POWER RANGERS. Przebudzenie niemocy
Podobne wpisy
Pierwszy sezon Power Rangers ukazał się w 1993 roku. W kinie akcji królowały wówczas Człowiek Demolka i Uciec, ale dokąd?, więc dezorientujący montaż pojedynków nie był jeszcze modny. Haimowi Sabanowi nie pozostało więc nic innego, jak tylko zatrudnić młodych adeptów sztuk walki (tudzież gimnastyki), którzy po prostu przenieśliby swój codzienny trening na ekran. Nie jest to ani Ip Man, ani nawet John Wick, ale większość starć sprawia wrażenie realistycznych… jeżeli przymkniecie oko na całą tę gumę i lateks. W dodatku choreografię tworzyli sami aktorzy, którzy tylko sporadycznie korzystali z pomocy kaskaderów. U Israelite akcja pojawia się natomiast dopiero w końcówce i niestety mamy do czynienia ze współczesnym kanonem, w którym jedno uderzenie przypada na jedno lub więcej cięć. Finalny pojedynek gigantów także rozczarowuje. Megazord i Goldar stoją w miejscu, wymierzają kilka ciosów i… już po wszystkim. Nawet rozdeptywanie kartonowego miasta przez aktorów w koszmarnych strojach wzbudzało więcej emocji, co doprowadza do wytoczenia zarzutu numer jeden.
Dwa lata temu pojawił się w sieci nieautoryzowany przez Saban fanowski film, w którym Power Rangers trafili do ponurej, brutalnej rzeczywistości. Jest wulgarny język, są narkotyki, jest przemoc, krótko mówiąc, jest fantazja dorosłego wielbiciela serii, który nie chce się z nią rozstawać, ale nie może już znieść widoku żałosnych kitowców. Jako piętnastominutowa ciekawostka sprawdza się to doskonale, ale na dłuższą metę przecież nie powagi czy głębi ludzkich uczuć oczekujemy po niewinnej rozrywce stworzonej z myślą o dzieciach. Power Rangers to esencja hasła “tak złe, że aż dobre” i tylko trzymanie się go mogło uratować film, którego sercem jest kicz.
Pamiętacie odcinek, w którym Wojownicy trafili na opuszczony statek kosmiczny, gdzie w strojach Żołnierzy Kosmosu (to nie żart, kostiumy wypożyczono dla obniżenia kosztów) próbowali wytropić obcego, a całość utrzymana została w nastroju horroru science fiction? Albo ten, gdzie Wojownicy oglądali Super Sentai, na którym wzorowane są ich przygody, sądząc, że to oni byli ich pierwowzorem? To się nazywa burzenie czwartej ściany! Albo może ten, w którym bohaterowie zostali dodatkiem do pizzy, oraz późniejszy, w którym nabijali się z tej sytuacji? Absurd i tandeta to siła tej serii, to właśnie dzięki nim przetrwała tyle lat. Bez nich okazuje się poprawna, przyzwoita, zdatna do oglądania bez poczucia zmęczenia, ale to wszystko.
Saban ma w planach stworzenie jeszcze sześciu kinowych filmów z akcją osadzoną w tym samym uniwersum. Pierwszy krok nie jest zły, ale żeby utrzymać zainteresowanie, studio będzie musiało postarać się znacznie bardziej.
korekta: Kornelia Farynowska