PENGUIN BLOOM: NIESAMOWITA HISTORIA SAM BLOOM. Ku pokrzepieniu serc
Australijsko-amerykańska koprodukcja Penguin Bloom: Niesamowita Historia Sam Bloom (2020) wyreżyserowana przez Glendyna Ivina to dramat biograficzny jakich wiele – oto jedna chwila nieuwagi rujnuje życie bohaterki i jej bliskich. Okazuje się jednak (co również wielokrotnie widzieliśmy na ekranie), że jest to dopiero początek nowego rozdziału w jej życiu, bynajmniej nie zakończonego porażką.
To nie pierwszy film Naomi Watts poświęcony katastrofie. W Niemożliwym (2012) zagrała matkę poszukującą dzieci po tsunami, które nawiedziło Tajlandię w 2004 roku. Penguin Bloom: Niesamowita historia Sam Bloom również rozpoczyna się od wakacji w Tajlandii. Oto szczęśliwa rodzina (model 2+3) udaje się na wymarzone (dla rodziców) wakacje w Azji. Nieszczęśliwy wypadek w jednej chwili przekreśla ich plany, a cała piątka zaczyna zmagać się z narastającymi problemami. Poczucie winy, strach, pretensja do losu – trudne emocje oczywiście najsilniej uderzają w synów Sam. I wtedy pojawia się ona – młoda Penguin, która jednak z naszą rodzimą ptaszyną ma niewiele wspólnego. Australian magpie, bo tak nazywa się ten gatunek w języku angielskim, jest bowiem… dzierzbowronem, który mimo podobnego wyglądu nie należy do krukowatych, ze sroką nie jest więc nawet spokrewniony. Tutaj zagrało go w sumie dziesięć ptaków.
Film został oparty na książce fotografa Camerona Blooma, męża Sam, oraz Bradleya Trevora Greive’a, zatytułowanej w oryginale Penguin the Magpie. The Odd Little Bird Who Saved a Family. Książka, którą przetłumaczono z uwagi na dystrybucję filmu w Polsce, na naszym rynku funkcjonuje pod tytułem: Penguin Bloom. Ptak, który ocalił rodzinę.
Sam, która podczas wakacji złamała w Tajlandii kręgosłup (a także doznała wielu innych obrażeń) i usłyszała, że już nigdy nie będzie chodzić, stała się ofiarą… starej barierki, o którą się oparła, pozując do zdjęcia. Jak to jednak często bywa, najgorsze rany powstają nie na ciele, lecz na umyśle – trauma (wypadek zdarzył się na oczach rodziny) daje o sobie znać na każdym kroku, a pełne dobrych chęci otoczenie nie potrafi pomóc bohaterce. Pogrążająca się w coraz większej depresji kobieta przestaje opuszczać dom i odsuwa się od bliskich (film kręcono między innymi w prawdziwej posiadłości Bloomów, położonej na północnych plażach Sydney).
To zwierzę pomaga najbardziej
Ma to być jednak w zamyśle opowieść „ku pokrzepieniu serc”. I taka jest: Sam zaczyna ponownie interesować się życiem i nawiązywać zerwaną więź z bliskimi dzięki znalezionemu przez jedno z jej dzieci pisklęciu, które również spadło z dużej wysokości. Rodzina otacza je opieką, a kobieta zaczyna się z nim identyfikować, dostrzegając pewne analogie. Według Camerona, gdy ptak zdrowiał fizycznie, Sam zdrowiała psychicznie. Nawiązała ze skrzydlatym przybyszem więź i – jak to często bywa – to zwierzę, a nie obecność ludzi, pomogło jej najbardziej.
Kiedy Penguin odzyskała siły i dorosła, mogła rozpocząć samodzielne życie na wolności. Cameron pisał: „Wszyscy zgadzamy się, że będzie doskonałą matką, i bardzo się z niej cieszymy. Oczywiście bardzo za nią tęsknimy – ale wiedzieliśmy, że była dzika w sercu, kiedy ją znaleźliśmy. Nieskończone błękitne niebo nie należało do nas, zawsze należało do niej. Gdziekolwiek Penguin pójdzie, zawsze będzie częścią nas”. Tymczasem Sam, namówiona przez męża, zaczęła trenować kajakarstwo. Przygoda z tym sportem przybrała dla niej zresztą nieoczekiwany obrót…
Trzeba oczywiście zauważyć, że produkcja nie wyróżnia się na tle innych tego typu opowieści: losy Sam i Penguin opowiedziane są konwencjonalnie i chronologicznie – dramat na początku, zmagania ze sobą i rozpad rodziny dokonujący się na naszych oczach, po czym niespodziewane pojawienie się w domu ptaka, związane z nim odrodzenie kobiety i triumfująca siła miłości. W zasadzie jedynym novum jest tu pojawienie się dzierzbowrona, na tle innych gatunków ptaków (poza nielicznymi filmami przyrodniczymi) praktycznie nieobecnego w kinematografii. Miłośnicy ptaków nie powinni się jednak spodziewać wyjątkowo rozbudowanej ptasiej biografii – w całym filmie znajdziemy może dwa ujęcia z punktu widzenia zwierzęcia, jest to bowiem klasycznie (a więc antropocentrycznie) opowiedziana historia. Z pewnością zyskałaby na atrakcyjności, gdyby zabawne skądinąd sceny z udziałem Penguin poszerzyć o jej ptasią perspektywę. Tego pomysłu tu jednak zabrakło. W mojej ocenie – 6/10.