NIEWŁAŚCIWY CZŁOWIEK
Fonda wypowiadał się o pracy z Alfredem Hitchcockiem w samych superlatywach: „Hitch był zawsze bardzo zabawny. Wchodził na plan, opowiadał jakąś zabawną historię, a potem dopiero mówił: »No dobra, kręcimy«. Wszyscy uwielbiali z nim pracować”. Pomimo tak ciepłych słów Fonda nigdy więcej nie współpracował już z Hitchcockiem, w przeciwieństwie np. do Jamesa Stewarta albo Cary’ego Granta, którzy po swoich pierwszych doświadczeniach związanych z pracą na planie mistrza suspensu zarzekali się publicznie, że już nigdy więcej nie wystąpią w żadnym jego filmie, a mimo to pojawili się w obrazach Brytyjczyka jeszcze niejednokrotnie.
Sam Hitchcock wspomina Niewłaściwego człowieka w rozmowie z Françoisa Truffautem raczej jako film nieudany: „Muszę przyznać, że moja stanowcza troska o to, by wiernie podążyć za historią prototypową, stała się powodem istotnych słabości konstrukcyjnych. Po pierwsze, skoro historia mężczyzny została na dłuższy czas przerwana – w celu opowiedzenia historii jego żony, popadającej w szaleństwo – powrót do jego procesu stracił swą dramatyczną siłę. Po drugie, proces zakończył się zbyt gwałtownie. Owszem, w życiu tak się dzieje, tu jednak przydałaby się licencja dramaturgiczna. (…) Zaklasyfikujmy ten film jako marny film hitchcockowski”. Warto w tym miejscu jednak przypomnieć, a niewtajemniczonym wytłumaczyć po raz pierwszy, że Alfred Hitchcock bardzo rzadko wypowiadał się po latach o swoich filmach pozytywnie. Prędzej dostrzegał ich wady niż zalety.
Ja nie potrafię zgodzić się z oskarżeniami reżysera dotyczącymi Niewłaściwego człowieka. Nie uważam, że proces traci swą dramatyczną siłę ze względu na chwilowe skupienie się na postaci żony Manny’ego, odgrywanej przez Verę Miles. Wątek Rose Balestrero jest w moim przekonaniu niezwykle istotny dla wydźwięku Niewinnego człowieka. To właśnie za jego pomocą Hitchcock pokazuje, że ofiarą nieszczęsnej pomyłki nie jest jedynie Manny. W takim samym, a może nawet i większym stopniu cierpi z powodu tragicznego zbiegu okoliczności żona głównego bohatera. Z czasem zaczyna ona popadać w obłęd związany z poczuciem winy – to ze względu na ból zęba Rose protagonista udał się do zakładu ubezpieczeń po pożyczkę. W żadnym wypadku wątek obłędu nie odbiera siły dramatycznej procesowi. Ogranicza się on wszak jedynie do sześciu scen, które w interesujący sposób wypełniają czas pomiędzy wpłaceniem kaucji przez rodzinę Balestrero a batalią sądową Manny’ego.
Owszem, Hitchcock ma rację, mówiąc, że proces kończy się gwałtownie – wynika to jednak z podążania za faktami, przyjętej przez reżysera konwencji. Nie potrzeba tutaj żadnego trzymającego w napięciu do ostatniej sekundy zakończenia, doskonale zastępuje je scena modlitwy głównego bohatera – jeden z moich ulubionych fragmentów z siedemnastu filmów Alfreda Hitchcocka, które udało mi się do tej pory obejrzeć w całości. O dziwo nawet skłonny do malkontenctwa reżyser wspomina ją całkiem ciepło: „(…) podobał mi się też moment, kiedy złapany został prawdziwy winowajca, a Fonda w tej samej chwili modlił się, odpowiadała mi ta ironiczna zbieżność”. Fragment ten został przede wszystkim znakomicie wyreżyserowany. Szykujący się do wyjścia z domu Manny rzuca okiem na obrazek Chrystusa, który wisi w pokoju. Otwiera usta i bezgłośnie wypowiada słowa modlitwy. Wtem twarz Manny’ego zaczyna przenikać się z kolejnym kadrem – w stronę kamery powoli zmierza tajemniczy mężczyzna. Przenikanie kończy się w momencie, w którym oblicza Manny’ego i mężczyzny znajdą się dokładnie w tym samym miejscu na ekranie. I wtedy dopiero widz jest pewien – oto przedstawiony mu został prawdziwy winny przestępstw, które pogrążyły Christophera Emmanuela Balestrero oraz jego najbliższą rodzinę.
Dowodów na mistrzowską reżyserię Hitchcocka jest w Niewłaściwym człowieku oczywiście znacznie więcej. Wspomnieć można chociażby jedną z pierwszych scen filmu, w której Manny opuszcza Stork Club po wieczornym koncertowaniu. Wychodzi na opustoszałą ulicę i przez zaledwie kilka sekund znajduje się idealnie pomiędzy dwoma patrolującymi okolicę funkcjonariuszami policji. Hitchcock w subtelny sposób daje znać widzowi już w trzeciej minucie filmu, jaki los czeka biednego Balestrero. Bardzo pomysłowo nakręcona została również scena pierwszej nocy Manny’ego w areszcie. Bohater z niedowierzaniem w oczach rozgląda się po niewielkiej, kwadratowej celi. Kamera podąża za wzrokiem protagonisty, prezentując widzom przytłaczające mężczyznę ze wszystkich stron ściany aresztu. Wreszcie, gdy Manny przygnębiony siada na pryczy i usiłuje zasnąć, obiektyw zaczyna coraz szybciej wirować wokół niego. Nasila się również muzyka autorstwa Bernarda Herrmanna. Za pomocą samych środków czysto filmowych (bez użycia dialogów albo narracji z offu) Hitchockowi udało się w tej scenie niezwykle sugestywnie oddać atmosferę bezsilności, a także natłok myśli atakujący głównego bohatera podczas pierwszej w życiu nocy spędzonej za kratkami.
Niewłaściwy człowiek bardzo spodobał się ponoć samemu pierwowzorowi postaci Manny’ego – prawdziwemu Christopherowi Emmanuelowi Balestrero. Nic w tym zresztą dziwnego. Wszak film Hitchcocka to przede wszystkim niezwykle rzetelna rekonstrukcja tragedii, która dotknęła pechowego mężczyznę i jego rodzinę. Tragedii, która nie miała prawa się wydarzyć, a jednak zaistniała i, wbrew informacjom zawartym w napisach końcowych, naznaczyła swe ofiary na całe ich przyszłe życie.