search
REKLAMA
Recenzje

OBI-WAN KENOBI. Recenzja dwóch pierwszych odcinków serialu

Ewan McGregor powraca jako mistrz Kenobi.

Filip Pęziński

29 maja 2022

REKLAMA

Nie ulega wątpliwości, że Obi-Wan Kenobi powinien być jednym z najbardziej ekscytujących projektów gwiezdnowojennych Disneya od czasu Przebudzenia Mocy. Na warsztat wzięto bowiem postać absolutnie kultową, do roli po siedemnastu latach przerwy (!) powrócił uwielbiany przez fanów Ewan McGregor, a całość jest jednocześnie sequelem Zemsty Sithów i prequelem Nowej nadziei. Niestety, serial na razie nie zachwyca.

Tak jak wspomniałem we wstępie, serial poświęcony postaci Obi-Wana Kenobiego wypełnia lukę między trzecią a czwartą częścią Sagi Skywalkerów. Pokazuje nam tytułowego bohatera 10 lat po tragicznym w skutkach rozkazie 66 i zabiera w pierwszej kolejności na Tatooine, gdzie Kenobi ukrywa się przed złowrogim Imperium i dopatruje dorastającego syna swojego dawnego ucznia. W tym czasie inkwizytorzy, służący Imperatorowi rycerze ciemnej strony Mocy, ścigają pozostałych przy życiu Jedi, a niebezpieczeństwo zaczyna czyhać też na kilkuletnią Leię Organę, drugie z ukrytych dzieci Anakina Skywalkera. Wszystko to sprawia, że Obi-Wanowi trudno pozostać biernym…

Fabuła jest mocno pretekstowa, ale sprawnie udaje się jej zerwać ze zbiorowym wyobrażeniem o Kenobim spędzającym dwie dekady między wydarzeniami z Zemsty Sithów a tymi z Nowej nadziei, żyjąc nieciekawym życiem pustelnika. Motywacja do działań dawnego mistrza Jedi przychodzi naturalnie i daje nadzieję, że serial nie nabruździ w mitologii świata George’a Lucasa, a być nawet może uda się mu pozszywać kilka dziur między dwoma pierwszymi trylogiami Sagi.

Na pewno absolutnym numerem jeden na liście plusów serialu pozostaje udział Ewana McGregora w roli głównej. Bez wątpienia on i jego interpretacja tej postaci były jednymi z najlepszych elementów tzw. trylogii prequeli i strzałem obsadowym, który cenili nawet najwięksi krytycy nowszych filmów Lucasa. Również serial zapowiada się jako produkcja, którą McGregor sprawnie poprowadzi przez największe mielizny. Nawet jeśli do spółki z twórcami kreuje na ekranie już zupełnie innego Kenobiego. Zgorzkniałego, pełnego smutku i zwątpienia, ale też mocno zmierzającego w kierunku postaci, którą poznaliśmy czterdzieści pięć lat temu w oryginalnych Gwiezdnych wojnach. Sam McGregor przyznawał w wywiadach, że fascynujące było dla niego stawanie się na ekranie Alekiem Guinnessem.

Niewiele poza McGregorem

Niestety, poza McGregorem i sprawnym sportretowaniem jego postaci trudno o kolejne wyraźne plusy produkcji (no, może poza epizodem wujka Owena, subiektywnie jednej z moich ulubionych postaci Sagi). Na ekranie przedstawiono już trzech antagonistów (wspomnianych inkwizytorów), a żaden z nich nie może pochwalić się chociaż cieniem charyzmy czy złowieszczości znanych de facto z wszystkich jedenastu wielkoekranowych odsłon marki. Szczególnie blado wypada Moses Ingram i grana przez nią Trzecia Siostra, bardzo nieprzekonująca w swych działaniach i wizerunku. Co gorsza, nie cieszy też obecność młodziutkiej Lei Organy, po raz pierwszy ta wspaniała postać Sagi nie budzi sympatii i szacunku, a raczej irytację i odrzucenie. Nie pomagają w tym naprawdę kiepskie i nienaturalne dialogi.

Co zaskoczyć może najbardziej, serial nie dostarcza także wizualnych atrakcji. Oczywiście, kolejne kreowane na ekranie światy, kosmiczne pojazdy i wymyślne rasy cieszą oko i sprawnie rozbudowują uniwersum, ale trudno liczyć tu na chociażby gram finezji, specjalnie pomysłowe ujęcie czy ekscytująco rozplanowaną scenę akcji. Całkowicie przezroczysta pozostaje też ścieżka dźwiękowa, a w przypadku Gwiezdnych wojen jest to grzech wyjątkowo ciężki.

Pierwszy odcinek serialu uznaję za względnie udany, bo skupiony na pokazaniu nam, w jakim miejscu znalazł się tytułowy bohater. Drugi, kiedy przechodzimy już do właściwej akcji, niestety skwitować mogłem tylko wzruszeniem ramion. I oczywiście wciąż liczę, że kolejne cztery przyniosą mi więcej pozytywnych emocji, ale fakt, że już przecież 1/3 serialu o Obi-Wanie Kenobim okazała się produkcją tak generyczną, po prostu smuci.


Dwa pierwsze odcinki dostępne są dla abonentów Disney+ w krajach z dostępem do aplikacji. Polska premiera 14 czerwca.

Filip Pęziński

Filip Pęziński

Wychowany na filmach takich jak "Batman" Burtona, "RoboCop" Verhoevena i "Komando" Lestera. Pasjonat kina superbohaterskiego, ale także twórczości Davida Lyncha, Luki Guadagnino czy Martina McDonagh.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA
https://www.moto7.net/ https://www.perkemi.org/ Slot Gacor Slot Gacor Slot Gacor Slot Gacor Slot Gacor Slot Gacor Slot Gacor Slot Gacor