O MAŁY GŁOS. Dwa duety
Ćwierć wieku temu na ekrany kin wszedł film kameralny i zarazem pełen rozmachu, zabawny i jednocześnie melancholijny, rozrywkowy i przy tym mądry. Nominowano go do ponad trzydziestu nagród – w tym do Oscara, BAFTA i Złotych Globów. Ten film nazywa się O mały głos i nadal zachwyca.
Trudno wyobrazić sobie większe przeciwieństwa niż Mari i jej córka Laura, zwana LV (Little Voice – Mały Głos). Mari jest kapryśną, krzykliwą i wulgarną kobietą w średnim wieku, która lubi sobie chlapnąć i zmienia partnerów jak rękawiczki. Z kolei Laura to nieśmiałe, zahukane dziewczę, które po śmierci ukochanego ojca uciekło w świat fantazji, gdzie ścieżkę dźwiękową stanowią piosenki Marilyn Monroe, Shirley Bassey i Judy Garland. Laura jest obdarzona wielkim darem wokalnym, przypadkowo odkrytym przez Raya Saya – kolejnego kochanka Mari. Drugorzędny impresario wie, że trafił na żyłę złota. Ale jak skłonić pogrążoną w depresji dziewczynę, która nie wychodzi ze swojego pokoju, żeby wystąpiła na scenie przed publicznością? Ray zawiązuje rodzaj nieformalnej spółki z Mari, razem zamierzają zrobić z Laury gwiazdę i zbić fortunę na jej talencie. Tymczasem dziewczyna wpada w oko Billy’emu, wrażliwemu monterowi telefonów, który zajmuje się hodowlą gołębi.
O mały głos to filmowa wersja sztuki teatralnej The Rise and Fall of Little Voice Jima Cartwrighta z 1992 roku. Sukces przedstawienia granego na londyńskim West Endzie i nowojorskim Broadwayu zdecydował o realizacji filmu. Za kamerą stanął Mark Herman, który w 1996 roku zwrócił na siebie uwagę Orkiestrą o górniczym zespole muzycznym z Yorkshire borykającym się z recesją. Akcja O mały głos toczy się w równie nieefektownych lokalizacjach (Scarborough, zaniedbane miasto robotnicze w północnej Anglii), bohaterowie filmu pochodzą ze środowiska robotniczego. Ale nie jest to realistyczne kino społeczne, bo Herman potraktował tę konwencję w sposób cokolwiek instrumentalny, poszerzając ją o elementy baśniowe (zgodnie z duchem teatralnego pierwowzoru). Nie znaczy to jednak, że jego film nie nosi znamion realizmu. Przeciwnie – ta opowieść o dążeniu do sukcesu z jednej strony i uciecze od niego z drugiej wydaje się zaskakująco prawdziwa pomimo wyraźnej umowności.
Film ukazuje jednocześnie historię dwóch par: Mari i Raya oraz Laury i Billy’ego. Pierwszy tandem jest ze sobą z powodów czysto merkantylnych, chce po prostu wypromować Laurę i czerpać profity ze swojego „odkrycia”. Mari i Ray zdają się panami swego losu, budują wokół siebie otoczkę ludzi czynu. Natomiast drugi duet tworzą nieśmiali wrażliwcy, którzy nie chcą od świata niczego poza swoim towarzystwem, bo połączyło ich prawdziwe, głębokie uczucie. Twórcy bardzo sprytnie ukazali na ekranie ten kontrast: Mari i Raya sportretowali ostrą kreską, na granicy karykatury, ale nigdy jej nie przekraczając. Historię miłosną Laury i Billy’ego naszkicowali zaś w sposób liryczny i delikatny, niemal bajkowy. Ten kontrapunkt robi tym większe wrażenie, jeśli wziąć pod uwagę przewrotny finał. Oto pozornie przebiegły Ray i przebojowa Mari okazują się kompletnymi nieudacznikami, podczas gdy fajtłapowaty Billy i sierota Laura odnoszą zwycięstwo – odnajdują siebie i swoje miejsce w świecie.
Nic by z tego nie wyszło, gdyby nie wybitne aktorstwo śmietanki brytyjskiej kinematografii. Jane Horrocks, która grała Laurę już na deskach teatralnych, jest po prostu zjawiskowa – nie dość, że przekonująco zagrała osobę w depresji graniczącej z katatonią, to jeszcze samodzielnie zaśpiewała wszystkie piosenki. Brenda Blethyn w roli Mari przeszła samą siebie: jest odpychająca i zarazem fascynująca, sentymentalna i równocześnie toksyczna. Za jaskrawym makijażem i wyzywającym ubiorem kryje się jednak kobieta przerażona starością i samotnością. To trio uzupełnia bezbłędny Michael Caine jako Ray Say – podstarzały cwaniaczek, który ostatkami sił próbuje utrzymać się na powierzchni, a kiedy to się nie udaje, śpiewa sprofanowaną wersję piosenki It’s Over w gorzkim akcie samoświadomości. Jest jeszcze Ewan McGregor, który obdarzył Billy’ego swoim chłopięcym urokiem, oraz Jim Broadbent jako pan Boo, szemrany właściciel zapyziałego klubu i niewydarzony komik.