Na krańcu świata
Wytwórnia: United Artists
Reżyseria: Ted Kotcheff
Scenariusz: Evan Jones na podstawie powieści Kennetha Cooka
Zdjęcia: Brian West
Muzyka: John Scott
Obsada: Gary Bond, Donald Pleasence, Chips Rafferty.
“Na krańcu świata” (Wake in Fright) to wielkie dzieło w historii australijskiego kina. Szkoda tylko, że niedocenione, przez 38 lat pozostające w cieniu, zapomniane przez wielbicieli i dystrybutorów. Wydawać by się mogło, że skoro światowa krytyka w 1971 r. przyjęła film pozytywnie wystawiając mu znakomite recenzje, to jego losy potoczą się jak większość kinowych arcydzieł i znajdą swoje miejsce wśród produkcji najbardziej zasłużonych. Tak się jednak nie stało.
“Wake in Fright” został nominowany w 1971 r do Złotej Palmy w Cannes, jednak australijska publiczność źle przyjęła ten film. W zasadzie trudno stwierdzić jakiego rodzaju czynniki zdecydowały ostatecznie, że dystrybucja i odbiór nie przyczyniły się do właściwej recepcji dzieła. Według niektórych wina leżała po stronie amerykańskiej wytwórni filmowej – United Artist, która nie zadbała o właściwą dystrybucję. Sytuacja zmieniła się dopiero w 2009 r., kiedy producent Anthony Buckley zaczął poszukiwać w 1994 r. kopii filmu, która nadawałaby się do transferu na nośniki elektroniczne. W 2004 r odnaleziono negatyw w Pittsburghu (co ciekawe – był przeznaczony do zniszczenia). Ten długo poszukiwany oryginał stał się podstawą do renowacji i elektronicznej obróbki. W ten sposób zapomniane przez niemalże 40 lat dzieło wróciło do łask.
Dlaczego outback?
Wake in Fright to australijsko-amerykańska koprodukcja, filmowa adaptacja powieści Kennetha Cooka. Reżyserem tego obrazu jest Kanadyjczyk, Ted Kotcheff, autor m.in Terminatora Duddy’ego Kravitza. Scenariusz napisał Evan Jones. Zdjęcia do filmu kręcone były w australijskim outbacku, konkretnie w miejscowości Broken Hill, ale także w Melbourne i Sydney. Reżyser skupił się w głównej mierze na pokazaniu Australii z jej typową mentalnością, krajobrazami, urbanizacją i wspomnianym outbackiem – tematem często podejmowanym w australijskim kinie. Głównie ze względów kulturowych i antropologicznych. Filmowcom wydawało się, że nic tak bardzo nie odda specyfiki kraju i miejscowych zwyczajów jak przedstawienie historii i życia rdzennej ludności w ściśle określonym kontekście kulturowym. Właśnie dlatego outback był tak wdzięcznym motywem do filmowej eksploatacji. On pokazywał serce Australii.
Wydawać by się mogło, że Ted Kotcheff, chociaż z pochodzenia był Kanadyjczykiem, precyzyjnie odda klimat miejsca i czasu. Światowa krytyka doceniła starania reżysera, Australijczykom jednak nie spodobał się ton i ogólna wymowa filmu. Uznali oni, że fabuła jest zbyt przejaskrawiona, przedstawia outback w niekorzystnym świetle. Film jest pełen przemocy i ze swoimi scenami okrutnej rzezi na kangurach uderza w kulturę Australii, a jeśli nie uderza to na pewno dosyć prymitywnie ją przedstawia. Rodzima publiczność czekała na kino posługujące się idiomem australijskim. Film zrobiony przez Kanadyjczyka nie przyjął się. Po latach okaże się, że ta ocena była krzywdząca,wynikała z nadwrażliwości i była niepotrzebnym aktem buntu, który zaszkodził znakomitej fabule.
Wake in Fright jako perła New Australian Wave
Produkcja Kotcheffa jest uznawana za jeden z ważniejszych filmów Australijskiej Nowej Fali (Australian New Wave), czyli złotego okresu kina, wspaniałej dekady 1970-1980, w trakcie której powstały najwspanialsze filmy o Australii, wyreżyserowane zarówno przez rodzimych twórców jak i przez obcokrajowców. Warto tu wspomnieć o takich nazwiskach i produkcjach jak: Mad Max Georga Millera, Gallipoli, Piknik pod wiszącą skałą, Ostatnia fala, Petera Weira, Moja wspaniała kariera Gillian Armstrong, Chłopiec z burzy Henriego Safrana, Zbyt odległa niedziela Kena Hamanna, Walkabout Nicolasa Roega, czy też Pieśń Jimmiego Blacksmitha Freda Schepisiego. Australian New Wave eksploatowało mnóstwo tematów charakterystycznych dla kultury i wierzeń Austalii. Najbardziej reprezentatywne filmy przedstawiały zazwyczaj portrety ludzi żyjących w outbacku, aborygenów, ockerów, buszmenów, opowiadały o historiach, których akcja działa się w w rzeczywistości kolonialnej i postkolonialnej. Reżyserzy robili także filmy o problemach społecznych, ale modne też było kino będące pod wpływem maniery Hollywoodzkiej. Oczywiście głównym bohaterem w tych wszystkich filmach był prawie zawsze krajobraz – wdzięczny motyw, który bardzo często decydował o randze dzieła. Tak też było z filmem Teda Kotcheffa.
