search
REKLAMA
Recenzje

LUX ÆTERNA. Ekstaza epileptyka

Lux Æterna jest w filmografii Gaspara Noégo przede wszystkim formalnym popisem, wyprowadzonym z bardzo pretekstowego fabularnego punktu wyjścia.

Tomasz Raczkowski

20 sierpnia 2021

REKLAMA

Czy zlecenie nakręcenia spotu reklamowego marki modowej komuś takiemu jak Gaspar Noé było rozsądnym posunięciem? Zależy jak na to spojrzeć. Jeśli dom Saint Laurent chciał otrzymać gustowną wizytówkę do promocji, była to zapewne decyzja nietrafiona. Jeśli jednak celem było raczej sfinansowanie autorskiej, artystycznej etiudy pod patronatem marki i z jej ambasadorkami w rolach głównych, to Lux Æterna sprawdza się już nieco lepiej. Nie chcę wnikać w motywy, jakie kierowały zespołem francuskiego domu mody, gdy wykładał (całkiem spore) fundusze na projekt realizowany przez autora Love, ale sądzę, że jeśli są jakieś rzeczy pewne w świecie filmu, to jedną z nich jest to, że Noé z dowolnego punktu wyjścia dość szybko podąży w stronę transgresji i bardzo specyficznego widowiska wizualnego. Dlatego też zamiast 10-minutowej reklamówki jego projekt dla Saint Laurent stał się 50-minutową fabułą kumulującą praktycznie wszystkie jego ulubione motywy w coś, co można by nazwać „ekstraktem z Gaspara”.

Manieryzm reżysera bije po oczach już z otwierającego Lux Æternę cytatu z Fiodora Dostojewskeigo: „Ludzie nie są w stanie wyobrazić sobie szczęścia, które epileptyk czuje w trakcie sekundy przed naszymi atakami. Nie zamieniłbym tego za nic na świecie”. To motto wiąże poniekąd dwa charakterystyczne dla Noégo zabiegi – zamiłowanie (skądinąd autoironicznie wyszydzone w Climaksie) do opatrywania swoich fabuł filozoficznymi sentencjami puentującymi zdarzenia czy też ustanawiającymi dla nich ramy znaczeniowe, ale także ekstatyczną formę kojarzoną z jego filmami często pełnymi stroboskopów, wirującej kamery i intensywnych audiowizualnych bodźców. Zakomunikowane na wstępie tendencje właściwie mówią wszystko o całym filmie – to wizualna szarża, w którą wtłoczony zostaje metakomentarz do kina i stojącego za nim procesu twórczego. Szarża, w której to Noé przeplata błyskające światła i brawurowe najazdy kamery z gorączkowymi dialogami o władzy, upokorzeniu i lęku oraz podniośle brzmiącymi cytatami z Wielkich Mistrzów Kina – Carla Theodora Deryera, Reinera Wernera Fassbindera i Jeana-Luca Godarda.

Fabularnie Lux Æterna opowiada o kryzysowym fragmencie pracy nad… spotem reklamowym dla domu mody. Na tej warstwie metanarracji Noé się nie zatrzymuje i obsadza związane z Saint Laurent aktorki Béatrice Dalle i Charlotte Gainsbourg w rolach samych siebie, przy czym ta pierwsza w semifikcyjnym mikrokosmosie Światła wiekuistego reżyseruje spot, druga zaś, tak jak w naszej rzeczywistości, jest jego główną gwiazdą. Zanim jednak reżyser zaprosi nas na plan, w zwięzłym eseju nawiązującym do Czarownic Benjamina Christensena przybliża widzowi kwestię torturowania czarownic oraz przywołuje anegdotę z planu Dnia gniewu Dreyera, w której Anna Svierkier grająca w scenie palenia na stosie została pozostawiona przez reżysera na planie na długie godziny, by uzyskać efekt autentycznego zmęczenia. Motyw opresji kobiet oraz tyranii twórcy filmowego jest przewodnim motywem Lux Æterny i równocześnie osią konceptualna kręconego przez Dalle spotu – w realizowanej scenie Charlotte Gainsbourg w lateksowej sukience i ciemnych okularach ma razem z dwiema modelkami płonąć przywiązana do krzyża.

