Ostatni seans filmowy
Wytwórnia: Columbia Pictures
Reżyseria: Peter Bogdanovich
Scenariusz: Larry McMurtry, Peter Bogdanovich
Zdjęcia; Robert Surtees
Muzyka: Bob Wills and His Texas Playboys, Phil Harris, Johnny Standley, Hank Thompson
Obsada: Jeff Bridges, Timothy Bottoms, Cybill Shepherd, Ellen Burstyn, Ben Johnson, Cloris Leachman, Clu Gulager
Najbardziej uderzające w „Ostatnim seansie filmowym” jest to, jak bardzo uniwersalny i aktualny film Peter Bogdanovich nakręcił. Wydawać by się mogło, że czarno białe kino opowiadające o Ameryce lat 50-tych w nieefektowny sposób i pozbawione wręcz fabuły jest skazane na niepowodzenie, nawet w 1971 roku, w momencie powstania „Mechanicznej pomarańczy” Stanley Kubricka oraz „Francuskiego łącznika” William Friedkina.
Mała, upadająca mieścina, w której jedynymi atrakcjami są bar z bilardem oraz kino, właścicielem których, wraz z kawiarnią, jest Sam, jeden z ostatnich ludzi z zasadami. Dla młodych bohaterów, kończących szkołę Duane’a i Sonny’ego, te trzy miejsca są całym światem, azylem przed szkołą i domem, których właściwie nie widzimy. Gdy pierwszy z nich, przeżywa trudne chwile w związku z Jacy („jedyną ładną dziewczyną w szkole”), drugi wdaje się w romans z nieszczęśliwą żoną nauczyciela wuefu, Ruth. Bohaterów jest więcej – rodzice Jacy, upośledzony Billy, kelnerka Genevieve, oraz Joe Bob, marzący o pójściu w ślady swojego ojca, syn pastora. Jedni mają marzenia, które raczej się nie spełnią, inni z marzeń zrezygnowali, na rzecz „rodziny”. I, jak sam tytuł wskazuje, wkrótce i miejscowe kino przejdzie do historii, a młodzi bohaterowie będą musieli zdecydować, co dalej.
Brzmi to strasznie depresyjnie, ale takie nie jest. Bogdanovich opowiada o końcu pewnego świata i wartości nie pogrążając swoich bohaterów, lecz tłumacząc, że zmiana jest nieunikniona. Zwłaszcza jeśli ma się 18 lat, i pochodzi z miasteczka, w którym niczego nie da się ukryć, a największą rozrywką są mecze lokalnej drużyny, bardzo złej, należy dodać. Nostalgiczna wędrówka do 1951 roku mówi też coś o samym kinie, wtedy zagrożonym przez coraz bardziej popularną telewizję. Reżyser, kręcąc swój film w latach 70-tych wiedział, że duży ekran przetrwał, a my, oglądając „Ostatni seans filmowym” po tylu latach, stwierdzamy, że niewiele się zmieniło – teraz Internet, serwisy VOD oraz inne temu pochodne wynalazki stanowią wyzwanie dla sali kinowej. Doświadczenie jednak uczy, że pokój między tymi wszystkimi mediami jest nieuchronny.
Nominowany w ośmiu kategoriach film Bogdanovicha otrzymał dwa Oscary, dla grających drugoplanowe role weterana westernów Bena Johnsona (Sam) i Cloris Leachman (Ruth), która potem zasłynęła rolami u Mela Brooksa. Należy przy tym odnotować, że pokonali oni swoich kolegów z planu, także nominowanych w tych kategoriach Jeffa Bridgesa (Duane) oraz Ellen Burstyn (matka Jacy). Najważniejsze statuetki zaś (najlepszy film, reżyseria, scenariusz) powędrowały do twórców „Francuskiego łącznika”, a poza tymi kategoriami „Ostatni seans” był jeszcze wyróżniony nominacją za zdjęcia Roberta Surteesa, już na wtedy zdobywcy trzech nagród Akademii.
Dla Bridgesa był to początek wielkiej i nadal trwającej kariery, a na dotychczas jedynego Oscara przyszło mu czekać aż do 2010 roku, którego otrzymał za rolę w „Szalonym sercu”. Burstyn nie czekała tak długo, bowiem już cztery lata po obrazie Bogdanovicha dostała nagrodę za „Alicja już tu nie mieszka”. I choć obecnie nie gra w zbyt znanych produkcjach współcześni widzowie na pewno pamiętają ją z genialnej roli w „Requiem dla snu”. Reszta obsady miała swoje wzloty i upadki. Debiutującym Cybill Shepherd i Randy Quaidowi udało się zaistnieć tak w kinie, jak i telewizji – ona jest najbardziej znana z „Taksówkarza” oraz serialu „Na wariackich papierach”; on jako kuzyn Eddie z serii filmów o rodzinie Griswoldów oraz brat bardziej znanego Dennisa. Nie powiodło się natomiast odtwarzającemu główną rolę Sonny’ego Timothy’emu Bottomsowi, który w tym samym roku zagrał w niezwykłym filmie antywojennym „Johnny poszedł na wojnę”. Po tych początkowych sukcesach nie był w stanie dobrze pokierować swoją karierą, choć i on ma na swoim koncie parę znakomitych filmów, m.in.„Słonia” Gusa Van Santa.
Sam Bogdanovich zabłysnął jeszcze raz w latach 70-tych inną nostalgiczną podróżą, lecz już w lżejszej tonacji. Nakręcony dwa lata po „Ostatnim seansie filmowym”, „Papierowy księżyc” był humorystyczną opowieścią o nietypowym duecie kanciarzy (kilkuletnia dziewczynka i jej domniemany ojciec) w czasach Wielkiego Kryzysu, który przyniósł 9-letniej wówczas Tatum O’Neal Oscara. Niestety, późniejsze dokonania reżysera nie budziły zachwytu ani krytyków, ani widzów – co rusz wracał w swych filmach do przeszłości, tak formalnie, jak i fabularnie, lecz dziś są to tytuły całkiem zapomniane, może poza „Nickelodeonem” i „Maską” z Cher. W 1989 roku nakręcił kontynuację „Ostatniego seansu” pt. „Texasville”, z prawie całą obsadą oryginału, niestety, podzieliła ona los innych jego filmów z tamtego okresu.
https://www.youtube.com/watch?feature=player_detailpage&v=3YQomR5xJ_Y
Peter Bogdanovich po dziś dzień uchodzi za twórcę wielkiego talentu, który jednak nie doczekał się równie wspaniałej kariery. Dużo większe zasługi zbiera za to jako historyk kina – jest autorem wielu książek poświęconym klasykom filmowym (Hitchcock, Hawks, Lang) oraz obszernemu wywiadowi-rzece z Orsonem Wellesem pt. „This is Orson Welles”. Można go również usłyszeć w komentarzach do nowych wydań DVD arcydzieł kina.
W „Ostatnim seansie filmowym” jego miłość do srebrnego ekranu jest wyczuwalna momentalnie, i doskonale wie, jaką tragedię niesie ze sobą tytuł. Wie to również Roger Ebert, który w swojej recenzji filmu Bogdanovicha pisze, że „gdy tracimy filmy, tracimy też nasze marzenia”. Jest to najlepsze podsumowanie, jakie można znaleźć.