Kilka słów o filmie
John Grand (Gary Bond) jest nauczycielem w australijskim pustkowiu – Tiboondzie. Ma najwyraźniej dość miejsca, w którym przebywa. Znudzony samotnością, pragnie za wszelką cenę wyrwać się do metropolii, w której spędził większość swojego życia. Kiedy zbliżają się wielotygodniowe ferie bożonarodzeniowe, John z wielką radością wyrusza do Sydney by spotkać się ze swoją dziewczyną. Najpierw udaje się do górniczej Bundayabby, by stamtąd dotrzeć do ukochanej. Niestety w wyniku dziwnego zbiegu okoliczności mężczyźnie nie będzie dane dotrzeć do upragnionego miasta. W uroczej Bundayabby inteligentny, grzeczny, dobrze wyglądający nauczyciel spodoba się okolicznym mieszkańcom, dla których doskonałą zabawą i receptą na prowincjonalną nudę są hektolitry piwa, proste gry hazardowe i brutalne, nocne rzezie kangurów. Początkowo uprzejmy John nie potrafi odmówić gościnności mieszkańcom miasteczka. Najpierw zaczepia go miejscowy szeryf (ostatnia znakomita rola wielkiego aktora Chipsa Rafferty’ego) i proponuje kolejkę, potem jest czas na hazard. Zwiedziony łatwym i szybkim zarobkiem John traci prawie wszystkie swoje oszczędności. Następnego dnia trafia do domu niejakiego Hynessa, tam pijany do nieprzytomności próbuje zabawiać się z Janette – córką gospodarza, po czym wyrusza jeepem w ‘pijacką’ podróż po rozległych obszarach prowincji.
Towarzyszy mu banda hardych osiłków z prowincjonalnym lekarzem na czele (znakomity Donald Pleasence). Okazuje się, że John bardzo szybko adaptuje się do nowych warunków, chociaż nie potrafi z taką łatwością, jak robią to jego kumple, poderżnąć gardła kangurowi, jednak szybko przełamuje opór. Ta pijacka obfitująca w brutalne, realistyczne sceny eskapada trwa bardzo długo. Zmęczony John trafia do domu ekscentrycznego doktorka, gdzie niemal nie zostanie przez niego zgwałcony. Po tych wszystkich ekscesach brudny, skrajnie wyczerpany nauczyciel ląduje w mieście z niewielką sumą pieniędzy i prosi napotkanego kierowcę żeby go zabrał ze sobą. Wydawać by się mogło, że ten horror się zakończy, jednak los jest bardziej okrutny. Końcowa scena (której nie zdradzę) to kwintesencja niesamowitej przygody inteligenta. Bardziej tragicznego zakończenia nie można byłoby sobie wyobrazić.
Wake in Fright jako opowieść o obyczajach australijskiej prowincji
Film Kotcheffa przez wielu krytyków jest uważany za najbardziej sugestywny obraz australijskiego outbacku w kinie fabularnym. To mocne, wyraziste dzieło o gościnności, obyczajach i specyficznej męskości nie ma sobie równych wśród filmów przedstawiających realia prowincji. Reżyser pokazał w fascynujący, aczkolwiek brutalny sposób dzikość zarówno przyrody, jak i mieszkańców w mniej zurbanizowanych terenach. Ten obraz ujmuje przede wszystkim doskonałą grą aktorską. Na szczególną uwagę zasługuje wspomniany Chips Rafferty, Gary Bond, ale też Jack Thompson – aktor, znany m.in. z filmu “Zbyt odległa niedziela” Kena Hamanna. Warte uwagi są również przepiękne zdjęcia Briana Westa. Malowniczość krajobrazu to główny atut tego dzieła.
