ODMIENNE STANY ŚWIADOMOŚCI. Znakomity psychodeliczny sci-fi horror
Ławkę w parku i siedzącego na niej pijanego mężczyznę można pokazać na dwa sposoby. Pierwszy to punkt widzenia przechodnia, który zobaczy normalny park, zwyczajną ławkę i kogoś nietrzeźwego, kto na niej siedzi i bełkocze. Cała scena będzie jednak znacznie ciekawsza z zaburzonej alkoholem perspektywy mężczyzny, któremu wydaje się, że drzewa dziwnie się ruszają i zrzuca go ławka, na której siedzi.
Chcąc pokazać świat w ten sposób, reżyser musi spróbować wejść do głowy kogoś takiego. Czasem sięga w tym celu do dokumentacji naukowej (Odmienne stany świadomości) lub inspirujących fragmentów z literatury (Pod Mocnym Aniołem). Czasem wystarczą relacje ludzi, którym rzeczywistość miesza się z fikcją przez halucynacje wywołane narkotykami lub chorobą (Nagi lunch). A czasem wystarczy po prostu oryginalny pomysł, który usprawiedliwi niesamowitość scenariusza (John ginie na końcu). Niezależnie od pomysłu, filmowcy dwoją się i troją, by taki zaburzony punkt widzenia wiarygodnie przedstawić na ekranie. Tu bardzo przydają się efekty specjalne – tradycyjne lub/i komputerowe – dzięki którym da się zrealizować nawet najbardziej surrealistyczną scenę w rodzaju wchodzenia Johna Malkovicha do własnej głowy (Być jak John Malkovich).
Żeby zebrać tak nietypową twórczość w jednym miejscu, powstaje ten cykl, którego tytuł – Odmienne stany świadomości – zapożyczam od horroru Kena Russella. To chyba najlepszy wybór na otwarcie serii tekstów o filmach, gdzie postrzeganie świata przez bohatera jest zaburzone między innymi:
1. przez narkotyki/leki – czyli wszelkiej maści uzależnienia, również od alkoholu, efekty wywoływane przez te substancje i skutki ich odstawienia,
2. przez choroby – schizofrenia, urojenia, zmiany w mózgu, zaburzenia świadomości, etc,
3. przez nietypowy punkt widzenia – a więc wpływ silnych emocji lub wybujałą fantazję, która może zniekształcać fakty.
W tak nieobiektywne wersje rzeczywistości da się uwierzyć, tylko akceptując ich nietypowe pokazanie, często mocno odstające od stylu zerowego. Niektóre tego typu filmy wręcz bazują na wywołaniu w widzach pewnego wrażenia, do czego nie prowadzi związek przyczynowo-skutkowy, ale na przykład oniryczna atmosfera, przerysowane aktorstwo lub umowność świata przedstawionego. Warto zaufać reżyserowi i zaryzykować seans filmu o nieoczywistej budowie, fabule lub stronie wizualnej. W ten sposób nie tylko sprawdzamy własną tolerancję na eksperymenty, lecz także istnieje szansa, że zaczną nam się podobać.
ODMIENNE STANY ŚWIADOMOŚCI #1: ODMIENNE STANY ŚWIADOMOŚCI
“Zbiornik sam w sobie był niezwykły. Był pionowy i wyglądał jak stary bojler. W środku trzeba było nosić ciężką szklaną bańkę, co wydawało się raczej niewygodne. Było jednak skuteczne”… – tak młody naukowiec, doktor Eddie Jessup (William Hurt), określa urządzenie, dzięki któremu może prowadzić swoje badania. W piwnicy Akademii Medycznej godzinami przebywa zamknięty w zbiorniku izolującym, a asystujący mu Arthur Rosenberg (Bob Balaban) rejestruje jego stan. Odcięty od bodźców zewnętrznych, unoszący się w słonej wodzie Jessup ma intensywne, długotrwałe halucynacje, które go fascynują. Po opuszczeniu zbiornika przegląda wykresy monitorujące jego stan podczas zanurzenia. Robi notatki i kataloguje własne przeżycia, stara się także je interpretować. To jego pasja i to widać. Potrafi bez końca opowiadać o badaniach, swoich i cudzych teoriach, przez co znajomi traktują go nie do końca poważnie, choć z szacunkiem. Eddie uważa, że jeżeli w ludzkich genach jest zachowana pamięć naszych przodków, to można do niej dotrzeć, zagłębiając się w podświadomość.
