulami czy księgi zaklęć. Wybawienie może przynieść tylko prawda. Jednak zarówno James, jak i Clayton stwierdzają, że cena za zdjęcie klapek z oczu może być zbyt wysoka.
Oprawa wizualna W kleszczach lęku jest cudowna. Wydawać by się mogło, że zdjęcia Freddiego Francisa są zbyt jasne jak na horror, lecz decyzja ta jest zrozumiała, jeśli wziąć pod uwagę, że straszyć ma to, co widać gołym okiem, nie zaś to, co czai się w ciemnościach. Potwierdza to eksponowanie smutnej dziecięcej piosenki o płaczącej wierzbie, którą śpiewa Flora, a która zwraca uwagę panny Giddens. Wreszcie Deborah Kerr w roli nauczycielki. Sama uważała tę rolę za swoją najlepszą, choć dziś może już nieco razić jej egzaltacja w niektórych scenach. Na szczęście nawet wtedy na ratunek przychodzą Clayton i Francis, którzy pokazują nam tylko fragment jej twarzy, np. usta, tuż po pocałunku, jakim obdarza ją Miles, co daje piorunujący efekt. Nie mam jednak wątpliwości, gdy jej bohaterka stwierdza, że nie chce skrzywdzić dzieci, że rzeczywiście tak jest, i gotowa jest zrobić dla nich wszystko.
Jak już wspomniałem, widzowie często zapominają o tym tytule, bądź nie znają go w ogóle, choć wśród jego fanów znajdują się Martin Scorsese i Guillermo Del Toro, uważając go za jeden z najlepszych filmów grozy w historii kina. W kleszczach lęku było również silną inspiracją dla Alejandro Amenabara i jego Innych, zaś Kate Bush pod wpływem filmu Claytona, a zwłaszcza jego podskórnej erotyki napisała mroczną balladę The Infant Kiss. Być może zależy to od oczekiwań, które stawiamy sobie wobec gatunku, jakim jest horror. Często, w bardzo obrazowy sposób, ukazuje nam śmierć i rozpad człowieka, ograniczając się tylko do twórczych metod straszenia. Rzadziej budzi uśpione w nas żądze i niepokoje, które mogą oddziałać silniej niż niejeden szaleniec w masce, bądź krzyk jego ofiary. Ta ekranizacja książki Henry’ego Jamesa dyskretnie uwodzi widza, aby w finale pozostawić go z uczuciem smutku i rozgoryczenia.