search
REKLAMA
Recenzje

MOJE WSPANIAŁE ŻYCIE. Perfekcyjnie działająca maszyna

Moje wspaniałe życie to kolejny epizod Grzegorzkowego obserwowania i diagnozowania nerwic współczesnej Polski.

Tomasz Raczkowski

11 października 2021

REKLAMA

Łukasz Grzegorzek do świata polskiego filmu wdarł się przebojem, wprowadzając na kinowe salony drażniąco nieobecną w polskim kinie współczesnym perspektywę pokoleń XYZ, dla których PRL jest w najlepszym wypadku mglistym wspomnieniem dzieciństwa skupionego na zupełnie innych sprawach niż polityczne dramaty. Kamper i Córka trenera były pod wieloma względami powiewem świeżości, przełamującym patos mówienia o społecznych problemach w nadwiślańskim kinie, skupionym wciąż na wojnach, bohaterstwie i walce z reżimem. Moje wspaniałe życie rozwija autorską ścieżkę rozpoczętą w poprzednich filmach i – przynajmniej częściowo – stara się przenieść język filmowy Grzegorzka na wyższy poziom.

Pierwszym wyróżnikiem nowego filmu względem poprzednich dwóch jest postać centralna. W Kamperze mieliśmy chłopaka w okolicach trzydziestki, w Córce trenera niby nastolatkę, ale tak naprawdę czterdziestoparoletniego ojca, w Moim wspaniałym życiu mamy kobietę w średnim wieku – żonę, matkę, babcię, nauczycielkę. Drugim wyróżnikiem jest miejsce – już nie stolica, nie droga z turnieju na turniej, ale prowincjonalna Nysa, rodzinne miasto reżysera. Grzegorzek wyrusza więc na bardziej niebezpieczne wody, które niejednego twórcę już zdradziły – próbuje równocześnie uchwycić splot genderowych zależności i panoramę małego miasteczka, odległego od fasady Polski. Robi to jednak przy zachowaniu swojej charakterystycznej estetyki, zawieszającej dramaturgię gdzieś pomiędzy z lekka absurdalną komedią a mocnym społecznym komentarzem.

Właścicielką tytułowego wspaniałego życia jest Joanna (lub Jo), grana wybitnie przez Agatę Buzek. Tłoczy się w jednym mieszkaniu z mężem (równocześnie dyrektorem szkoły, w której uczy bohaterka), chorą na Alzheimera matką, starszym synem, synową i małym wnukiem oraz młodszym synem przeżywającym czas nastoletniego buntu. Z rodziną widzi się codziennie w domu, z rodziną widzi się codziennie w pracy, a azyl znajduje jedynie w pustym mieszkaniu swojej matki na nyskim blokowisku, gdzie daje korepetycje z angielskiego, pali blanty i podtrzymuje bliższą znajomość z kolegą z pracy. Jej codzienna szarpanina w domowym piekiełku jest osią dramaturgiczną filmu, nadaje mu rytm i charakter – zawieszony gdzieś pomiędzy goryczą a ironicznym humorem.

Grzegorzek precyzyjnie nakręca dramaturgię, wydobywając z nyskiego krajobrazu kolejne niuanse i półcienie życia głównej bohaterki. Moje wspaniałe życie to perfekcyjnie działająca komediodramatyczna maszyna, złożona z idealnie dopasowanych elementów. Wokół hipnotycznej Agaty Buzek orbitują świetnie niuansujący swoje postaci Jacek Braciak, Adam Woronowicz, Małgorzata Zajączkowska, Jakub Zając, Wiktoria Wolańska, Karolina Bruchnicka oraz (niemal) debiutanci: Paweł Kruszelnicki i Julia Kuzka. Dzięki nim Grzegorzkowi udaje się ustrzec przed jednowymiarowością postaci towarzyszących centralnej heroinie. Żadna z postaci nie jest zredukowana do narracyjnej roli czy figury, w każdej, nawet mniejszej roli, można dostrzec osobną, wartościową perspektywę i historię. W połączeniu z niemal reportersko odzwierciedlanymi plenerami Nysy wytwarza to silne poczucie realizmu, które równocześnie Grzegorzek nasyca swoją autorską wrażliwością.

Moje wspaniałe życie to kolejny epizod Grzegorzkowego obserwowania i diagnozowania nerwic współczesnej Polski. Za pomocą historii Jo dekonstruuje splot konwencji i ról, w jakie wtłaczana jest kobieta, oraz dysproporcję w postrzeganiu zachowania płci. Gdy w filmie pojawia się literalny wątek szantażu, staje się on hiperbolą stanu, w jakim żyje bohaterka osaczana z każdej strony przez oczekiwania i konwencje, w które nie chce się wpasować. Charakterystyczna sylwetka Agaty Buzek wkomponowana w obraz rodziny w małym mieście uwydatnia to specyficzne niedopasowanie, zinternalizowane i okrzepłe do poziomu, w którym wydaje się, że jest idealnym zgraniem z otoczeniem. Grając na niuansach i stopniowo odsłaniając kolejne warstwy życia Jo (spojler: wcale nie tak wspaniałego), Grzegorzek nie bez ironii kontempluje polską matrycę kulturową z patriarchatem w środku.

Ta refleksja działa przede wszystkim za sprawą świetnej oprawy – zaczynając od wydobywających klimat miasta na Opolszczyźnie zdjęć Weroniki Bilskiej, przez fenomenalną warstwę audialną, pozwalającą wyczuć kontrast między kakofonicznym piekłem i ciszą w dwóch mieszkaniach, aż po świetnie dobrane kostiumy Anny Sikorskiej, podkreślające indywidualizm Joanny i uwiarygadniające wszystkie inne persony. Łatwo zobaczyć w filmie jedynie aktorski popis Buzek, ale warto zwrócić uwagę, jak zgraną drużynę poprowadził Grzegorzek.

Moim wspaniałym życiem reżyser chyba ostatecznie potwierdził swoją pozycję jako jednego z najlepszych polskich reżyserów młodszego pokolenia – jego kino ma wyraźny autorski odcisk, porusza ważne tematy w interesujący sposób, ale równocześnie brak u niego ciężkości i „obyczajowej powagi”, typowych niestety dla większości kolegów i koleżanek po fachu. Reżyser splata film z wnikliwej obserwacji i społecznych problemów, ale robi to z unikalnym luzem, pozwalającym mu raz po raz rozsadzać ładunek dramatyczny ironią czy podanym wprost komizmem. Może właśnie na kogoś takiego czekało od dekad polskie, poważne i zadumane nad człowieczym losem, kino.

Avatar

Tomasz Raczkowski

Antropolog, krytyk, entuzjasta kina społecznego, brytyjskiego humoru i horrorów. W wolnych chwilach namawia znajomych do oglądania siedmiogodzinnych filmów o węgierskiej wsi.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA