4 [kino rosyjskie]
Poziom abstrakcji w rosyjskich filmach bywa przytłaczający. Trudno wskazać przyczynę – może to oddziaływanie dziedzictwa Andrieja Tarkowskiego, może tego, że prawie wszyscy Rosjanie widzą świat z perspektywy upojenia alkoholowego (zresztą wcale pod tym względem nie różnią się od Polaków), a może to pamiątka po komunistycznej cenzurze, gdy tego, co się myśli naprawdę na niektóre tematy nie wolno było artykułować dosłownie i trzeba to było przemycać pod postacią metafory lub symbolu? Nie wiem, jednak częsta obecność symboli i metafor w filmach ze wschodu jest faktem, dlatego nie da się ich w pełni docenić, nie znając przynajmniej w pewnym stopniu kultury i historii, zwłaszcza najnowszej, tego kraju.
„4” nie jest tak trudny w odbiorze jak inne filmy na podstawie których wysnułem powyższą tezę („Gorod Zero”, „Kin-Dza-Dza”, „Wyspa”), choć zarówno metafor jak i symboli w nim nie brakuje. Obraz zawdzięcza to przede wszystkim dialogom, które jakkolwiek często oscylują wokół kwestii głęboko filozoficznych, to jednak są pełne poczucia humoru i wdzięku. Chrzanowski okazuje się być twórcą ambitnym, ale nie nadętym.
„4” to pochodzący sprzed 12 lat debiut Chrzanowskiego. Kolejne jego dzieło ujrzało światło dzienne dopiero w 2014 roku – jest to wysokobudżetowa produkcja „Dau”, film o życiu Martina Landaua, podczas produkcji którego wyciekło kilka interesujących informacji na temat metod wykorzystywanych przez rosyjskiego reżysera. Wielu spośród współpracujących z nim ludzi oskarżało go o szaleństwo. Chrzanowski miał zmuszać ich do egzystencji w podobnych warunkach, jakie panowały w latach pięćdziesiątych dwudziestego wieku – nosić te same ubrania, jeść to samo jedzenie (dosłownie – chodziło o datowane na 1952 rok puszki) i wymagać tego, aby nie tylko odgrywali role swoich bohaterów, ale autentycznie żyli ich życiem. Ta historia sporo mówi na temat twórcy „4”.
W swoim debiucie Chrzanowski nie miał jeszcze do dyspozycji takich środków, ani tyle czasu co w przypadku „Dau”, ale nie da się ukryć, że w niektórych momentach granica pomiędzy prawdziwym życiem a fikcyjną historią zupełnie się zaciera. Dla każdego uważnego obserwatora oczywiste jest, że podczas scen picia alkoholu aktorzy bynajmniej nie wlewają w siebie wody i że jakkolwiek trzy główne postaci są wyraźnie fikcyjne, to jednak ich otoczenie już niekoniecznie.
Jeśli reżyser jest zdeterminowany aby zrealizować swoją wizję, a nie dysponuje nieograniczonym budżetem, musi wykazać się pomysłowością. „4” zawiera kilka naprawdę mistrzowskich zagrań, jak chociażby zestawienie zniszczonych, pijanych staruch z dość szkaradnymi kukłami o twarzach ulepionych z chleba – postaci te budzą mniej więcej podobne odczucia zarówno w widzu, jak i w jednej z uczestniczących w scenie postaci, która jak sama mówi „najchętniej by to wszystko spaliła i zakopała, razem z tymi staruchami i kukłami”. Znakomita jest również scena w pociągu, odegrana dwa razy, z udziałem tak samo ubranych postaci, ale innych aktorów wypowiadających tylko nieznacznie różniące się między sobą kwestie.
Debiutanckie dzieło Chrzanowskiego jest pełne symboli niełatwych do odczytania. W kadrze na przykład co jakiś czas pojawiają się psy w najróżniejszych okolicznościach. Również na samym początku, który zdaje się sugerować o czym film jest. Co oznaczają i dlaczego są dla reżysera tak ważne – autor nie wyjaśnia.
Największe atuty filmu to dialogi, autentyczność i wdzięk. Jego minusy stanowią natomiast nieco zbyt wolne moim zdaniem tempo i obecność scen, które trudno mi uzasadnić – myślę, że gdyby film był o 15 – 20 minut krótszy, mógłby okazać się lepszy. Chrzanowski jest niewątpliwie twórcą, który wie o co mu chodzi, a jego dzieło dobrze się ogląda. Jednak do statusu arcydzieła trochę jednak „4” brakuje.