(NIE)ZNAJOMI. Niestety, to o nas…
I co z tego, że już było? Nie mam z tym problemu – zresztą można byłoby z pomysłu Dobrze się kłamie w miłym towarzystwie zrobić dziesiątki filmów, które opierałyby się na podobnym trzonie, co zresztą nawet się dzieje. Grupa ludzi siedzi przy stole, powoli wychodzą na wierzch coraz to nowe tajemnice, a ich relacje ulegają drastycznej przemianie. Nieznajomi wprawdzie dzielą trzon z oryginałem, ale nie robią tego na zasadzie przywłaszczenia, lecz eleganckiej aktualizacji pomysłu wyjściowego.
Kolacja u Tomka i Ewy, jest miło, całkiem przyjemnie, to jedna z tych przyjacielskich biesiad przy grupowym stole i maksymalnie jednej butelce wina do pasty. Kolacja z tych, które – muszę wyznać – jako już trzydziestolatek staram się unikać. Przychodzą znajomi – kumpel Grzegorz z żoną, Czarek i nowo poznana dziewczyna Ola, jest też Wojtek, który ma ostatnio problemy w pracy. Żartowanie, dzieci zostawione w domu, rozmowa o pracy, drobne złośliwostki – grubo na tej umieralni robi się jeszcze zanim Ola wpadnie na ciekawy pomysł, mianowicie… goście muszą czytać wszystkie swoje SMS-y publicznie. Jawne mają być również wszystkie rozmowy telefoniczne. Niepozorna kolacja zmienia się w horror skropiony wódką i winem jeszcze zanim podany zostanie deser. Ponoć przeróbki oryginalnego filmu Paolo Genovese’a robią furorę od Korei po sam Meksyk, a teraz do tego fenomenu możemy dorzucić produkt rodzimy, bo właśnie taki posmak mają (Nie)znajomi. Niby znajome danie z dalekich stron, ale czujesz swojskie przyprawy w pozytywnym tego słowa znaczeniu.
Podobne wpisy
To, co łączy wszystkie te filmy, mieści się w eksperymencie myślowym – zastanówcie się bowiem, komu powierzylibyście swojego smartfona? Ile grzeszków klasy średniej mieści się w główce od szpilki, a ile samokrytyki potrzeba, aby zgodzić się przed samym sobą, że nie żyjemy tak, jak chcielibyśmy, aby inni to widzieli? Odpowiedź w obu przypadkach – sporo. Komedia Tadeusza Śliwy wymierza bowiem siarczysty policzek klasie średniej, małostkowości, udawanej przyjaźni oraz horrorowi, jakim są wyblakłe sympatie oraz tworzenie sobie wirtualnego wizerunku. Wszystko to może zostać spopielone w ciągu jednego wieczoru, w którym nagle teatr zwany życiem codziennym zostaje zawieszony. Nie działałoby to tak mocno, gdyby nie galeria prawdziwych, różnorodnych charakterów popchniętych w kierunku jednego stołu. Chyba najsmutniejszą konkluzją dotyczącą relacji tych postaci jest fakt, że jak to w życiu bywa – oni sami nie wiedzą, co ich spaja, a terapia przy stole nie jest jedyną, którą muszą sobie zafundować.
Najjaśniej błyszczą tutaj Maja Ostaszewska jako zahukana kura domowa i Tomasz Kot oraz Katarzyna Smutniak jako gospodarze imprezy, mający wiele spraw do przepracowania między sobą, ale trzeba przyznać, że cała plakatowa ekipa radzi sobie na ekranie bardzo dobrze. Nawet w scenach, gdy wjeżdża niepotrzebny, ale całkiem zabawny wątek palenia marihuany, aktorzy nie błądzą po omacku. Z drugiej strony jest to swoisty moment przejścia, bo to chwilowe zawieszenie cech nudnej, męczącej kolacji dla trzydziestolatków, jest początkiem prawdziwej katastrofy.
Kolacje z “przyjaciółmi”, o których prawie nic nie wiemy, poukrywane SMS-y, homofobiczne żarty, jakaś tam jedna piłeczka w tygodniu na hali z kolegą, który to z chęcią by skończył tę tradycję, bo morfuje w dorodnego pantofla; opadłe penisy i koszularze w ostatnim podrygu udawania, że to jeszcze nie koniec ich młodzieńczego żyćka. Z drugiej strony szczeniackie akcje – romanse przez przypadek, naga fota w MMS, smart dom w pilocie. Przy słowotoku, makaronie z bakłażanem i szocie tequilli. Ktoś powie coś złośliwego, bo tylko tak umie, a ktoś zacytuje Coehlo. Taka jest temperatura tego filmu.
Tylko czekać, aż coś w tym świecie strzeli. A najgorsze, gdy zdajesz sobie sprawę, że to może być o Tobie. Niby o ludziach, u których pogasło już wszystko, co mogło pogasnąć, ale na szczęście reżyser potrafi wpuścić nieco światła. I między nimi jakiś drobny miły gest, jeden dżoincik, kłamstwa, sygnały wiadomości i przyjaźnie na ślinę. Nie wiem, może bawiło i przerażało mnie to na przemian bardziej niż powinno, ale ta kameralna opowieść działa bardzo dobrze.