M3GAN. Toy Story [RECENZJA]
Cady (Violet McGraw) nie przejmuje się za bardzo rodzicami siedzącymi przed nią w samochodzie. Wpatrzona w ekran telefonu, za pomocą dedykowanej aplikacji, opiekuje się Pupilkiem. To zabawka uzbrojona w najnowsze osiągnięcia technologii, a swoim designem przypominająca słynne gremliny (pierwszy gatunkowy trop zapowiadający, z jakiego rodzaju kinem będziemy mieć do czynienia). Za szybami auta niemal całkowicie ograniczająca widoczność śnieżyca, koła co chwila wpadają w poślizg, tragedia wisi na włosku.
Gemmie (Allison Williams) nie będzie szczególnie na rękę przyjąć osieroconą dziewczynkę. Jako project manager w firmie Funki, produkującej nowoczesne akcesoria dla dzieci, nie ma czasu, by właściwie zająć się Cady. Zachłanny i zniecierpliwiony CEO domaga się realizacji wyznaczonych celów, konkurencja ucieka, a deadline’y są jak zwykle nieubłagane. Nieoczekiwane pojawienie się siostrzenicy przyspiesza jednak pewien poboczny projekt Gemmy, czyli M3GAN: samoucząca się, inteligentna lalka. To prawdziwy przełom i w niedalekiej przyszłości nowy, potężny gracz na rynku zabawek. Lalka będzie mogła zająć się wychowywaniem dziecka, a dorośli skupić na własnych obowiązkach i przyjemnościach. Dla wielu rodziców to przecież idealne rozwiązanie. Warte uszczuplenia portfela o dziesięć tysięcy dolarów.
M3GAN jest horrorem, ale wygląda, jakby miał być nim przy okazji. Reżysera Gerarda Johnstone’a przede wszystkim interesują napięcia między niechętną do przyjęcia roli matki Gemmą a przechodzącą przez emocjonalne załamanie Cody. Między tą dwójką dochodzi do psychologicznie złożonych tarć i zależności. Dziewczynka potrzebuje wsparcia i ciepła, ale jednocześnie zachowuje pewien dystans. Gemmie ta postawa odpowiada, bo nie musi ustawiać całego dnia pod opiekę nad Cody, ale z każdym dniem coraz bardziej zdaje sobie sprawę, że ich relacja nie może tak wyglądać. M3GAN wywraca wszystko do góry nogami. Despotyczna osobowość lalki wprowadza ekstremum w więzi rodzic – dziecko. Najpierw dochodzi do nadszarpnięcia tej relacji a później zerwania. Dorosły może pozwolić sobie na obojętność, a dziecko nie musi się po nic zwracać do opiekuna, bo wszechwiedząca zabawka wszystko jej zapewni, wyjaśni i dostarczy. Jeśli pojawi się jakiekolwiek zagrożenie, to M3GAN bez wahania sięgnie nawet po najokrutniejsze rozwiązanie.
W drugiej kolejności twórcy opowiadają o technologicznej inwazji w społeczną tkankę. O aplikacjach wyręczających ludzi w coraz większej liczbie obowiązków, o uzależnieniu od smartfonów i smart-home’ów oraz zaborczym przemyśle IT (o karykaturalnym obliczu), ingerującym w coraz to dalsze ludzkie intymne obszary. Nie jest to oczywiście nowość w pejzażu współczesnego kina science fiction, ale M3GAN jest kolejnym bardzo wyrazistym, ostrzegawczym głosem. Koszt produkcji i prognozowany zysk to wymierne, twarde liczby, ale muszą one być zweryfikowane także etycznie. Tak, to banał o wartościach wyższych i wartościach niższych, ale może ciągle warto o tym przypominać.
M3GAN odrobinę cierpi przez generyczną i wymuszoną finalną konfrontację. To szlak zbyt wiele razy przetarty. Fabularny szablon wyeksploatowany do cna, wywołujący ziewanie i ani grama ekscytacji. Zanim jednak dobrniemy do finału, film Johnstone’a to zasługująca na uwagę opowieść o lokowaniu uczuć i emocji (wobec ludzi, wobec rzeczy) i przytomna refleksja o przechodzeniu przez traumę, pewnie w najcięższym z możliwych wariantów. Cody raz się z nią mierzy, raz od niej ucieka. Za jedną rękę trzyma ją Gemma, za drugą M3GAN. Jeden krok do przodu, dwa wstecz. Rywalizacja o duszę dziewczynki to solidny fundament filmowego dramatu. Jeśli to kino grozy, to tak naprawdę tylko w didaskaliach. Tak czy siak, M3GAN to dobra propozycja dla fanów obu filmowych konwencji.