search
REKLAMA
Recenzje

NASZA BANDERA ZNACZY ŚMIERĆ: sezon 2. Na spokojnym morzu [RECENZJA]

„O Mój Boże, faceci są tak cholernie emocjonalni”.

Michał Kaczoń

6 października 2023

Nasza bandera znaczy smierc
REKLAMA

Gdy serial Nasza bandera znaczy śmierć zadebiutował w 2022 roku na HBO Max, wziął widzów z zaskoczenia. Historia o piratach przeplatała się tu bowiem z opowieścią o rodzeniu się uczucia między mężczyznami, a całość umiejętnie łączyła elementy kostiumowej opowieści z dobrze skrojoną komedią i elementami melodramatu. Stylistyczny miszmasz produkcji był tym, co przykuwało widza do ekranu i zaskakiwało go na każdym kroku.

Teraz, uzbrojeni w wiedzę na temat stylu serialu, siadamy do nowych odcinków z nieco innym podejściem i nastawieniem, a choć produkcja dowozi we wszystkich elementach, w których dowoziła poprzednio, widz czuje leciutki niedosyt brakiem równie przewrotnej wolty, co przed rokiem.

„Nasza bandera znaczy śmierć”, sezon 2 – recenzja. Bad Breakup/Bad Romance

Pierwsze odcinki nowego sezonu stanowią bezpośrednią kontynuację wątków z premierowej serii i pokazują, jak mocno bohaterowie przeżywają dramatyczne wydarzenia z końcówki sezonu. Jak bardzo są zranieni i odreagowują przemocą i złością to, czego nie potrafią wyrazić słowami. Dość powiedzieć, że w jednym z pierwszych odcinków padnie piękne sformułowanie, które doskonale oddaje stylistykę całego serialu. Gdy nowa bohaterka mówi do drugiej: „O Mój Boże, faceci są tak cholernie emocjonalni”, w pełni opisuje to zachowania każdego z bohaterów, targanych silnymi uczuciami, które nie mogły dotąd znaleźć swojego ujścia.

To zresztą jedna z największych sił Our Flag Means Death – to serial, który na wiele różnych sposobów, w tym explicite wprost z ekranu, mówi o tym, że rozmowa jest najlepszym rozwiązaniem większości naszych problemów. Spokojne przegadanie tego, co nas gryzie i z czym się nie zgadzamy, potrafi czynić cuda.

Blackbeard (świetny Taika Waititi), nie mogąc pogodzić się z decyzją Steda (równie ekspresyjny i kradnący wiele scen dla siebie Rhys Darby), ze zdwojoną siłą łupi, grabi i plądruje. Musi robić dużo dzikich i szalonych rzeczy, by zagłuszyć wewnętrzny ból i ziejącą ze środka pustkę po rozstaniu. Wygląda to trochę tak, jak gdyby mężczyzna nie wiedział, że może w ogóle posiadać serce i uczucia, a co dopiero złamane serce. Wije się teraz jak zranione zwierzę, które nie wie jeszcze, jak wylizać swoje rany, więc rzuca się na oślep w każdą możliwą stronę. Gdy poczynania mężczyzny pójdą o krok za daleko, dojdzie do dramatycznych zdarzeń z udziałem zbuntowanej załogi, które odmienią życie bohaterów. Nie zdradzając za wiele, napiszę jedynie, że każda z postaci przejdzie tutaj własną przemianę, by lepiej zrozumieć siebie i swoje potrzeby.

Co jednak ważne – jak na serial tak mocno opowiadający o sile rozmowy i pokojowego działania, mam wrażenie, że niektóre przemiany postaw następują tu minimalnie za szybko, bez odpowiedniej dawki rozłożonego w czasie podbudowania emocjonalnego. Jasne – ważny jest tutaj także komediowy timing i samo tempo zdarzeń, ale mam poczucie, że niektóre wątki mogłyby być nieco bardziej rozwinięte dla jeszcze lepszego podbicia ich emocjonalnego wydźwięku. W obecnym kształcie są i dobrze się oglądają, ale czasem brak im odpowiedniego impetu.