Szukając jej, Jessup wyrusza do Meksyku z profesorem Edouardo Eccheverrią, który prowadzi go do małej społeczności Indian Hinchi praktykujących rytuał z użyciem halucynogennych grzybów. Miejscowy brujo (z hiszp. czarodziej) zezwala na obecność Eddiego, który pyta, jakich wizji ma się spodziewać. Jednak żadne tłumaczenia nie przygotowują go na psychoaktywne działanie mikstury uwarzonej przez tubylców: błyski fajerwerków, plemienny dziki taniec wokół skały-bóstwa, dystyngowana para w bieli siedząca pod parasolem w ogrodzie pełnym ogromnych kwiatów. Wybuch atomowy. Jaszczurka, która staje się wężem i oplata głowę mężczyzny o twarzy Jessupa.
Wizje ustają dopiero rano. Eddie jest oszołomiony, ale zainteresowany zbadaniem próbki herbaty grzybowej i określeniem jej wpływu na mózg. Chce połączyć sesje w zbiorniku izolacyjnym z naparem Indian Hinchi, który może znacznie wzmocnić halucynacje i pozwolić Jessupowi zbliżyć się do pierwotnej jaźni i pamięci przodków ukrytej w jego DNA.
W filmie Odmienne stany świadomości zaburzenia nie są problemem, lecz celem. Eddie chce odrzucić znane i oczywiste postrzeganie świata tak samo, jak odrzuca społeczne konwenanse. Przykłady takich zachowań są zresztą dość zabawne. Kobiecie, która proponuje mu małżeństwo, przypomina, że jest co najmniej dziwny i że musi się z tym liczyć. Z kolei w odpowiedzi na komplement kolegi, że w środowisku akademickim jest szanowaną i chwaloną osobistością, Jessup pyta rozczarowany, czy naprawdę tak go postrzega. Rękami i nogami broni się przed wygodnym i prostym życiem, ucieka od niego. Wydaje się, że jedynym naturalnym środowiskiem jest dla Eddiego zbiornik izolujący, gdzie może robić to, co chce – odkrywać nowe stany świadomości. Im mocniejsze i dłuższe halucynacje, tym lepiej. Jednak zaniepokojeni znajomi nie próbują odwodzić Jessupa od wielogodzinnych sesji, bo na co dzień zachowuje się normalnie – a dokładnie nie dziwniej niż zazwyczaj. Badania Eddiego wchodzą na zupełnie inny poziom, kiedy zaczynają zmieniać go fizycznie na podobieństwo doktora Jekylla i pana Hyde’a.
Słyszałem o rozbuchanych wizualnie filmach Kena Russella, ale tak smakowitych efektów się nie spodziewałem. Widać, że największy nacisk położono na możliwie najbardziej plastyczne i niepokojące przedstawienie halucynacji Jessupa, którym poświęcono sporo czasu ekranowego. Jako że bohater w dzieciństwie był bardzo wierzący (co zmieniło się, gdy umarł jego ojciec), wizje wypełnione są symboliką religijną i satanistyczną oraz nawiązywaniem do śmierci i ofiary. Razem z Eddiem widzimy ukrzyżowanego człowieka z głową bestii o wielu oczach, umierającego starca na szpitalnym łóżku, a także siebie z Pismem Świętym. Innym razem jest to morze lawy, Golgotę i nagi tłum wijący się w agonii. Wszystkiemu towarzyszą hałas, uczucie niepokoju i migające światła. Kiedy regres Jessupa pogłębia się, zaczyna tracić ludzką formę. Najpierw jest małpą, a potem jakby puchł lub mutował w bezkształtną masę, coraz mniej przypominającą człowieka.
Pod tym względem filmowi Odmienne stany świadomości bardzo blisko do horroru cielesnego, a skojarzenia z Muchą Davida Cronenberga są bardzo na miejscu. Choć transformacje u Russella nie są tak rozbudowane, podobieństwa widać na kilku płaszczyznach. Eddie Jessup i Seth Brundle to naukowcy, może nie szaleni, ale niewątpliwie ekscentryczni. Obaj to pasjonaci, których otoczenie traktuje z przymrużeniem oka, obaj próbują przekraczać granice nauki, obaj też posuwają się za daleko w swoim dążeniu do odkrywania nowych prawd. O ile w Musze wszystko zapoczątkował przypadek, o tyle w filmie Odmienne stany świadomości bohater dokonuje świadomych wyborów, a jedyne zaskoczenie to ich konsekwencja. Cronenbergowski Seth mówi, jak się czuje i co myśli, jednak reżyser pozostawia to naszej interpretacji. Widzimy fizyczną transformację, zmiany w mózgu są tylko sugerowane. U Russella Eddie skrupulatnie zapisuje i analizuje zarówno swoje wizje, jak i stan zdrowia monitorowany przez urządzenia, ma też świadka-asystenta nadzorującego przebieg sesji w zbiorniku.
