CICHE MIEJSCE. Horror roku?
Seans Cichego miejsca będzie cudownie ożywczym doświadczeniem, nie tylko dla fanów horroru. Oto film, który swą siłę znajduje w prostocie punktu wyjścia, ale również samego procesu opowiadania, logicznego przebiegu wydarzeń. W rękach Johna Krasinskiego, znanego do tej pory głównie z komedii – zarówno jako aktor (Jim z amerykańskiej wersji Biura), jak i reżyser (Hollarsowie) – strach jest czymś naturalnym, konsekwentnym, pierwotnym, od którego nie ma ucieczki. Jest pewną stałą dla bohaterów, bezpowrotnie związaną ze zmysłem słuchu, i na czas trwania seansu również widzowie utożsamią jedno z drugim, wzdrygając się na fotelu za każdym razem, gdy coś usłyszą.
Akcja filmu rozpoczyna się jakiś już czas po tajemniczym wydarzeniu, które doprowadziło rodzaj ludzki do życia w kompletnej ciszy. Dźwięk bowiem przyciąga potwory, niesamowicie szybkie i niebezpieczne, które z miejsca zabijają to, co usłyszą. W prologu pięcioosobowa rodzina przeszukuje sklep w małej, opuszczonej mieścinie w poszukiwaniu potrzebnych rzeczy, m.in. leków. Widzimy jak matka (znakomita Emily Blunt) sprawdza kolejne fiolki, uważając, aby nawet znajdującymi się w nich tabletkami nie hałasować. Niedługo później jesteśmy świadkami ataku, który dobitnie uzmysławia nam stopień zagrożenia i jednoznacznie potwierdza – wydasz dźwięk i giniesz. Bez ostrzeżenia, bez możliwości ucieczki lub obrony, bez szans.
Podobne wpisy
Jakiekolwiek dalsze wchodzenie w fabułę byłoby nadużyciem z mojej strony. Scenariusz Bryana Woodsa, Scotta Becka i samego Krasinskiego (który film nie tylko wyreżyserował i napisał, ale również zagrał w nim rolę głowy rodziny) oparty jest na klasycznej zasadzie mówiącej, że wiszące na ścianie w pierwszym akcie strzelby muszą wypalić w akcie trzecim. Reżyser w sposób absolutnie mistrzowski panuje nad tym, co oglądamy, dbając o najmniejsze szczegóły, które w dalszej części historii odegrają znaczącą rolę. Skoro zaś dialogi ograniczone są do koniecznego minimum i najczęściej prowadzone szeptem, obraz wydaje się być nadrzędnym narzędziem narracji. Tyle że nawet on byłby niedoskonały bez ciszy, pożądanego rekwizytu niemal każdego filmu grozy.
Tutaj jest ona niemal jedną z postaci, stając się dla głównych bohaterów sojusznikiem, schronieniem, częścią ich życia, naturalnym środowiskiem. Jak na ironię, tej, która w ciszy się nie odnajduje, której cisza ciąży, jest córka postaci granych przez Blunt i Krasinskiego, osoba głuchoniema (to jednocześnie tłumaczy, w jaki sposób rodzinie udało się przeżyć przez tak długi czas – język migowy znali na długo przed „końcem świata”). Dziewczynka, rewelacyjnie zagrana przez rzeczywiście niesłyszącą Millicent Simmonds, jest zaradna i samodzielna, ale niebezpieczeństwa nie usłyszy. Do tego dochodzi również poczucie winy, każące jej myśleć, że ojciec zwyczajnie jej nie ufa. Scenariusz szuka unikatowości w niemal pozbawionej dialogów historii, ale nie byłby nawet w połowie tak dobry jak jest bez postaci, ich reakcji na zagrożenie i kolejnych prób działania, pomimo często paraliżującego strachu. Bohaterów określają dwie cechy – pierwsza niejako wyróżnia każde z nich z osobna (córka nie słyszy, jeden z jej braci panicznie boi się wychodzić z domu, matka jest w zaawansowanej ciąży itd.), druga natomiast stanowi o ich przywiązaniu i miłości do rodziny. Nawet gdy są osobno, starają się pomóc nie tylko sobie, ale i pozostałym. Momenty, w których jedno ratuje drugie, decydują o emocjonalnej sile filmu.
Najważniejszy jest tu jednak strach. Po doskonałym zawiązaniu akcji i zawieszeniu przysłowiowych strzelb w pierwszych 30 minutach reżyser pozwala im wypalać później jedna po drugiej, z finezją godną Hitchcocka. Od pewnego momentu obserwujemy atak za atakiem (tak dobrych i strasznych scen na polu kukurydzianym nie było od czasu Znaków Shyamalana), gdzie napięcie kumuluje się, przechodząc z jednej sceny do następnej i nie pozostawiając widzowi dużo miejsca na oddech. Reżysera nie interesują metafory, symbole, rozterki egzystencjalne, wymiar społeczny opowieści, jej aspekt duchowy, czyli to wszystko, co można znaleźć w modnym obecnie post-horrorze. Ciche miejsce jest historią rodziny, która zrobi wszystko, aby przeżyć – dorośli staną na głowie, aby zapewnić bezpieczeństwo swoim pociechom, a dzieci zmuszone będą przestać myśleć jak dzieci, jeśli chcą ocalić rodziców.
Film grozy Krasinskiego pozbawiony jest ambicji bardziej zasłużonych przedstawicieli tego gatunku, ale jest jednocześnie najintensywniej trzymającym w napięciu dreszczowcem od lat, dowodem, że maestria realizacyjna wespół z precyzją tekstu mogą zrodzić prawdziwie wspaniałe kino. Być może za wcześnie na taki werdykt, ale bardzo możliwe, że Ciche miejsce to nie tylko horror roku, ale i jeden z najlepiej wyreżyserowanych filmów 2018.