search
REKLAMA
Recenzje

NIEBIESKOOKI SAMURAJ. Oryginalny, NAJLEPSZY serial NETFLIXA tego roku

Ten serial Netflixa to prawdziwy hit.

Jakub Piwoński

27 listopada 2023

REKLAMA

Udany, wartościowy, wciągający serial na Netfliksie to rzecz ostatnimi czasy tak rzadka, jak rzadki jest niebieski kolor oczu Japończyków. Z tego względu nowe anime z miejsca urasta do miana prawdziwego oryginału.

Z chwilą gdy piszę te słowa, średnia ocen na IMDb wynosi 9.0 przy około 15 000 głosów, co jest nie lada wyczynem. Zasłużenie?

W listopadzie 2023 premierę miało anime skąpane w japońskim sosie kulturowym (choć tworzone, a jakże, z udziałem amerykanów). Z samurajami, szogunami i katanami, nakręcone zgodnie z zasadami bushido. Nie, nie mam na myśli adaptacji Onimushy, która weszła do biblioteki Netflixa w podobnym czasie. Niebieskooki samuraj – to tytuł, który powinien dodać sobie do listy must see nie tylko każdy sympatyk sushi, ale generalnie każdy zwolennik mocnych i wyrazistych smaków w kinie.

Jeśli japońskie historie mają sprzedać się na rynku Zachodnim, potrzeba do tego uniwersalnego, sprawdzonego motywu przewodniego. Takiego, który zespala się z kulturą obydwu stron i jest przez nie zrozumiały. Tak się składa, że Azjaci – czy to w wydaniu japońskim, czy koreańskim – są mistrzami w opowiadaniu o zemście. Wie coś o tym chociażby Takashi Miike, który z krwawej pomsty uczynił znak swego stylu, wie to także Quentin Tarantino, który jeden ze swoich filmów, stanowiący hołd dla kina sztuk walk, oparł właśnie na motywie zemsty.

Dokładnie w te same tony uderza Niebieskooki samuraj, opowiadając o wojowniku, który niczego tak nie pragnie, jak śmierci swych dawnych oprawców.

Tym trochę lepiej obeznanym z kinem azjatyckim schemat fabularny obrany w Niebieskookim samuraju może wydać się wyświechtany. Bo ileż to razy można eksploatować pomysł, wedle którego dowiadujemy się, że zemsta jest ślepa, a ten, kto zawinił, musi zginąć, schlebiając przy okazji pierwotnym instynktom. Najwyraźniej w tej prostocie wciąż istnieje metoda na silnie oddziałujące kino. Kluczem jest umiejętny dobór niuansów i obudowanie osi fabularnej tak, by zawierała ona znacznie więcej bodźców do refleksji. Pod tym względem produkcja Netflixa ponownie jest oryginalna.

Bohaterem Niebieskookiego samuraja jest niejaki Mizu, tajemniczy wojownik, który obrał sobie za cel pomszczenie śmierci swej matki. Właściwie, to trzeba powiedzieć „bohaterką”, bo jak się okazuje, jedną z tajemnic, jaką Mizu ukrywa, jest jego własna płeć. Choć jest kobietą, zdecydował się przywdziać „kostium” mężczyzny, gdyż znacznie lepiej nadawał się do realizacji postawionego celu. Niestety, kobiety w Japonii okresu Edo miały zgoła inną rolę do wypełnienia. Daleko im było do władania mieczem. A to właśnie sztuka posługiwania się tym orężem najbardziej interesowała Mizu.

https://www.youtube.com/watch?v=nJ1yQn17lbE

Tytuł Niebieskooki samuraj wypada rozpatrywać jako oksymoron. To bowiem zestawienie dwóch sprzecznych pojęć. Nie tylko dlatego, że odnosi się do kobiety w przebraniu mężczyzny, ale także dlatego, że niebieski kolor oczu był dla Japończyków czymś trudnym do osiągnięcia, wręcz niemożliwym, a przez to zapewne pożądanym. Od samego zatem początku bohaterka zwraca uwagę osób, których spotyka na swej drodze, ponieważ z zachowania i wyglądu jest trudna do zdefiniowania. Taki też jest ten serial, wymykający się czytelnym kategoriom, zbudowany na motywie zemsty, zawierający elementy melodramatu, filmu historycznego i przygody.

Warto zwrócić uwagę, że można w tym odnaleźć jeszcze jedną metaforę. Ówczesna Japonia była zamknięta na Zachód. Czarny charakter tej historii jest z kolei białego koloru skóry. Obrót spraw w filmie jest taki, że pojawienie się reprezentanta rasy kaukaskiej burzy dawny układ i wprowadza nową jakość. Japonia ma się wkrótce otworzyć, czym rozpocznie okres swego rozkwitu. Nim to jednak nastąpi, nowa technologia bojowa musi przynieść zagładę. Mamy tu zatem do czynienia z historią opowiadającą o tym, że po nocy przychodzi dzień, a rozlew krwi działa oczyszczająco nie tylko na duszę, ale także na otoczenie.

Zmiana rodzi się najpierw w myśleniu. Niebieskooki samuraj to także opowieść o uprzedzeniu i stereotypach kulturowych. Tytułowy kolor ma wyrażać tajemniczość, ale jednocześnie być zapowiedzią przemian. Także tych budzących przerażenie. Historia rozgrywa się więc w skali makro i mikro. Japonia chce być inna, ale jednocześnie dobrze jej jest w bezruchu. Tak jak bohaterka filmu, dla której płeć jest pojęciem płynnym, choć paradoksalnie to właśnie połączenie się z prawdą o sobie samej i swej cielesności pozwala jej w finałowej scenie dokonać przełomu.

To pewnie zaledwie kilka warstw tej historii, sprawdzającej się zarówno jako krwawe kino akcji, jak i filozoficzna przypowieść o pokręconej naturze człowieka. W tym serialu jest znacznie więcej złota, zapewniam was, bo stylistycznie to także najwyższa próba. Ogląda się to jednym tchem, oko lubi to i chce więcej. Jest dosadnie, eskapistycznie i seksownie. Ta ostatnia jakość stanowi obok śmierci główną przyprawę serii, zapewniającą jej pikanterię, bo sprowadza historię do nieuchronności ludzkiej żądzy – a jakakolwiek by ona nie była, jakimkolwiek mieczem byłaby kierowana, jest w niej coś pociągającego.

Jakub Piwoński

Jakub Piwoński

Kulturoznawca, pasjonat kultury popularnej, w szczególności filmów, seriali, gier komputerowych i komiksów. Lubi odlatywać w nieznane, fantastyczne rejony, za sprawą fascynacji science fiction. Zawodowo jednak częściej spogląda w przeszłość, dzięki pracy jako specjalista od promocji w muzeum, badający tajemnice początków kinematografii. Jego ulubiony film to "Matrix", bo łączy dwie dziedziny bliskie jego sercu – religię i sztuki walki.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA