OBCY – DECYDUJĄCE STARCIE. Sequel doskonały
I dziękujmy Cameronowi, że nie ważył się podnieść ręki na tę zagadkę, nie starał się jej rozwikłać. Jakiekolwiek wyjaśnienia nigdy nie będą tu satysfakcjonujące, a odarcie Obcych z aury ich tajemniczości momentalnie mogłoby zabić klimat serii. Reżyser Aliens być może świadomie, być może intuicyjnie ominął ten temat i paradoksalnie, film na tym zyskał. Cameron poświęcił atmosferę horroru oryginału, robiąc miejsce dla widowiskowości, wizualności i emocji. Horror z ambicjami i podtekstami ustąpił żywiołowej akcji i – w najlepszym tego słowa znaczeniu – rozrywce. Jest to jednak rozrywka szczególnego gatunku, bo przesycona uczuciami i namiętnościami, czasem niemal w czystej postaci, gdzie prawdziwy lęk i emocje biorą górę nad chłodną oceną oglądanego filmu.
Wreszcie na koniec – Aliens to zdecydowanie film Jamesa Camerona – jakże charakterystyczny dla jego twórczości. Znajdziemy w nim wszystko, co tak bardzo charakterystyczne dla tego reżysera. To, co najbardziej rzuca się w oczy, to rzecz jasna postać Ripley – jak w każdym niemal filmie tego Kanadyjczyka kobieta jest tu silna, zdecydowana, drapieżna i ekspansywna, choć nie traci przez to wiele ze swej kobiecości. Sarah Connor, Lindsey Brigman, Helen Tasker czy właśnie Ellen Ripley to sztandarowe heroiny współczesnego kina, które wykreował w swoich filmach Cameron.
Patrząc przez pryzmat tych postaci na Aliens można przypuszczać, że swoista obsesja reżysera na punkcie silnych i odważnych kobiet spowodowała, że właśnie w tym filmie postać Ellen Ripley, znanej z poprzedniej części cyklu jako kobieta na pewno dzielna i odważna, ale jednak słaba i krucha, ewoluowała do żeńskiego odpowiednika herosów kina kreowanych przez najbardziej muskularnych aktorów jak Schwarzenegger czy Stallone. Co ciekawsze – Ripley to nie tylko silna kobieta, ale to także kobieta, która w sytuacji kryzysowej potrafi objąć przywództwo nad grupą – bądź co bądź – twardych facetów, a nawet spełnić w tej grupie rolę opiekunki, co ewidentnie widać w finale, kiedy ciężko ranny Hicks jest zdolny wyłącznie do wsparcia moralnego naszej bojowniczki.
Przesłanie płynące z ekranu jest jasne – silna i zdecydowana kobieta potrafi sobie poradzić z problemami lepiej niż mężczyźni. Feminizm? Poprawność polityczna? Owszem, ale niech we wszystkich filmach skażonych tą ułomnością będzie to pokazane tak zgrabnie i wiarygodnie. Tylko talent reżysera i nieprzeciętne zdolności aktorskie Sigourney Weaver spowodowały, że efekt ekranowy tej psychologicznej mutacji nie obrócił się w niezamierzoną parodię filmowej heroiny. Siła i determinacja Ripley płynie z jej dogłębnej znajomości zagrożenia, jakie niesie ze sobą starcie ludzi z Obcymi, które to zagrożenie niemal do samego końca nie jest rozumiane bądź akceptowane przez mężczyzn-żołnierzy. Oto więc kolejny punkt dla płci pięknej – za przewagę intelektualną i rozsądek.
Inną cechą charakterystyczną dla filmów Camerona, którą znajdziemy także w Aliens, to niebywale, wręcz fetyszystyczne przywiązanie do technologii. Cameron z wyraźnym uwielbieniem rozkoszuje się pokazywaniem widzowi wszelkiego rodzaju broni, statków, pojazdów czy maszynerii bazy Hadley’s Hope, sprawiając czasami wrażenie, że technologia w tym filmie jest dla niego ważniejsza niż ludzie i ich problemy. To oczywiście pozory, ale to ciągle przewijający się motyw w filmografii tego twórcy. Kto nie wierzy, niech przypomni sobie, w jaki sposób Hicks uczy Ripley, jak posługiwać się pulse riffle, albo też scenę, gdy dzielny kapral daje Ellen osobisty nadajnik – to chyba jedyne sceny w filmie, które niosą ze sobą pewien ładunek erotyzmu, w tym przypadku jednak jest to erotyzm zmaterializowany (o ile jest to wystarczająco zręczne określenie), powiązany w niejednoznaczny sposób z technologią.
I wreszcie ostatni element charakterystyczny dla twórczości Camerona, jaki możemy odnaleźć w tym filmie – to kwestia relacji emocjonalnych między bohaterami, wyzwolonych poprzez ekstremalne sytuacje. W Terminatorze Sarah Connor zakochuje się w chroniącym ją przed śmiertelnie niebezpiecznym robotem żołnierzu – Kyle’u, w Otchłani niebezpieczeństwo czyhające na dnie oceanu odnawia uczucia w rozpadającym się małżeństwie, a w Aliens ekstremalne sytuacje powtórnie wyzwalają w Ripley uczucia macierzyńskie wobec znajdującej się w śmiertelnym niebezpieczeństwie dziewczynki. Cały Cameron… Można śmiało powiedzieć, że właśnie te trzy powtarzające się w każdym filmie tego reżysera elementy stanowią specyficzny szkielet emocjonalny jego dzieł, będącym swoistym uzewnętrznieniem prywatnych pragnień i uczuć, materializujących się na naszych oczach na kinowym ekranie.
Jak jawi się w moich oczach ten film po tylu latach od premiery, na tle współczesnych produkcji? Otóż – niemal na każdym polu wygrywa z ogromną większością dzisiejszych pozycji science fiction. I nie będę tu wspominał o perfekcyjnym, spójnym scenariuszu czy niebywałej widowiskowości scen batalistycznych, bo tak chyba można już mówić o akcji, jaka rozgrywa się w tym filmie. Aliens to film, o jakim dziś możemy praktycznie tylko pomarzyć – bez wire-dancingu, bez efektów komputerowych, bez wariackiego montażu. W tym filmie nie znajdziemy grama łopatologicznej politycznej poprawności, bełkotu pseudopsychologicznego czy logicznych dziur w fabule – tych wszystkich “rodzynek” jakimi jesteśmy raczeni we współczesnym kinie. Rzecz jasna – film nie jest zupełnie bez wad: a to blue-box widać wyraźnie w kilku scenach, a to kuleje fizyka świata przedstawionego na ekranie (jakże silne ręce miała Ripley w finale), jednak to wszystko to tylko detale, nie wpływające w żaden sposób na odbiór filmu.
Do dziś pamiętam, kiedy po raz pierwszy obejrzałem Aliens w kinie, do dziś pamiętam uczucie niezwykłego podekscytowania, napięcia i niebywałych emocji. Po dziś dzień pamiętam ryk wściekłości Królowej tracącej swoje dzieci (a może to był płacz matki?) i namacalną niemal wściekłość Ripley walczącej o przetrwanie swojego dziecka. Dziś już takich filmów nie robią, dziś nie powstają takie proste, klasyczne w swej konstrukcji dzieła, dostarczające prawdziwych, głębokich emocji. Dziś już nikt nie robi takich filmów, jak Obcy – decydujące starcie.
Tekst z archiwum film.org.pl.