search
REKLAMA
Recenzje

MATKA/ANDROID. Gdy chcesz zrobić postapo, ale nie wiesz jak

„Matka/Android” jest, jak wiele filmów zrealizowanych bezpośrednio na potrzeby streamingu, niczym gotowe danie z dyskontu, które podgrzewasz w kuchence mikrofalowej.

Dawid Myśliwiec

26 stycznia 2022

REKLAMA

Na polu postapokaliptycznego kina science fiction powiedziano i nakręcono już tak wiele, że niemal niemożliwym wydaje się stworzenie czegoś oryginalnego w tej konwencji. I choć Matka/Android z początku wydaje się mieć do zaoferowania coś świeżego, okazuje się jedynie niczym miętówka maskująca nieświeży oddech – działa przez chwilę, by szybko obnażyć prawdziwy problem.

A prawdziwym problemem filmu pochodzącego z Rumunii Mattsona Tomlina jest jego wtórność. Bo ile już było tytułów, które straszyły widzów technologią i możliwym powstaniem robotów? Zagrożenia wynikające z rozwoju sztucznej inteligencji od dziesięcioleci fascynują literatów (np. Druga odmiana Philipa K. Dicka) i filmowców (choćby popularne Ja, robot Alexa Proyasa z 2004 roku), ale mało który z dzisiejszych twórców potrafi dodać do tej debaty coś oryginalnego. Na początku seansu Matki/Androida wydaje się, że Tomlin spróbuje nadać swojej historii ciekawą optykę – sam tytuł sugeruje zresztą, że może tu chodzić o jakąś formę połączenia macierzyńskich instynktów ze sztuczną inteligencją. Ale nie – chodzi jedynie o bardzo młodą ciężarną kobietę w zaawansowanej ciąży, która wraz ze swoim partnerem usiłuje przetrwać i bezpiecznie urodzić dziecko w świecie opanowanym przez androidy. Po co więc ten ukośnik, sugerujący jakąś formę relacji, synergii pomiędzy pojęciami „matka” i „android”? To pozostanie słodką tajemnicą twórców filmu.

Na poziomie fabularnym Matka/Android nie zaskakuje więc niczym szczególnym: androidy, które miały służyć i pomagać, obracają się przeciwko ludzkości, uruchamiając mordercze instynkty, a nieliczne grupy ocalałych usiłują przetrwać, najczęściej w dziczy. Prawdopodobnie ze względu na niewielki budżet produkcyjny androidy w filmie Mattsona Tomlina wizualnie niczym nie różnią się od ludzi (dopiero w drugiej części filmu pojawia się pewien wyróżniający roboty detal), ale są od nich szybsze i silniejsze. Działają też w wyrachowany sposób – dzięki rozwiniętej inteligencji nie opierają działań wyłącznie na automatyzmach, lecz potrafią zwodzić i oszukiwać przeciwnika. Zdaje się, że Tomlin i jego ekipa sporo czasu poświęcili na przemyślenie „modus operandi” androidów i to zasługuje na uznanie – wygląda na to, że misją robotów nie jest wyłącznie anihilacja gatunku ludzkiego, ale coś znacznie więcej… Mimo to mnóstwo tu powielania schematów i wtórnych wniosków na temat technologii, człowieczeństwa i wszystkiego, co istnieje na styku tych dwóch pojęć.

Tym, czym Matka/Android broni się najbardziej, jest aktorstwo. Chloë Grace Moretz, choć w branży obecna już od 18 lat, od dłuższego czasu miała fatalną passę. Dość powiedzieć, że między 2018 a 2021 rokiem zagrała tylko w jednym filmie (Obcy pasażer z 2020 r.), który zresztą okazał się kompletną klapą. Z tego właśnie względu Matka/Android jest w jej dorobku tytułem bardzo ważnym – przypomina bowiem, jak wielkie zdolności aktorskie tkwią w tej drobnej dziewczynie. W filmie Tomlina niezwykle przekonująco przekazuje obezwładniające, ekstremalne emocje, jakie przeżywa jej bohaterka, i choć wiarygodność jej walki o przetrwanie należałoby podać w wątpliwość, Moretz zadbała o to, by w rozterkach jej bohaterki nie było grama fałszu. To Chloë dźwiga ten film na swoich barkach, bo obsada aktorska nie jest tu zbyt rozbudowana – zarówno partner głównej bohaterki (Algee Smith), jak i tajemniczy ocalały (Raúl Castillo) to postacie w pełni podrzędne wobec ciężarnej Georgii, której determinacja i matczyne instynkty pozwalają przetrwać.

Matka/Android jest, jak wiele filmów zrealizowanych bezpośrednio na potrzeby streamingu, niczym gotowe danie z dyskontu, które podgrzewasz w kuchence mikrofalowej: niby nieco przypomina właściwą potrawę, ale w gruncie rzeczy wiesz, że to jedynie substytut. Mattson Tomlin nie jest też jeszcze w pełni wykształconym „filmowym kucharzem” – ma sporo pomysłów, które jednak w ostatecznym rozrachunku zamieniają się w ledwie zjadliwą potrawę. Miejmy nadzieję, że następnym razem, zwłaszcza mając do dyspozycji tak jakościowe składniki jak Chloë Grace Moretz, będzie potrafił upichcić coś naprawdę pysznego.

Dawid Myśliwiec

Dawid Myśliwiec

Zawsze w trybie "oglądam", "zaraz będę oglądał" lub "właśnie obejrzałem". Gdy już położę córkę spać, zasiadam przed ekranem i znikam - czasem zatracam się w jakimś amerykańskim czarnym kryminale, a czasem po prostu pochłaniam najnowszy film Netfliksa. Od 12 lat z różną intensywnością prowadzę bloga MyśliwiecOgląda.pl.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA