“Penny Dreadful” – recenzja drugiego odcinka
Zgodnie z moimi przypuszczeniami, którymi podzieliłem się z wami w recenzji pierwszego odcinka “Penny Dreadful”, po początkowym trzęsieniu ziemi i spiętrzeniu postaci w pilocie (“Night Work”), w odcinku drugim, zatytułowanym “Seance”, napięcie rośnie, a fabuła zaczyna się rozgałęziać na mikro-opowieści w opowieści. W mieście szaleje brutalny morderca rozrywający kobiety na kawałki. Podejrzenia padają na Kubę Rozpruwacza, ale sądząc po pierwszych ujęciach budzącego się w porcie Ethana Chandlera (Josh Hartnett), twórcy próbują nam wskazać właśnie jego, jako potencjalnego mordercę – czyżby w nocy, wzorem Człowieka-wilka, przemieniał się w bezlitosną bestię? Ethan w portowej knajpie, gdzie zapija smutki po męczącej nocy, poznaje chorą na suchoty Bronę Croft (Billie Piper). Brona udaje się do domu Doriana Graya (Reeve Carney) gdzie pozuje mu nago i uprawia z nim seks na potrzeby wykonania pikantnych fotografii. Choć cierpiąca na suchoty dziewczyna pluje krwią prosto w twarz Doriana, zdaje się go to nie zrażać, a wręcz przeciwnie…
Dorian, na wieczornym spotkaniu w domu Ferdinanda Lyle (Simon Russell Beale) poznaje Vanessę Ives (Eva Green). Ives stanowi bez dwóch zdań epicentrum drugiego odcinka i jest jego najjaśniejszym elementem, spychając główny wątek opowieści (przyp. chodzi o porwaną córkę Sir Malcolma) na boczny tor. Znakomicie odnajdująca się w swojej roli Eva Green, podczas wieczoru spirytystycznego opętana przez niejakiego Amuneta (Szatan we własnej osobie), daje prawdziwy pokaz aktorstwa, porywający performance z najwyższej półki.
Tymczasem monstrum Frankensteina otrzymuje imię Proteus, wybrane samodzielnie przez wskazanie palcem losowej strony z “Dwóch panów z Werony” Williama Shakespeare’a. Proteus niezwykle szybko uczy się mówić, odzyskuje częściowo pamięć i w końcu zostaje wyprowadzony przez Wiktora na ulice Londynu (w gustownej czapce na uszy zasłaniającej szwy na głowie), gdzie oswaja się z otoczeniem, przedmiotami i napotkanymi ludźmi. Gdy dochodzą do portu, okazuje się, że Proteus zna nazwy wszystkich statków i zaczyna wypytywać Wiktora o swoją żonę…
Nie chcę mówić, że to już tradycja, ale drugi odcinek, wzorem pierwszego, także kończy się sceną w laboratorium Frankensteina. Z tą jednak różnicą, że zamiast zakończenia wzruszającego, tym razem twórcy fundują nam piorunujący zwrot akcji i cliffhanger w jednym. UWAGA SPOJLER Dopiero w tym odcinku, zaledwie na kilka sekund – ale za to jakich! – pojawia się Rory Kinnear, odtwarzający właściwą postać monstrum Frankensteina. Proteus, jak się okazało, był tylko zmyłką, przystawką do głównego dania, poświęconą na ołtarzu wstrząsającego zaskoczenia KONIEC SPOJLERA.
Po takim zakończeniu drugiego, nie mogę się doczekać trzeciego odcinka. Odrobinę obawiam się zmiany osoby reżysera; za pierwszymi dwoma epizodami stał J.A. Bayona, twórca takich kinowych hitów, jak “Sierociniec” i “Niemożliwe”, a także przyszły reżyser sequela “World War Z”. Trzeci odcinek wyjdzie spod ręki telewizyjnej reżyserki Dearbhly Walsh, mającej w swoim CV pracę tylko przy serialach, m.in. “Dynastia Tudorów” i “Prawdziwa historia rodu Borgiów”.
Wszystko zdaje się zmierzać w bardzo dobrym kierunku, akcja wyraźnie zwolniła (nie mylić z przestojami czy nudą!), na korzyść bliższego sportretowania poszczególnych bohaterów i poświęcenia im większej ilości czasu przed kamerą. Kolejne wprowadzone do historii postaci (Brona Croft, Dorian Gray) wpisują się w klimat opowieści, choć nie wiadomo jeszcze jaką rolę finalnie w niej odegrają.
Drugi odcinek oceniam pół oczka wyżej od pierwszego; wyższe noty pozostawiam sobie w rezerwie na kolejne odcinki. Jeśli tylko zmiana reżysera nie zachwieje jakością serialu, a twórcy dorzucą więcej takich twistów, jak w finale odcinka drugiego, jestem spokojny o przyszłość “Penny Dreadful”.
CinemaFrankenstein.blogspot.com