Przed Sherlockiem Holmesem był WŁADCA PARYŻA
Sherlock Holmes, inspektor Javert i dżentelmen-włamywacz Arsene Lupin zapewne nie istnieliby, gdyby nie François Vidocq, pierwszy detektyw z prawdziwego zdarzenia. Historia przestępcy, który w ramach resocjalizacji stworzył od podstaw i prowadził z sukcesem nowoczesną policję, to bardzo wdzięczny materiał na film. Władca Paryża opowiada o trudnych początkach Vidocqa – w tej roli Vincent Cassel (Nieodwracalnie, Wschodnie obietnice) – balansującego między awanturniczym trybem życia a ściganiem przestępców w imieniu prawa. Postać Vidocqa jest klasycznym przykładem drogi od zera do bohatera. Jako skazaniec i uciekinier ukrywa się pod fałszywym nazwiskiem handlarza tkaninami. Poszukują go francuskie służby, a kiedy łapie go funkcjonariusz Dubillard (znany z Bękartów wojny Denis Ménochet), Vidocq proponuje układ. W zamian za ułaskawienie chce oczyścić ulice miasta z przestępców i ich przywódcy Maillarda (Denis Lavant). Jak sam mówi, zna nie tylko ich czyny, lecz także twarze. Z błogosławieństwem prefekta Henry’ego (Patrick Chesnais) Vidocq buduje własną organizację i zaczyna infiltrować półświatek.
Największym atutem Władcy Paryża jest Vincent Cassel. Jego detektyw-awanturnik nie tylko wygląda odpowiednio groźnie (po części za sprawą fizjonomii aktora), lecz także znakomicie prezentuje się w strojach z epoki. Jest w nich tak naturalny, jakby nigdy w niczym innym nie chodził. W jego oschłości i szorstkości czuć ciężar doświadczeń, a także dojmującą samotność – dla ludzi z jego przestępczej przeszłości jest zdrajcą, a dla nowych współpracowników z policji kryminalistą. W jego ekipie jest miejsce zarówno dla złodziejki Annette (Freya Mavor), jak i księcia (James Thiérrée, wnuk Charlesa Chaplina), przez co może infiltrować różne środowiska. Ponadto Vidocq ma cechę, której brakuje zarówno pospólstwu, jak i burżuazji – nie dyskryminuje i nie jest uprzedzony do nikogo. Jego tolerancja względem klas społecznych, które się go wyparły, sprawia, że powtarzane przez niego zdanie – „Zawsze podróżuję sam” – nabiera gorzkiej wymowy.
Podobne wpisy
Drugim, ale równie mocnym atutem filmu Jeana-François Richeta jest przedstawienie Paryża epoki Napoleona. Duże wrażenie robi nieukończony jeszcze Łuk Triumfalny otoczony drewnianym rusztowaniem, a także budynki-dekoracje wybudowane na potrzeby niektórych scen. Świetnie wygląda też oddająca ducha epoki panorama miasta. Podobnie jak dopełniające klimatu kostiumy, które są skrupulatnie wykonane i odpowiednio znoszone. Dzięki temu wyglądają naturalnie, a ich stan odpowiada zasobności postaci i ich trybowi życia. Widać, że twórcy dobrze się przygotowali i poświęcili sporo uwagi szczegółom, co przyniosło efekty. Władca Paryża jest w równym stopniu piękny i brzydki, jak połączenie Robin Hooda i Brudnego Harry’ego ze wskazaniem na tego drugiego. Taki jest też Vidocq – ma w sobie szlachetność godną podziwu, choć nie można tego powiedzieć o jego metodach.
Warsztat pracy detektywa, z którego zasłynął historyczny Vidocq, we Władcy Paryża został niestety potraktowany po macoszemu. Owszem, bohater wspomina o budowaniu kartotek o profilowaniu kryminalistów, ale nic z tego nie pojawia się w filmie. Owszem, zamiast mundurów François i przyjaciele wolą cywilne ubrania lub wręcz przebrania, by wtopić się w tłum, ale poza tym niewiele jest we Władcy Paryża faktycznej pracy detektywa. Mówi się o niej, jakby film miał być prequelem faktycznej historii Vidocqa, która zostanie dokładniej pokazania w drugiej części. Niestety nic nie wskazuje na to, że ma powstać kontynuacja, choć byłoby świetnie. Reżyser i tak poszedł o krok do przodu względem poprzedniego filmu o francuskim detektywie (Vidocq z 2001 roku), bo tamta produkcja skupiała się późniejszym etapie jego życia i na miejskich legendach z nim związanych. Tymczasem Władca Paryża opowiada tylko o początkach kariery Vidocqa w policji, kiedy jeszcze nie zdążył rozwinąć skrzydeł. Film Richeta jest znakomitym wprowadzeniem do historii bohatera, jako samodzielna produkcja pozostawia natomiast lekki niedosyt. A nie powinna – przecież to opowieść o człowieku, bez którego nie byłoby Sherlocka Holmesa, inspektora Javerta i Arsena Lupina. Nie oznacza to, że jest to zły film. Władca Paryża to porządne kino przygodowe, które dostarcza rozrywki w dobrym stylu.