„Nasza bandera znaczy śmierć”, sezon 2. Na spokojnym morzu

Siłą pierwszego sezonu była jego spora nieprzewidywalność i udane mieszanie form. W drugiej serii sprawy idą już dość sprawdzonym trybem, oferując nam wariacje na temat motywów przerabianych w premierowych odcinkach. Choć zdarzają się fajne one-offy (świetny odcinek z „opętaniem”) czy poszczególne motywy (nawet nie wiecie, jak bardzo potrzebowaliście zobaczyć irlandzkiego aktora Kristiana Nairna najlepiej znanego z roli Hodora w Grze o tron w pełnym dragu), wydaje się, że całości brakuje tej nuty szaleństwa, która tak silnie przykuwała do ekranu przed rokiem.

Mocne strony serialu wprawdzie nadal pozostają mocne, ale mam poczucie, że niektóre rzeczy stały się nieco bardziej przewidywalne. Ale to w zasadzie głównie dlatego, że już poznaliśmy styl i pomysł tego serialu, a tego rodzaju wolty zaskakują najlepiej za pierwszym razem. Teraz pływamy raczej po znanych wodach, co oczywiście ma w sobie bardzo wiele uroku, ale całości brakuje chyba tego efektu zaskoczenia, który posiadał pierwszy sezon, gdy nikt jeszcze nie wiedział, czego się może spodziewać. Teraz wiemy to doskonale i dostajemy tego na pęczki. Napisałbym „z nawiązką”, ale mam wrażenie, że nowe odcinki są po prostu dobre, ale już nie „bardzo dobre”.

Na pewno warto ponownie pochwalić niezwykłą inkluzywność serialu, który z orientacji bohaterów nie czyni wielkiego tematu, ukazując raczej wszystkie odcienie tęczy, rozpościerające się między czernią a bielą. Co zresztą świetnie współgra z wyjątkowo zwichrowanymi i dramatycznymi losami postaci, a w kilku scenach pozwala nawet zaskoczyć widza.

Warto pochwalić także dobór muzyki, który jest w tym sezonie wyjątkowo udany. Dość powiedzieć, że w jednym z odcinków otrzymamy męską wersję La vie en rose, nieocenionego szlagieru Édith Piaf, a fani Kate Bush będą mogli wreszcie pobujać się w rytm innego hitu niż Running Up That Hill. Eklektyzm muzyki pozostaje wartością dodaną serialu, który w ten sposób umiejętnie bawi się formą.

„Nasza bandera znaczy śmierć”, sezon 2 – oceniam nowe odcinki serialu HBO Max

Drugi sezon Our Flag Means Death jest minimalnie gorszy od świetnej „jedynki”, ale produkcja sygnowana nazwiskiem Davida Jenkinsa, po prostu pozostaje pięknym serialem. Momentami cudownie absurdalnym, by w innych chwilach uraczyć nas wyjątkowo trafną uwagą na temat życia emocjonalnego.

Nie jest to wprawdzie produkcja, która odmieni wasze życie – co wnioskuję też po tym, że z pierwszego sezonu pamiętam tyle, że mi się podobał, a już bardzo niewiele z samej fabuły – ale jest przy tym zwyczajnie zastrzykiem pozytywnej energii. Momentami podlanym krwawym sosem dość mocno obrazowej przemocy (parę trupów potrafi zjeżyć włos na głowie), ale w gruncie rzeczy dziełem słodkim i czułym, który jest niczym ciepły kożuszek, którym można nakryć się w chłodniejsze dni. Pod tym względem więc październikowa data premiery jest wręcz idealna. Niby więc nic wielkiego, a jednak cieszy i bawi, a tego chyba od rozrywki popularnej oczekujemy najbardziej.

Na koniec muszę dodać jeszcze, że danie recenzentom do obejrzenia i oceny siedmiu z ośmiu odcinków sezonu jest czynem iście godnym pirata. Jak ja mam teraz czekać trzy tygodnie na zwieńczenie tej wybuchowej historii?

Pierwsze trzy odcinki drugiego sezonu serialu „Nasza bandera znaczy śmierć” zadebiutowały na platformie HBO Max w czwartek, 5 października. Kolejne emitowane będą po dwa co tydzień.

Michał Kaczoń

Michał Kaczoń

Dziennikarz kulturalny i fan popkultury w różnych jej odmianach. Wielbiciel festiwali filmowych i muzycznych, których jest częstym i chętnym uczestnikiem. Salę kinową traktuje czasem jak drugi dom.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA