search
REKLAMA
Nowości kinowe

Masz talent

Maciej Niedźwiedzki

22 lutego 2014

REKLAMA

Brytyjski realizm społeczny jest jednym z bardziej charakterystycznych nurtów w kinie (choć trzeba przyznać, że obecnie już nie tak znaczącym). Ascetyczna forma często naśladująca paradokument łączy się z wizerunkami bohaterów, których życie jest zwyczajne, proste i monotonne. Filmy Mike’a Leigh czy Lindsaya Andersona obrazują codzienność rodzin robotników i przedstawicieli niższej klasy średniej, którzy wegetują pośród podobnych sobie ludzi, nie będąc zagrożeni ubóstwem i nie spodziewają się również awansu. Nie spotkamy tu naukowców, artystów, dziennikarzy czy biznesmenów. 

Z tego nurtu wywodzi się poniekąd  Masz talent. Dostajemy portret robotniczego miasta, którego mieszkańcy żyją zgodnie z rytmem wyznaczanym przez hutę – miejsca, gdzie pracują wszyscy dorośli mężczyźni i do którego wszyscy młodzi muszą w końcu trafić. 

Z tego otoczenie pragnie wyrwać się Paul Potts (James Corden). Ponieważ on żyje w świecie muzyki i śpiewu. Całkowicie nie pasuje do miejsca i ludzi, wśród których mieszka. Jest pośmiewiskiem dla rówieśników i wstydem dla ojca. Determinacja Paula w końcu zaczyna jednak przynosić skutki. Agresywne otoczenie nie gasi w nim pasji, ale wzmacnia go, utwierdza w dążeniu do celu. Po każdym nokaucie powstaje jeszcze silniejszy. W końcu zostaje przyjęty do szkoły muzycznej w Wenecji, zaczyna zdobywać przyjaciół, znajduje ukochaną. Pojawią się problemy ze zdrowiem i chwila zwątpienia. Standard. Klisze znane od dekad. Niestety Masz talent wypełnia fabularny schemat już wielokrotnie ogrywany, w którym trudno o jakąkolwiek innowacyjność. Nawet gdy ktoś się bardzo stara.

Oczywiście wiadomo jak wszystko się skończy. Przecież to film o „zwycięzcy programu Masz Talent”. Nieważne, przez jakie tragedie Paul przejdzie, ani przez minutę filmu nie sposób wątpić w to, że sukces jest mu pisany. Twórcy starają się ciągle naszemu bohaterowi utrudnić życie, podnieść poprzeczkę, wzruszyć i zaangażować widza. Temu niestety nie pomaga zbyt częsty humor, który odbiera filmowi Frankela dramatyczny ciężar – wynika to jednak z braku pomysłu na tę historię, z braku jakiegoś charakterystycznego sznytu. Wydaje mi się, że miejscami ta opowieść wymyka się reżyserowi spod kontroli, uciekając co jakiś czas w slapstick, innym razem w kicz. Frankel nie potrafił utrzymać swojego filmu w jednej tonacji. Masz Talent jest obrazem niekonsekwentnym – reżyser chciał w nim umieścić brytyjski realizm rodem z Mike’a Leigh oraz baśń i amerykańską komedię romantyczną. Zbyt często te konwencje się ze sobą kłócą. Dostajemy w efekcie film irytująco niespójny.

JAMES CORDEN stars in ONE CHANCE

Pierwsza połowa filmu jest jednak niezwykle obiecująca – tej na pewno warto bronić. Opowieść zachowuje gatunkową równowagę a twórcy wykazują się pomysłowością w prowadzeniu narracji – przypominającej trochę tę z Forresta Gumpa. Wyróżniają się również nadspodziewanie sprawnie napisane dialogi, których słucha się z przyjemnością. Ciekawie portretują postaci, pojedyncze rozmowy pełne są inteligentnych ripost i przekonywujących, niebanalnych wniosków. Zackham nie skupia się jedynie na rzucaniu pod nogi Paula kolejnych kłód utrudniających osiągnięcie wymarzonego celu. Czasami się zatrzymuje, by dać bohaterom porozmawiać. Dialogi, które napisał mają w sobie lekkość, urok i zadziorność, nie przestając być jednocześnie prawdziwymi. To zasługa dobrych ról aktorskich, szczególnie pary rodziców Paula (przebojowi Julie Walters i Colm Meaney).

Jestem daleki od tego, by odradzać seans Masz talent. Jest to przyjemny i niezobowiązujący film, momentami lepiej niż poprawnie napisany. Choć tak naprawdę nie wiem, dla kogo on powstał. Fani Pottsa (są tu u nas jacyś?) nie będą mogli być zadowoleni tą biografią bo chyba zbyt daleko ucieka w realizm magiczny i staje się nieprawdopodobna. Natomiast widzowie, dla których ten piosenkarz jest obojętny, z podobnym podobnym dystansem potraktują również film. Mi raczej bliżej jest do drugiej grupy. Generalnie szkoda – bo mógł to być dużo lepszy obraz.

https://www.youtube.com/watch?v=6BJskYzSTFA

Maciej Niedźwiedzki

Maciej Niedźwiedzki

Kino potrzebowało sporo czasu, by dać nam swoje największe arcydzieło, czyli Tajemnicę Brokeback Mountain. Na bezludną wyspę zabrałbym jednak ze sobą serię Toy Story. Najwięcej uwagi poświęcam animacjom i festiwalowi w Cannes. Z kinem może równać się tylko jedna sztuka: futbol.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA