search
REKLAMA
Recenzje

POTOMKOWIE. Niewolnictwo istniało naprawdę [RECENZJA]

“Potomkowie” są bez wątpienia jednym z najważniejszych dokumentów roku.

Łukasz Homziuk

12 stycznia 2023

REKLAMA

Kiedy próbujesz wybielać historię, wszędzie tam, gdzie fakty zaczynają niebezpiecznie brudzić twoje czyste sumienie, zamiast używać słowa „prawda”, wolisz mówić o „legendzie”. Ale ta historia wydarzyła się naprawdę.

Spośród kilku interesujących materiałów archiwalnych wykorzystanych w Potomkach Margaret Brown na szczególną uwagę zasługuje jedyne nagranie Cudjo Lewisa, słynnego ostatniego ocalałego z Clotildy. Po wojnie secesyjnej Lewis i inni wyzwoleni niewolnicy założyli w okolicach miasta Mobile działającą do dziś społeczność Africatown. Zora Neale Hurston, afroamerykańska pisarka i twórczyni filmowa, nie tylko uwieczniła Cudjo Lewisa na taśmie, ale w serii przeprowadzonych w 1927 roku wywiadów wypytała go o historię jego życia. Powstała na podstawie rozmów książka Barracoon: The Story of the Last „Black Cargo” doczekała się publikacji dopiero 80 lat później. Niedawno na Netfliksie pojawił się film, który oddaje głos współczesnym członkom Africatown.

W 1807 roku amerykański kongres położył kres transatlantyckiemu handlowi niewolników. Tak brzmi wersja dla naiwnych. W rzeczywistości kolejne dostawy porwanych Afrykanów płynęły do wybrzeży Ameryki jeszcze ponad 50 lat. Clotilda to ostatni znany statek służący temu niecnemu procederowi. Tytułowi potomkowie są praprawnukami jego pasażerów. Nie wszyscy wierzyli w ich historię. Dopiero trzy lata temu nadeszło wyczekiwane odkrycie szczątków okrętu, które zamknęło usta niedowiarkom. Aż do tego momentu potomkowie musieli przekonywać świat, że nieodłączna cząstka ich tożsamości, opowiadana z pokolenia na pokolenie historia nie jest wyłącznie mitem założycielskim społeczności, ale stuprocentową prawdą.

Muszę przyznać, że nigdy szczególnie nie zajmowało mnie grzebanie w historii mojej rodziny. Nie czułem potrzeby poszerzania drzewa genealogicznego o jak najdalszych krewnych i poszukiwania zaginionych pamiątek. Może dlatego, że nie musiałem przed nikim usprawiedliwiać własnej tożsamości. Wydawać by się mogło, że nazywanie Clotildy mianem legendy było zwykłą ostrożnością, niczym osobistym. Gdy jednak ktoś kwestionuje twoje korzenie, jednocześnie podkopuje fundamenty, na których budujesz swoje życie. Nie istniejemy przecież w oderwaniu od przeszłości. Niezależnie od tego, czy pielęgnujemy wieloletnie rodzinne tradycje, staramy się odciąć od traumatycznych wspomnień lub wciąż szukamy prawdy o swoich początkach, zawsze nasze położenie jest wynikiem działań poprzednich pokoleń. Zanim obierzemy własną drogę, startujemy z długiem (wdzięczności lub wręcz przeciwnie) zaciągniętym u przodków. Nie możemy po prostu wyprzeć go z pamięci i udawać kogoś innego.

Z tego powodu potomkowie Clotildy nie byli w stanie ugiąć się pod presją społecznego nacisku. Teraz wiemy już, że mieli rację. Clotilda nie jest kolejną fascynującą morską opowieścią w typie Latającego Holendra. To istotna część afroamerykańskiej historii, a – co za tym idzie – jeszcze jedna z czarnych kart historii Ameryki. Dokument Margaret Brown oddaje sprawiedliwość tym, których głos lekceważono. Wypowiadają się w różnym tonie, ale łączy ich niezachwiana wiara. Jak zauważa jeden z rozmówców, im nie potrzeba dowodów na istnienie Clotildy. Oni mają pewność. Ale opowieść o ostatnich Afrykanach przywożonych do Ameryki zasługuje na poznanie i szacunek. Między innymi nad tym, w jaki sposób można wykorzystać jej potencjał, zastanawiają się bohaterowie dokumentu. Jedni widzą możliwość uczynienia z Clotildy atrakcji turystycznej, inni mają nadzieję, że przyczyni się do ogólnokrajowej dyskusji na temat niewolnictwa.

Reżyserka nie serwuje nam zbyt wielu stylistycznych fajerwerków. Nie ma jednak nic dziwnego w tym, że jej film oparty jest głównie na gadających głowach. Na pierwszym planie są potomkowie i łącząca ich historia, lecz również tworzona przez część z nich do dziś społeczność Africatown. Chyba najciekawsza w dokumencie Brown okazuje się właśnie podwójna perspektywa, zwracająca uwagę zarówno na losy jednostek, jak i znaczenie Clotildy dla ogółu, rzucająca światło na historię z zamierzchłych już czasów i dopisująca do niej istotne, współczesne postscriptum. Dziś mieszkańcy Africatown mają już dowód, że opowieści ich przodków nie były zbiorowym urojeniem, ale nadal muszą walczyć o sprawiedliwość. Od lat żyją w otoczeniu emitujących toksyczne substancje fabryk.

Potomkowie są bez wątpienia jednym z najważniejszych dokumentów roku. Jednak pomimo całego swojego ciężaru gatunkowego film Brown mnie nie poruszył. Nie dziwię się, że jego pojawienie się na Netfliksie przeszło u nas bez większego echa. Historia Clotildy jest bowiem dość hermetyczna. Dla Amerykanina, w którego żyłach nierzadko płynie krew przymusowo sprowadzonych do kraju niewolników, Potomkowie mogą być filmem prawdziwie poruszającym. Dla mnie pozostają, tylko i aż, kolejną ciekawą lekcją tego fragmentu historii Ameryki, który z reguły zamiatano pod dywan.

Łukasz Homziuk

Łukasz Homziuk

Student wrocławskiego kulturoznawstwa, laureat konkursu krytycznofilmowego Krytyk Pisze (2022). Da radę obejrzeć wszystko, choć zwykle woli arthouse od Marvela.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA