Pozycja dziecka
Dwie elegancko ubrane dojrzałe kobiety rozmawiają sobie w salonie. Jedna z nich narzeka i oczekuje poparcia swoich „tez” od drugiej. Narzekająca to Cornelia (Luminita Gheorghiu), a wesprzeć ją ma jej siostra. Utyskiwanie dotyczy pewnego mężczyzny, który według Cornelii nie szanuje jej: nie odwiedza i nie dzwoni wystarczająco często, jest agresywny, gdy ta domaga się uwagi, ignoruje nawet taką okazję, jak urodziny Cornelii. Początek rozmowy może wskazywać, że kobieta narzeka na partnera, jednak z argumentu na argument orientujemy się, że ta lista bolączek dotyczy dorosłego już syna Cornelii, Barbu (Bogdan Dumitrache).
Kilka pierwszych sekwencji filmu zarysowuje nam obraz relacji, jakiej dotyczyć będzie cały film – relacji matki i syna. Od samego początku będziemy podglądaczami życia tej pary. Za sprawą dokumentalnego stylu filmu (długie ujęcia, rozedrgane zdjęcia wykonane kamerą z ręki, naturalistyczna barwa taśmy, wolna akcja, brak muzycznego komentarza, efekt podglądania całej sytuacji) reżyser ustawia nas w pozycji świadka, który ma ustalić, jaka jest tytułowa pozycja dziecka, syna głównej bohaterki filmu. Film wart zobaczenia, ale z wcześniejszym nastawieniem się na przygniatającą prozę życia i społeczną tematykę.
Cornelia cierpi, bo uważa, że syn ją ignoruje, odtrąca. Kobieta poświęciła (i dalej poświęca) dla niego życie. Zrobiłaby dla niego i za niego wszystko – oczywiście z miłości, dla jego dobra. Wydaje się, że to idealny, oczywisty i normalny stosunek matki do dziecka, tylko że gdyby chodziło o niemowlę, a Barbu już dawno niemowlęciem przestał być. Syn Cornelii skończył trzydziestkę i nie potrzebuje matczynej opieki 24 godziny na dobę. Oczywistością jest, że powinien żyć samodzielnie, bez ingerencji matki. Problemy Barbu z jego dziewczyną, także ujęcie, w którym matka masuje syna, są dosyć wyraźną sugestią reżysera, że relacja matka-syn jest patologiczna i negatywnie wpływa na Barbu. Pojawia się jeszcze pytanie, co z ojcem Barbu, mężem Cornelii. Jak to określi syn – ojciec działa tak, jak każe matka. Przy boku aktywnej i despotycznej żony wszelkie działania oraz słowa mężczyzny rzeczywiście jakby wyparowały, nic nie wnoszą do życia rodziny, Cornelia nie liczy się z mężem i specjalnie nie oczekuje jego wsparcia.
Specyfika relacji matka-syn zostaje ukazana w kontekście głównego wydarzenia w filmie – Barbu powoduje wypadek samochodowy, w który ginie człowiek. I tu dopiero poznajmy go bezpośrednio – poznaliśmy odczucia i opinię matki, teraz zaobserwujemy, jak Barbu się zachowuje, jaki jest ten wyrodny syn.
Sytuacja wygląda tak, że Barbu nim pomyśli i cokolwiek zrobi, to matka już dawno przemyśli, oceni oraz podejmie najlepszą decyzję za niego. Jest to wręcz śmieszne i żałośne, gdy widzimy dorosłego mężczyznę, za którego matka decyduje, jakie powinien wziąć krople do nosa, a o uporaniu się z konsekwencjami wypadku (procedury policyjne i względem rodziny ofiary) już nie wspominając. Trzeba przyznać, że Barbu jest nieco dziwny, cechuje go wycofanie, flegmatyzm, do tego jego wiecznie zbolała mina (i raczej nie jest to kwestia szoku powypadkowego, zastanawiam się natomiast, czy to nie kwestia słabszej roli aktora grającego Barbu, znacznie ciekawiej buduje rolę matki Luminita Gheorghiu). Energiczna, aktywna i kierująca się instynktem macierzyńskim Cornelia nie może odmówić sobie działania, decydowania w imieniu syna, który sam wygląda i zachowuje się tak, jakby nie był w stanie samodzielnie, szybko, odpowiednio działać. Może to tylko próba tłumaczenia despotyzmu i nadopiekuńczości Cornelii, a może próba zrozumienia jej? Interpretacji relacji głównych bohaterów filmu musi dokonać widz. I ta rola, którą musi przyjąć widz – obserwatora i sędziego – jest najciekawszym elementem filmu.
Jest jednak szansa, by w relacji matki z synem zaszła zmiana, zmiana na lepsze. Rumuńskiemu obrazowi daleko do stereotypowego obyczajowego filmu amerykańskiego, gdzie happy end oznaczałby łzawe pogodzenie się Cornelii z synem. W „Pozycji dziecka” nie znajdziemy tak łatwych i oczywistych rozwiązań. „Pozycja dziecka” za sprawą swojej formy nie jest filmem przyjemnym, pozycja podglądacza wywołuje niewygodę, zmęczenie, beznadzieję. Zachowanie Barbu i Cornelii budzi sprzeciw, irytuje.
Z wypowiedzi reżysera, Călina Petera Netzera, wynika, że problem, jakim jest nadopiekuńczość matek, która może wyrządzić więcej krzywdy niż pożytku, chciał przedstawić jako temat uniwersalny, niedotyczący jedynie jego rodzimego kraju, Rumunii, ale jednak czas i miejsce akcji są skonkretyzowane. Warte docenienia są naturalistyczny styl filmowania i wybór scenografii, plenerów, tak by uchwycić współczesność rumuńskiego społeczeństwa: kontrast między biednymi, poczciwymi warstwami społeczeństwa a bogatym mieszczaństwem, dysponującym pieniędzmi, pozycją społeczną, kontaktami i moralnością daleką od ideału. Jeśli masz pieniądze, znajomości – problemy rozwiążesz łatwiej i szybciej. Skontrastowanie bogatej rodziny, której dotyka pewna patologia, z rodziną biedną, ale taką, której członkowie zachowują się poczciwie, uwypukla krytykę, jakiej podjął się reżyser. Z drugiej strony ukazano nam egalitarność ludzkiego nieszczęścia, które tak samo boli i może spotkać każdego.
Dramat rumuńskiego reżysera, jak również jego dwa wcześniejsze filmy („Maria”, „Medal honorowy”) były zauważane przez jury na europejskich festiwalach. Równocześnie to kolejna rumuńska produkcja, która wybiła się na tle europejskiego kina, przypomnijmy najpopularniejsze „4 miesiące, 3 tygodnie i 2 dni”, „Za wzgórzami” (Cristian Mungiu), „Jak chcę gwizdać, to gwiżdżę” (Florin Şerban). „Pozycja dziecka” podobna jest do swoich poprzedników w zakresie naturalistycznego sposóbu obrazowania, społecznej tematyki, podejścia reżysera, który chce ukazać społeczeństwo Rumunii, a na jego tle prezentuje historię rodzinną/osobistą. Chociaż przyznam, że mocniejsze wrażenie robią filmy Mungiu, w przypadku „Pozycji dziecka” siła rażenia widza jest mniejsza.