search
REKLAMA
Recenzje

Prawo do bycia sobą. Recenzja filmu BEZMIAR

„Bezmiar” to lekcja akceptacji i tolerancji, film warty obejrzenia, chociaż ma swoje problemy, zwłaszcza na poziomie narracji, konsekwentnego prowadzenia wątków.

Marcin Kończewski

6 kwietnia 2023

REKLAMA

Bezmiar to kino istotne, będące lekcją akceptacji i tolerancji, której brakuje w świecie ukazanym nam przez twórców. To film warty obejrzenia, chociaż ma swoje problemy, zwłaszcza na poziomie narracji, konsekwentnego prowadzenia wątków. Bezmiar bardziej w tej mierze przypomina mgliste wspomnienie twórcy, próbę rozliczenia przeszłości niż koherentną opowieść filmową. To bardzo osobiste wyznanie złożone z obrazów, którym daleko do znanych nam pocztówek z Rzymu. Widzimy tu raczej krzyk uderzający w patriarchat, konserwatyzm i poturbowaną rodzinę twórcy, który doświadczył bycia tym „innym”.

 

Rozliczenie przeszłości i konserwatyzmu

57-letni reżyser Emanuele Crialese rozlicza swoją rodzinę i pokazuje nam poniekąd historię własnego życia. Adri jest bowiem porte-parole reżysera, który dusił się w ciele dojrzewającej dziewczynki, był świadkiem przemocy domowej, której doświadczała matka. Ukazana nam opowieść ma kilka wątków, w których twórca skupia się na relacjach społecznych w skali mikro i makro. Zderza nam emocje głównej bohaterki, członków jej rodziny i reszty społeczeństwa. Bardzo trafnie ukazuje to, jak trudne jest egzystowanie w konserwatywnym włoskim społeczeństwie, gdy jest się dla niego (dosłownie i w przenośni) kosmitą. Dlatego czasem jedyną metodą jest odcięcie i ucieczka. Tak robi główna bohaterka/bohater, kiedy oddaje się marzeniom, w których wraz z matką są gwiazdami musicalu.

Uniwersalna podróż w głąb wspomnień

Film włoskiego reżysera naprawdę trudno zaszufladkować. Nie jest to do końca dramat rodzinny, chociaż podejmuje tę problematykę na bardzo różne sposoby. Ukazuje z jednej strony wadliwość rodziny, w której nie ma miejsca na inność, gdzie bardziej normalne jest to, że mąż zdradza żonę, bije ją i zamyka w złotej klatce, niż to, że córka chce być po prostu sobą. Z drugiej strony pokazuje też, że to właśnie rodzina może być największym wsparciem. Te małe paradoksy konstytuują Bezmiar. O dziwo, nie jest to też historia queer, chociaż ten wątek dominuje niemal w całej opowieści o Adri/Andrei. To raczej swoista podróż w głąb wspomnień twórcy. Niezwykle uniwersalna, szalenie istotna, ale dla mnie nie do końca satysfakcjonująca. Ma bardzo dobre momenty, ale brakuje jej jakiejś twórczej dyscypliny, wyjścia poza ramy bycia wspomnieniem.

Głębia bez słów

Uważam, że Bezmiar działa najlepiej w tych miejscach, gdzie nie ma… słów. W tej warstwie fenomenalnie ukazana jest trudna, dojrzewająca relacja matki (zjawiskowa Penélope Cruz stylizowana ewidentnie na Sofię Loren) i córki/syna. Gra spojrzeniem, błysk oka, drganie na twarzy, fascynacja piękną matką, niezrozumienie córki przy jednoczesnej walce o jej status w świecie, który nie akceptuje inności – tutaj film Crialese’a wygrywa. Staje się moralnym kompasem, który trafnie ukazuje nam, co tak naprawdę jest dobrem w życiu. Nie mogę jednak oprzeć się wrażeniu, że potencjał tej historii i aktorów nie zostały należycie wykorzystane. Zwłaszcza szkoda mi Penélope, w której aż kipi od pragnienia pokazania czegoś więcej. W efekcie twórca bardziej rozlicza się tu z własną historią, niż opowiada konkretną opowieść z odpowiednio poprowadzonymi i zakończonymi wątkami. Widać to doskonale w momentach, gdy Andrea/Adri ucieka od okrutnej rzeczywistości w świat musicalowej fantazji. Jest to metaforyczne, piękne, ale fabularnie zbędne. Czekałem na jakieś mocne punkty zwrotne, kulminację, która pozwoli mi na filmowe katharsis, a dostałem jedynie jego przedsmak. Cóż, może taki ten film miał właśnie być? Może taki cel miał Crialese, który chciał pokazać swoją historię bez upiększania, fałszu? Życie w końcu nie jest scenariuszem, prawda?

Marcin Kończewski

Marcin Kończewski

Założyciel fanpage’a Koń Movie, gdzie przeistacza się w zwierza filmowego, który z lubością galopuje przez multiwersum superbohaterskich produkcji, kina science-fiction, fantasy i wszelakich animacji. Miłośnik i koneser popkultury nieustannie poszukujący w kinie człowieka. Fan gier bez prądu, literatury, dinozaurów i Batmana. Zawodowo belfer (z wyboru), będący wiecznie w kontrze do betonowego systemu edukacji, usilnie forsujący alternatywne formy nauczania. Po cichu pisze baśnie i opowiadania fantastyczne dla swojego małego synka. Z wykształcenia filolog polski. Współpracuje z kilkoma wydawnictwami i czasopismami.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA