NIEOSZLIFOWANE DIAMENTY. Samotność długodystansowca
Z Nieoszlifowanych diamentów nieustannie emanuje mrok, a widz, słuchając tarmoszącego jego słuch nowojorskiego akcentu, ma wrażenie, że na ekranie dzieje się coś ważnego. Coś, co zaraz odmieni losy miasta, co nieodwracalnie wpłynie na losy naszego bohatera, niepokojące “coś”, które towarzyszy nam do ostatnich minut. Od czasu Waves nie miałem okazji spotkać się z tak intensywnym tempem, wręcz wzorowo poprowadzonym przez reżyserów filmu – braci Safdie. W ostrej, nieco katastroficznej wizji życia amerykańskiego dłużnika Adam Sandler staje naprzeciw światkowi wierzycieli. To obraz w prosty sposób ukazujący, do czego może doprowadzić ciągłe kuszenie losu i prowadzenie łajdackiego trybu życia. Parafrazując polskiego rapera, Nowy Jork w najnowszej produkcji twórców Good Time pachnie jak szlugi i kalafiory. Ale to od zamieszkujących go ludzi czuć jedną gorszącą woń: kłamliwość połączoną ze zwyczajnym draństwem. Nieprawość dawno nie została nakreślona w tak grzeszny sposób.
Podobne wpisy
Bohater Sandlera, Howard Ratner, na co dzień siedzi w branży jubilerskiej, “bawi się” w hazard i dłużny jest naprawdę spore sumy różnym poważniejszym wierzycielom. Ratner zamknął się w niebezpiecznej pętli, z której nie będzie mu łatwo uciec. Jego przykra autodestrukcja przejawia się przede wszystkim w ekspresyjnym, momentami niebezpiecznym zachowaniu. Wiecznie nabuzowana, wybuchowa osobowość, która oszukuje samą siebie, że wszystko ma pod kontrolą, raczej nie ma większych szans na przetrwanie w tej miejskiej dżungli. Główny bohater prezentuje się jako niesłychany dupek, a łatwiej mu doprowadzić kogoś do szewskiej pasji, aniżeli wieść z nim spokojne relacje. Howard zdradza żonę, bezlitośnie traktuje zapatrzoną w niego kochankę, a przez kolejne dni przechodzi niczym samozwańcze bóstwo. Nowy Jork to dla niego miejsce ciągłych transakcji, nie potrafi zatrzymać się nawet na sekundę. Lichwiarzy traktuje z wyższością, a takie zachowanie wyłącznie pogarsza jego podbramkową sytuację. Buntowniczy charakter i zgubne wybory doprowadzą do jego powolnego upadku. Nieoszlifowane diamenty są bezlitosną rozprawą z łajdactwem Ratnera. W innym wcieleniu mógłby pozostać nieoszlifowanym diamentem, postacią w miarę dla widza pozytywną. Tutaj jednak zasługuje na całkowite potępienie. Bracia Safdie już wiedzą, jak karać obrzydliwych typów.
Nieoszlifowane diamenty okazują się filmem bez miary absorbującym. Zagmatwane życie Ratnera, ukazane tylko i wyłącznie z jego perspektywy, jawi się jako niebezpiecznie kuszące, choć przecież nikt nie chciałby znaleźć się w jego skórze. Pieniądze i wszelkie źródła zarobku Howard traktuje jako sacrum, stawiając je ponad wszystko. Rodzinę i życie prywatne zalicza zaś do sfery profanum; nie ma skrupułów, z materialną miłością podchodzi do syna, żonę traktuje przedmiotowo, a kochankę jako ucieczkę od wywoływanych przez siebie problemów. Ten ponad dwugodzinny spektakl staje się rozliczeniem za wszelkie popełnione przez złe czyny. Ciążące nad bohaterem fatum zaczyna go dopadać, bezduszni wierzyciele gnębić, a każdemu z przedstawionych wydarzeń towarzyszy porywająca muzyka Daniela Lopatina. Adam Sandler robi wszystko, by wspiąć się powyżej granic możliwości i wycisnąć z roli różnorodne emocje. Pełen temperamentu jubiler zarówno wzbudza niechęć, jak i krótkie momenty sympatii, doprowadza do stanów tymczasowej awersji, ale mimo wszystko do końca mu kibicujemy. W szczególności zaś Sandler jako Howard Ratner wywołuje u widza najważniejsze wrażenie: jest dla niego wiarygodny. Czy zasługiwał na Oscara, to rzecz stricte subiektywna, ale po raz kolejny pokazuje, że znakomicie nadaje się do ról życiowych frustratów.
Tak jak wspominałem, film Benny’ego i Josha Safdie to wciąż diament prawie idealny; chwilami, niestety, pedantyczna maniera reżyserów woła o pomstę do nieba. Tak jak z początku gwałtowna narracja potrafi odbiorcę przykuć do ekranu, tak później może (choć nie musi!) okazać się dla niego zbyt efektowna i burzliwa. Wynika to z prostego faktu, że twórcy starają się utrzymać widza w pełnym skupieniu, robią wszystko, by ani razu nie poczuł znużenia, o co łatwo przy dzisiejszych produkcjach. Wydaje się, iż założone postanowienie niezbyt wypaliło, natłok wątków potrafi nie tyle zmęczyć, co po prostu odsunąć widza. Dlaczego? Nie ma tu mowy o lukach scenariuszowych, ten jest napisany zwięźle i klarownie, ale w wielu chwilach ma się wrażenie, że czegoś zabrakło. Nieciekawie prezentują się wątki rodzinne bohatera, które funkcjonują jako dopełnienie ostrej myśli przewodniej, a nakreślone relacje istnieją raczej dla – mniej lub bardziej nieudolnego – skontrastowania dwóch twarzy Ratnera. Ta druga portretuje faceta próbującego uchronić najbliższych od popełnionych błędów i do końca (nieumiejętnie) walczącego o ich względy. Wątki te niekoniecznie dobrze wybrzmiewają w akompaniamencie kryminalnych aspektów filmu, są prowadzone za krótko i w zbyt wykalkulowany sposób. Możemy z łatwością przewidzieć, jakie słowa zostaną wypowiedziane w dialogach, jakie konkluzje z nich wynikną, do jakich wyborów one doprowadzą. A nikt nie lubi, kiedy ktoś idzie na łatwiznę. Te elementy są przecież typowymi wypełniaczami. Ewentualnie nieporadnym scenopisarstwem, gdzie familijny dramat chciano połączyć z atrakcyjną intrygą.
A24 trafiło w dziesiątkę, dystrybuując żywiołowe Nieoszlifowane diamenty. Ekscytujące podejście do tematyki spłaty długów – pomimo pewnych potknięć – staje się jednym z gwoździ styczniowego programu. Kto wie, może i całego roku. Czas pokaże, czy tytuł ten przetrwa próbę czasu i dotrzyma kroku mitowi zrodzonemu wokół niego jeszcze przed premierą. Na ten moment pozostaje wydać jeden jasny wniosek – to film perwersyjny i kino najwyższej próby.