Dzięki temu, że widzimy to samo co Jessup, jest nam łatwiej zrozumieć jego postrzeganie świata, które zmienia się wraz ze stanem jego umysłu. Im dłuższe są halucynacje, tym mniej przyjazny jest dla Eddiego rzeczywisty świat. Jest coraz mroczniejszy, wygląda trochę nienaturalnie, jak choćby zupełna ciemność za oknami mieszkania Jessupa czy mało światła i gra cieni w pomieszczeniach. Im bliżej końca filmu, tym silniejsza jest atmosfera chaosu i podskórnego niepokoju. Dialogi są bardziej nerwowe, histeryczne, postacie mówią jedna przez drugą i nie zawsze można je zrozumieć. Reżyser zachęcał aktorów do improwizacji i szarżowania, co widać, ale biorąc pod uwagę przedstawione wydarzenia i ich niesamowitość, trudno o trafniejsze środki wyrazu. Nadekspresja współgra też z charakterami postaci: ekscentrycznym doktorem, bezgranicznie zakochaną w nim kobietą, zafascynowanym asystentem i sceptycznym, gadatliwym naukowcem. Zespół pasjonatów i indywidualności, które mimo różnic współpracują ze sobą, choć nie są pewni, co ostatecznie mogą osiągnąć.
Podobnie wyglądały relacje na planie. Ken Russell był reżyserem ze swoją wizją, która nie pokrywała się z tym, co wyobrażał sobie scenarzysta Paddy Chayefsky. Był autorem tekstu Odmienne stany świadomości, bazującego na historii prawdziwego naukowca, Johna C. Cunninghama. Zajmował się badaniem deprywacji sensorycznej, czyli możliwości poszerzenia ludzkiej świadomości przy użyciu zbiornika izolującego i substancji psychoaktywnych. Napisane przez siebie na ten temat opowiadanie Chayefsky przerobił na scenariusz, do którego Russell chciał dodać kilka rzeczy od siebie. Obaj panowie byli wtedy cenionymi i nagradzanymi twórcami o znanych nazwiskach. Okazali się jednak wyjątkowo trudni we współpracy. Do tego stopnia, że scenarzysta wycofał się z projektu i zakazał umieszczania swojego nazwiska na jakichkolwiek materiałach promocyjnych filmu i na liście płac – w napisach widnieją imiona Chayefsky’ego, czyli Sidney Aaron. Ze względu na upór i kurczowe trzymanie się swoich pomysłów w późniejszych wywiadach Russell określił go jako człowieka, którego nie można zadowolić. Paradoksalnie, to ostatni film, który współtworzył Paddy Chayefsky. Zmarł kilka miesięcy po zakończeniu zdjęć i podobno gotowego dzieła nigdy nie zobaczył.
Z produkcją filmu Odmienne stany świadomości wiąże się jeszcze jedna ciekawostka. Kiedy Ken Russell pracował na planie, studio braci Warner wdrażało nową, w zamyśle rewolucyjną technologię kinowego dźwięku o wdzięcznej nazwie Megasound. Poza dodatkowymi głośnikami na sali (umieszczonymi za ekranem) użyto sprzętu emitującego niskie częstotliwości towarzyszące odgłosom trzasków, wybuchów i drobniejszych szmerów. Dzięki temu niepokój widzów podczas seansów miał być wzmocniony. Niestety nie dowiemy się, jak te doznania działały na odbiór filmu, ponieważ do kin weszło tylko kilka produkcji (w tym druga część Supermana) z zastosowaniem technologii Megasound.
I bez tego dzieło Kena Russella ogląda się z narastającym skupieniem, a systematycznie postępująca obsesja Jessupa przerażając – fascynuje. Historia ekscentrycznego naukowca mieści w sobie science fiction i horror cielesny połączone z metafizycznym traktatem o poszukiwaniu jaźni. Reżyser pozwolił nam doświadczyć psychodelicznych wizji, które na żywo mogłyby pozbawić zdrowych zmysłów niejednego człowieka. Dzięki magii kina możemy wejść do głowy pełnej malowniczych halucynacji i poczuć namiastkę Odmiennych stanów świadomości.
korekta: Kornelia Farynowska