Oprócz tego obraz imponuje rozmachem, jaki główni bohaterowie nadają akcji w całej fabule, ale też realizmem. O tym ostatnim można się przekonać oglądając sceny rzezi kangurów. Niektóre momenty są rzeczywiście brutalne. Co ciekawe, mężczyźni zabijają zupełnie bez celu, można by rzec – dla kurażu i zabawy. Projekcja rzezi połączona z eskalacją męskiego okrucieństwa daje w finale efekt wynaturzenia. Nic dziwnego, że wielu zdegustowanych odbiorców podczas premierowych pokazów wychodziło z kina. Wiarygodność, intensywność koszmaru, którego doświadczają widzowie, oraz bijąca z ekranu ‘opresywność’ treści powoduje że fabuła przeraża (chodzi oczywiście o sceny polowania). Te odczucia, co dziwne mieszają się z fascynacją i zainteresowaniem, ponieważ obraz prezentuje coś, co miało miejsce w świecie rzeczywistym. Kotcheff wzorował się na realiach, które przy pomocy fabuły, w odpowiedni sposób zinterpretował. Powstał ciekawy film, chociaż w wielu momentach straszny, bo obnażający ludzkie okrucieństwo, ale też dokonujący psychologicznej wiwisekcji. Barbarzyństwo miejscowych hardych opryszków połączone z nocnymi eskapadami na brutalne rzezie kangurów były podobno częstymi praktykami australijskich prowincjuszy. Kres temu położył dopiero lewicowy rząd Gougha Whitlama.
Dramat człowieka nieprzystającego do outbacku
“Wake in Fright” to nie tylko mocny, przygodowy dramat z kulturą i obyczajowością typową dla australijskiego outbacku. To także i przede wszystkim dramat psychologiczny, opowieść o rozterkach młodego inteligenta odbywającego za marne pieniądze przymusową praktykę na pustynnych bezkresach dzikiej Australii. Nauczyciel ma zobowiązania względem rządu, który finansował jego edukację. Marzy jednak o lepszym życiu w centrum, metropolia jest jego celem.
Kotcheff w swoim filmie nakreślił obraz wrażliwego mężczyzny, nie przystającego do realiów majestatycznej, aczkolwiek dzikiej przyrody. John to człowiek o dużych ambicjach, nie chce mieszkać na prowincji, bo nie może tam się realizować, brakuje mu przestrzeni życiowej, ekspresji, kontaktu z ludźmi, męczy go rutyna i stagnacja, nie może i nie ma możliwości by uzewnętrznić swoje emocje i uczucia. To wszystko tłumaczy fakt, dlaczego główny bohater z wielką łatwością przystaje na opresywność sytuacji i szybko adaptuje się do roli hardego prowincjusza w górniczej Bundayabby. Życie na pustkowiu wyzwala takie instynkty. Labilność emocjonalna młodego inteligenta wynika z frustracji i poczucia absurdu rzeczywistości. Szczególnie to widać w scenie z polowaniem. Postępująca w zawrotnym tempie eskalacja brutalności, która w pewnym momencie osiąga apogeum nie wydaje się być aż tak trudna do zaakceptowania przez Johna. Początkowo ma opory, później jednak zaczyna zachowywać się jak jego pijani towarzysze i widać, że dobrze się bawi. Końcowy efekt tej zabawy będzie dla niego tragiczny. Główny bohater, jego sytuacja życiowa i w ogóle cała fabuła jest w gruncie rzeczy bardzo dobrym materiałem do rozważań nad wartościami humanistycznymi.
Ponowny kult dzieła odkrytego po 38 latach
Trudno sobie wyobrazić, że ten wielki film przez tak wiele lat był w cieniu. Na nowo odkryty w 2009 r. został należycie rozdystrybuowany (wydany na nośnikach DVD i Blu-ray), pokazany na Festiwalu w Sydney i Cannes (2009r). Krytyka ponownie doceniła ten znakomity obraz. Mówiono i pisano o nim w samych superlatywach. Co ważne, w Cannes ten film był wyświetlany jako klasyka. Podobny los spotkał tylko “Przygodę” Antonioniego. Po tym pozytywnym przyjęciu, rozpoczęła się też ponowna recepcja obrazu wśród światowej widowni. Można by powiedzieć, że film stał się na nowo kultowy.
Zmarły niedawno Roger Ebert – krytyk filmowy, ważna postać w amerykańskim środowisku filmowym – powiedział, że obraz Kotcheffa jest filmem, który w ogóle się nie zestarzał. Mocny, emocjonalny, wciskający w fotel, pokazuje Australię w sposób dziki i jednocześnie piękny. Z krytyką w podobnym tonie można się zetknąć przy okazji wielu innych recenzji. To monumentalne dzieło o sercu Australii imponuje zarówno doskonałymi zdjęciami, jak i problematyką. Film jest ceniony zarówno przez indywidualnych recenzentów, jak i w bardziej oficjalnych klasyfikacjach (np. Rotten Tomatoes) i pretenduje do miana jednej z najważniejszych pozycji w ramach New Austarlian Wave.