Oglądamy film Gaspara Noégo, domyślamy się więc, że sprawy potoczą się raczej źle. Lux Æterna ukazuje prawdziwe piekło planu filmowego, gdzie wśród gorączkowej krzątaniny eskalują konflikty pomiędzy poszczególnymi członkami i członkiniami ekipy (głównie na linii filmowcy–producent), a każda relacja władzy zostaje spotworniona do jakiejś formy przemocy. Noé komentuje w ten sposób wpisaną w tradycję filmu – a także społeczeństwa jako takiego – opresję wobec podwładnych, a przede wszystkim uprzedmiotowionego kobiecego ciała. Reżyser zderza te realia z patetycznymi maksymami reżyserów „dążących do stworzenia Dzieła” i prowokuje widzów do zadawania pytań o granice artystycznej metody oraz po prostu sens całego tego chaosu. Twórca znany z transgresji problematyzuje więc w zasadzie całe dziedzictwo, z którego wyrósł, każe zastanowić się krytycznie nad arcydziełami kinematografii oraz swoim własnym dorobkiem. Nie stawia przy tym tez ani nie daje odpowiedzi – gdy towarzyszące Gainsbourg modelki wbrew kontraktowi wiją się przy krzyżach topless, a w momencie kryzysowym nikt nie zważa na prośby samej gwiazdy o przerwanie ujęcia, Noé pokazuje osaczenie aktorek i zdaje się mówić: „to brzydkie, ale tak to wygląda”. Jednak w końcu to wszystko dosłownie oblewa tytułowa Światłość i całość kończy się z drażniącym pytaniem – czy tak musi być, czy sztuka wymaga rzeczywiście ofiary?

Mając więcej czasu nie tylko na realizacje, ale i rozpisanie całego pomysłu, Noé zapewne jeszcze trochę skomplikowałby ten temat. Lux Æterna jest jednak zaledwie pobocznym projektem i widać to wyraźnie w urwaniu narracji, która w gruncie rzeczy jest zaledwie jednym rozciągniętym epizodem. Temat przemocy wpisanej w proces twórczy i uprzedmiotowienia kobiecego ciała pozostaje więc właściwie pretekstem, dotkniętym ledwie powierzchownie. Film Noégo nie oferuje szczególnie odkrywczej myśli na podejmowane tematy, choć warto docenić, że nawet w tak, zdawałoby się, technicznym i czysto formalnym projekcie Noé zdecydował się wpleść trochę poważniejszej refleksji. Głównym daniem jest tu jednak oprawa filmu, a ta, mimo że w zasadzie powiela wypracowane przez twórcę na przestrzeni lat schematy, jest bardzo efektowną manifestacją jego reżyserskiego kunsztu. Akcja rozgrywa się na dwóch równoległych ekranach (zabieg ten Noé wykorzystał też w najnowszym Vorteksie) i zmontowana jest z nagrań trzech kręcących równolegle kamer. Daje to efekt momentalnej immersji w sytuację i uwypukla wielość punktów widzenia, na której opiera się narracja. Plan jest z kolei pełen cieni i kontrastów, dzięki czerwieniom, pomarańczom, żółciom i zieleniom, zyskując piekielny charakter. Wszystko to zaś prowadzi do ekstatycznego finału, w którym do autentycznego ekstremum doprowadzone jest wykorzystanie świateł stroboskopowych – outro Lux Æterny jest prawdopodobnie jedną z najbardziej intensywnych sensorycznie sekwencji w dziejach kina, niemal niebezpiecznie zbliżającą widzów do przywoływanego w motto filmu stanu epilepsji. Czy to przesada? Może, ale za to jak genialna.

Trochę tak jak rok wcześniej Climax, Lux Æterna jest w filmografii Gaspara Noégo przede wszystkim formalnym popisem, wyprowadzonym z bardzo pretekstowego fabularnego punktu wyjścia. I podobnie jak w poprzednim, co prawda pełnometrażowym, filmie jest to popis momentami zachwycający (oczywiście raczej już wcześniej oddanych fanów reżysera). Na pewno znajdą się tacy, dla których Lux Æterna będzie przerostem formy i banalnym ekscesem. Ale właśnie takie ekscesy – tak przynajmniej zdaje się sądzić sam Noé – są tym, co w kinie bywa najbardziej pociągające. Francuski reżyser od lat wykorzystuje możliwości języka filmowego do kreowania doświadczeń niedostępnych za pomocą innych środków. Po Lux Æternie Noé nakręcił Vortex, pod wieloma względami negatyw takiej wizualnej ekstazy, pokazując poniekąd dwa bieguny swojego stylu – radykalny realizm i formalną brawurę. Nawet jeśli pretekstowe, jego filmy są zawsze unikalne.

Avatar

Tomasz Raczkowski

Antropolog, krytyk, praktyk kultury filmowej. Entuzjasta kina społecznego, brytyjskiego humoru i horrorów. W wolnych chwilach namawia znajomych do oglądania siedmiogodzinnych filmów o węgierskiej wsi.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA