ODBICIE ZŁA (2008) – PROJEKT DOPPELGANGER #6
Film Odbicie zła (The Brøken) w reżyserii Seana Ellisa otwiera motto z opowiadania William Wilson autorstwa legendarnego przedstawiciela czarnego romantyzmu Edgara Allana Poego.
Zwyciężyłeś i przeto ulegam. Atoli odtąd umarłeś na równi ze mną – umarłeś dla Ziemi, dla Nieba, i dla Nadziei! We mnie istniałeś i – spojrzyj w swoją śmierć, spojrzyj wskroś tej, która jest twoją postaci – jak doszczętnie zamordowałeś siebie samego!
Cytat ten wprowadza widza w świat grozy i niesamowitości. Od początku seansu zostajemy wrzuceni w świat złowieszczych odbić lustrzanych. Wizerunków, które tylko kogoś udają. Nie są prawdziwe. Od razu wiemy, że będzie to film o walce z samym sobą. O walce na śmierć i życie, po której finale na podłodze będzie leżał przynajmniej jeden trup. A może i dwa… U Poego sobowtór był jedynie alegorią, istniał tylko w wyobraźni, ale w Londynie z filmu Ellisa, naprawdę zaroiło się od doppelgangerów…
Wyobraźcie sobie siebie przy codziennych prostych czynnościach. Rozmawiacie przez telefon, bierzecie prysznic, idziecie ulicą… Okazuje się, że nie jesteście sami. Ktoś wyłania się z ciemności. Staje za waszymi plecami. To intruz, który chce waszej śmierci. Ale nie jakiś zwykły morderca czy bandzior. Ma waszą twarz. Identyczną, ale i nieco inną. Złowieszczy grymas, pustka w oczach, bije od niego chłód i mrok. Nikt nie jest gotowy na takie spotkanie, ale doświadczyli go bohaterowie Odbicia zła, rodzina McVeyów.
Zaczęło się od Giny (Lena Headley), która pracuje w gabinecie radiologicznym. Ogląda dziwne zdjęcie rentgenowskie. Bardzo rzadki przypadek. Serce po prawej stronie klatki piersiowej. Diagnoza – dekstrokardia, situs inversus, medyczny fenomen, kiedy narządy wewnętrzne znajdują się po przeciwnej stronie. Jak w lustrzanym odbiciu.
Później jest jeszcze dziwniej. Ktoś twardzi, że widział jak Gina wychodzi z pracy jakiś czas temu. Więc dlaczego nadal tu jest? To musiała być jakaś pomyłka… Czyżby? Nieco później, wracając do domu Gina widzi swojego sobowtóra. Dochodzi do wypadku. Młoda kobieta budzi się w szpitalu i niczego nie pamięta… Gdy wraca do domu, ma wrażenie, że jej chłopak dziwnie się zachowuje, jest odmieniony. Nabiera przekonania, że nie jest tym, za kogo się podaje. Jest podmieńcem. Złym sobowtórem. Lekarze podejrzewają Zespół Capgrasa. To zaburzenie psychiczne, odkryte w latach dwudziestych minionego wieku. Osoba dotknięta tą psychozą jest przekonane, że jej najbliżsi, członkowie rodziny, współmałżonek, zostali podmienieni na identycznie wyglądające kopie. Są to jednak całkowicie obcy ludzie, którzy dodatkowo zdają się stanowić śmiertelne zagrożenie… Tylko, czy każde zjawisko i zachowanie, którego nie jesteśmy w stanie wyjaśnić zdroworozsądkowo, musi być chorobą psychiczną…
Film przedstawia pewien wycinek rzeczywistości. Ludzie są eliminowani przez złe sobowtóry, które zajmują ich miejsce. Domyślamy się, że jest to zjawisko na skalę masową, ale Ellis pokazuje tylko jego mikroskopijny wycinek. Jedną rodzinę. Ojca, syna, córkę, ich partnerów i sąsiadów, którzy przestają być sobą…
