search
REKLAMA
Fantastyczny cykl

NAJEŹDŹCY Z MARSA. Paranoiczne SCIENCE FICTION, po którym będziecie się BALI ZASNĄĆ

Film dostępny jest w serwisie Flixclassic.

Jakub Piwoński

25 maja 2023

martian restored 1280
REKLAMA

Lata pięćdziesiąte były dla świata okresem niepokoju i paranoi. Te nastroje zaowocowały szeregiem filmów gatunku science fiction, w których fantastyczni wrogowie ludzkości przybywający z dalekiego kosmosu mieli stanowić tak naprawdę odbicie zagrożenia skrywającego się za żelazną kurtyną i lęku przed wybuchem kolejnego konfliktu zbrojnego. Tak było w przypadku Wojny światów oraz Inwazji porywaczy ciał. I było tak w przypadku nieco zapomnianych Najeźdźców z Marsa.

Ta historia zaczyna się bardzo niewinnie. Nie ma tu tąpnięcia charakterystycznego dla kina SF. Pierwsze minuty filmu Najeźdźcy z Marsa to pochwała kulturalnego równania do Johnsonów. Mamy typową amerykańską rodzinę – ojca, matkę, syna –  z typowymi amerykańskimi uśmiechami na twarzy. Pewnej nocy syn wymyka się spod kołdry i postanawia obserwować gwiazdy. Zauważa tajemniczy obiekt. Woła ojca i prosi go, by ten zbadał miejsce lądowania. Ulega sugestii syna, ale… wraca zupełnie odmieniony. Po nim ofiarami pozaziemskiej siły stają się kolejni ludzie, przez co chłopiec traci punkt zaczepienia z rzeczywistością.

Reżyserem filmu Najeźdźcy z Marsa jest William Cameron Menzies – laureat specjalnego Oscara za pracę przy filmie Przeminęło z wiatrem. To dzięki Menziesowi kultowy romans obfituje w kolory. Nakręceni trzynaście lat później Najeźdźcy z Marsa stoją już technicolorem w sposób zaawansowany. Ukazanie pełnej palety barw było w przypadku tego filmu istotne z racji wyraźnie widowiskowego charakteru filmu. To może nie jest produkcja dobrze zagrana, bo pod tym względem jest grubo ciosana, ale nie można jej odmówić efektowności, zwłaszcza w kontekście finalnego aktu rozgrywającego się na statku kosmicznym. Dział efektów specjalnych miał sporo pracy, co widać gołym okiem. Okazał się też nad wyraz kreatywny – użył prezerwatyw do stworzenia bąbelków na ścianach podziemnych tuneli.

Film nominowano do nagrody Hugo za najlepszą prezentację dramatyczną. I faktem jest, że produkcji nie brakuje dramatyzmu, wzmacnianego momentami zbyt nachalnym patosem. Akcję śledzimy z perspektywy małego chłopca, w którego dzieciństwo wkrada się strach. Nie warto patrzeć w niebo – zdają się przestrzegać twórcy, dając do zrozumienia, że lepiej bezpiecznie spać pod kołdrą i nie próbować zrozumieć złożoności i ukrytych mechanizmów tego świata. Ciekawość z kolei prowadzi w prosty sposób do piekła, które zostało zgotowane młodemu bohaterowi za sprawą odkrytej prawdy. Pytanie, pozostające w zawieszeniu, brzmi jednak, czy życie w niewiedzy nie odwleka tylko faktu przykrej iluminacji na później, czyniąc ją jeszcze bardziej szokującą?

Film został w 1986 zrimejkowany. Zabrał się za to Tobe Hooper, ten sam twórca, który dał nam Ducha i Teksańską masakrę piłą mechaniczną. Echa Najeźdźców z Marsa da się jednak najsilniej usłyszeć w Inwazji porywaczy ciał nakręconej kilka lat później. Na swój sposób także Steven Spielberg swoimi Bliskimi spotkaniami trzeciego stopnia nawiązał do Najeźdźców, zwłaszcza biorąc pod uwagę kontekst, jakoby odpowiedzialność za kontakt z pozaziemską rasą spadała na niewinne dziecko; będące trochę takim symbolem naiwności istot ludzkich, nieposiadających zdolności do zrozumienia ogromu wszechświata.

Patrząc pod kątem aspektu paranoi, stanowiącej oś tej historii, to jednak najbardziej wspominana Inwazja, ale także Władca marionetek z 1994 byłyby tu filmami najwięcej czerpiącymi z filmu z 1953. Kosmos jest tu źródłem siły, która kradnie umysły i zamienia ludzi w ślepych akolitów i zarazem szpiegów działających pod przykrywką swoich ciał. Jest to rzecz jasna wyraźna metafora dla obawy przed wrogą indoktrynacją, która za sprawą środków masowego przekazu staje się możliwa do wdrożenia niemalże niezauważalnie. Tego, czego bano się kiedyś, dziś praktycznie stało się rzeczywistością, na którą trzeba brać nieustanną poprawkę.

Geneza filmu miała jednak o wiele bardziej prozaiczne podłoże. Żona pisarza Johna Tuckera Battle’a, autora literackie pierwowzoru, obudziła go pewnego ranka, aby zrelacjonować mu niepokojący sen, w którym Marsjanie najechali Ziemię. Kazał jej opowiedzieć go ze szczegółami, po czym zamienił w zarys fabuły. Znalazło to swoje odzwierciedlenie w momencie kulminacyjnym filmu, w którym dowiadujemy się, iż chłopiec tak naprawdę jeno śnił o kosmitach. Jest to jednak tylko pozorne ukojenie, zastosowane przez twórców. Sen to źródło niewinnych, fantastycznych wizji, ale może być też interpretowany jako metafizyczny przekaz ostrzegający nas przed tym obliczem świata, którego nie dostrzegamy gołym okiem. Jeszcze.

Film jest dostępny w serwisie Flixclassic.pl

Jakub Piwoński

Jakub Piwoński

Kulturoznawca, pasjonat kultury popularnej, w szczególności filmów, seriali, gier komputerowych i komiksów. Lubi odlatywać w nieznane, fantastyczne rejony, za sprawą fascynacji science fiction. Zawodowo jednak częściej spogląda w przeszłość, dzięki pracy jako specjalista od promocji w muzeum, badający tajemnice początków kinematografii. Jego ulubiony film to "Matrix", bo łączy dwie dziedziny bliskie jego sercu – religię i sztuki walki.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA