POZNAJMY SIĘ JESZCZE RAZ. Truman Show dla romantyków
Niezwykle trudno jest być na bieżąco z kinem francuskim, które co roku wydaje na świat ponad 200 filmów pełnometrażowych, w tym blisko 100 fabuł. Wiele z tych produkcji trafia na polskie ekrany, ale – niestety – nie wszystkie z nich zasługują na uznanie widzów. Z przyjemnością pragnę donieść, że akurat Poznajmy się jeszcze raz jest jednym z tych tytułów, które powinny zostać docenione na całym świecie, także w Polsce.
Film Nicolasa Bedosa, wyświetlany w sekcji pozakonkursowej ubiegłorocznej edycji festiwalu w Cannes, zebrał tam znakomite recenzje i jasnym stało się, że wkrótce ta urocza komedia romantyczna zacznie podbijać lokalne rynki na całym świecie. W tej pełnej ciepła, ale i niepozbawionej odrobiny goryczy historii śledzimy losy Victora Drumonda (Daniel Auteuil), rozczarowanego swym obecnym życiem 60-letniego rysownika, który dość przypadkowo otrzymuje możliwość… cofnięcia się w czasie. Nie jest to jednak opowieść z gatunku science fiction – owa podróż w przeszłość to zwykła usługa oferowana przez ambitnego przedsiębiorcę-wizjonera (Guillaume Canet), którym okazuje się wieloletni przyjaciel syna Victora. Zgorzkniały mężczyzna, którego małżeństwo z Marianne (wciąż zachwycająca Fanny Ardant) właśnie się rozpada, postanawia skorzystać z możliwości przeniesienia się w czasie i decyduje się na cofnięcie się do roku 1974, kiedy to poznał… Marianne.
Już sam pomysł wyjściowy jest romantyczny jak diabli, a dalej jest tylko lepiej! Sceptyczny wobec technologii i wszelkich nowinek Victor poddaje się efektowi, który udaje się uzyskać firmie inscenizującej rok 1974 i przeżywa swą młodość na nowo. Niektóre emocje wracają do niego w niezmienionej formie, inne wspomnienia bohater musi niespodziewanie zrewidować. Mierząc się z cudowną przeszłością, Victor zmienia nastawienie do teraźniejszości – ale czy ludzie w jego otoczeniu będą umieli to zrozumieć? Nicolas Bedos traktuje temat z najwyższą subtelnością. Nie obśmiewa swojego bohatera jako nieprzystającego do współczesności starca, lecz ukazuje go jako romantyka, który – jak się okazuje, nie bez przyczyny – wspomina dawne dni jako lepsze, prostsze czasy. Gdy w skrupulatnie zaprojektowanej inscenizacji poznaje wcielającą się w młodą Marianne aktorkę Margot (piękna i zdolna partnerka reżysera, Doria Tillier), na nowo poznaje siłę uczucia i zaczyna rozumieć, co on i jego żona utracili przez wszystkie te lata.
Sceptyk uzna tę opowieść za naiwną i błahą, ja uważam ją za potrzebną – w czasach, gdy wiele związków autentycznie rozpada się z powodu pośpiechu i technologii (w kilku scenach Marianne przezabawnie nawiązuje do zjawiska cyberjunkies), nawoływanie do odnajdywania znaczenia w głębokich relacjach staje się niezwykle istotne. Poznajmy się jeszcze raz czyni to z dużym wyczuciem – nie ma tu fabularnych skrótów, w których bohater w ciągu kilku minut przechodzi metamorfozę i przeżywa iluminację. Przemiana Victora (i nie tylko jego) przychodzi stopniowo, a jego podróż w czasie będzie też inspiracją dla innych bohaterów, którzy dzięki temu lekko podstarzałemu beznadziejnemu romantykowi także zrozumieją to i owo. Protagonista, kreowany z ogromnym urokiem i głębią przez Daniela Auteila, z własnej woli wchodzi do swoistego Truman Show, choć tym razem to nie miliony telewidzów będą beneficjentami jego przygody, ale on sam.
Poznajmy się jeszcze raz otrzymało 11 nominacji do francuskich Cezarów, które traktuje się prestiżowo nie tylko nad Sekwaną. Tak duża liczba wyróżnień dla tej subtelnej komedii nie dziwi – Bedosowi udaje się uniknąć banału, który często bywa grzechem nie tylko w konwencji rom-comu, ale też w kinie francuskim w ogóle. Niejedna tamtejsza komedia sprawia wrażenie nakręconej naprędce, bez odpowiedniego przygotowania – Poznajmy się jeszcze raz nie pozostawia jednak tego wrażenia. Głównie dlatego, że twórcy zdają się szanować zarówno widzów, jak i swoich bohaterów. A to gotowy przepis na udany film.