Sobowtóry z Odbicia zła mają w sobie coś ze zwiastujących nieszczęście i śmierć doppelgangerów, ale jest w nich coś jeszcze. Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że reżyser wiedział co nieco o okołosobowtórowym folklorze i mitologii… W wierzeniach skandynawskich istniał demon o nazwie vardøger. Nazwę tę można dosłownie przetłumaczyć jako „głos ostrzeżenia”, albo „duch poprzedzający”. Tak jak doppelgänger oznacza „podwójnego wędrowca”, czyli sobowtóra, który towarzyszy konkretnej osobie i jest najczęściej widziany tylko przez nią, tak vardøger jest sobowtórem posiadającym autonomię. Przemieszcza się niezależnie od oryginału, niejako wyprzedza swój odpowiednik. Jest kilka kroków przed nim. Skandynawowie wierzyli, że demon ten pojawia się zamiast osoby, którą dubluje, zwykle pozostawiając po sobie złe wrażenie. Vardøger, podobnie jak germański doppelgänger, jest negatywnym dubletem człowieka, jego mroczną, złą połową, jednak różni się tym, że wchodzi w interakcje z innymi ludźmi. Budzi przy tym niepokój, poczucie obcości, które jest jednak racjonalizowane, bo to przecież niemożliwe, żeby stała przede mną istota, która wygląda jak znana, bliska mi osoba, ale nią nie była…
Dzieło Elisa to film surowy, oszczędny w formie, wręcz kameralny.
Ale jednocześnie jest to obraz naszpikowany sobowtóropochodną symboliką i rozważaniami nad bytem, istnieniem człowieka. To esencja sobowtórowej metaforyki. Jest tu niemal wszystko: dualizm ontologiczny, manichejskie pierwiastki dobra i zła; trauma, kryzys egzystencjalny, niepewność własnej tożsamości, brak wiedzy o sobie, swojej historii, przeszłości; jest podejrzenie choroby psychicznej, fenomeny medyczne i psychologiczne związane z pojęciami indywidualności i tożsamości; są wszechobecne lustra – nader często rozbijane – i cienie; w pracowni malarskiej jednego z bohaterów oglądamy, ale też jesteśmy oglądani przez jednego człowieka w wielu wariantach – spoglądają na nas dziesiątki par oczu z portretów ojca artysty… W tym jednym filmie skupił Ellis większość pytań i wątpliwości, które pojawiają się w opowieściach z motywem sobowtóra, a także nieodłącznych tym historiom atrybutów.
„Każdy wizerunek prawdziwy ma cień, który jest mu sobowtórem”, pisał Antonin Artaud. Jakby zgadzając się z tą maksymą, twórcy Odbicia zła zbudowali filmową wizję dwóch równoległych światów. Autentycznego – chociaż po seansie nachodzą wątpliwości, czy ma prawo być tak nazywany – i lustrzanego. Oba wydają się być równie realne. Równorzędne. Tyle że świat po drugiej stronie lustra jest ponury, złowieszczy i chyba w jakiś sposób wybrakowany. Bo inaczej dlaczego jego mieszkańcy mieliby chcieć przejść na druga stronę, odcinając sobie drogę powrotu…?
Co ciekawe film przypomina formalnie obraz oglądany zza lustra. Wszystko jest nieostre, lekko zamglone i rozmyte. Jakbyśmy obserwowali świat z perspektywy złego sobowtóra ukrytego za ścianą zwierciadła.
Poe i jego William Wilson są klamrą spinająca dzieło Ellisa. Enigmatyczny cytat otwierający film odnajduje dopełnienie w finałowej scenie. Miłośnicy amerykańskiego pisarza na pewno dostrzegą, że Gina McVey ma znacznie więcej wspólnego z Williamem Wilsonem niż się z pozoru zdaje.
Czy Gina, której towarzyszymy jest prawdziwą Giną, czy złą Giną która wyłoniła się z mrocznego miejsca, przeszła na drugą stronę lustra? Kto kogo pokonał? I czy w przypadku podobnego starcia, w ogóle można mówić o zwycięstwie?
Odbicie zła do gatunkowy miszmasz. Elementy horroru, thriller psychologiczny, wreszcie dramat egzystencjalny. Opowieść o jednostce, która nie jest pewna siebie. Bardzo klimatyczny i niepojący film, który spodoba się nie tylko amatorom sobowtórowych pojedynków.