search
REKLAMA
Książka a film

Książka a film #8 – SIEDEM MINUT PO PÓŁNOCY

Karolina Nos-Cybelius

23 stycznia 2017

REKLAMA

Był sobie raz niewidzialny człowiek, którego znudziło
bycie niewidocznym (…)  Nie chodziło wcale o to,
że on naprawdę był niewidzialny, po prostu ludzie przyzwyczaili się,
że go nie dostrzegają (…) Bo jeśli nikt cię nie widzi,
to czy naprawdę istniejesz? Lecz pewnego dnia
niewidzialny człowiek zdecydował. Zmuszę ich, by mnie dostrzegli (…)
Postanowił wezwać potwora…

Patrick Ness, Siedem minut po północy

Siedem minut po północy jest książką pod wieloma względami wyjątkową. Pomysł powieści zrodził się w umyśle pisarki, której zabrakło czasu. Siobhan Dowd zmarła dziesięć lat temu, a jej ledwie zarysowaną opowieść postanowił niedługo potem kontynuować Patrick Ness. Jako hołd przedwcześnie zmarłej Dowd, jako wyraz przekonania, że to historia, którą świat musi poznać. Siedem minut po północy opowiada nie tylko słowami, ale też obrazami. Powieść zilustrował Jim Kay. Książka ta jest zatem dziełem trojga ludzi. Natomiast ekranizację Siedem minut po północy w reżyserii J. A. Bayony można uznać za kolejny rozdział dopisany do tej niesamowitej, pełnej mroku współczesnej baśni.

Życiopisanie i fantastyka blisko życia

Bohaterem Siedmiu minut po północy jest dwunastoletni Conor (Lewis MacDougall), nad wiek dojrzały chłopiec, którego matka choruje na raka. Conor zmaga się z koszmarami. We śnie i na jawie. Nieustannie słyszy z ust dorosłych eufemistyczne „gdy to wszystko się skończy”. Stara się wierzyć, że to dwuznaczne stwierdzenie oznacza powrót matki do zdrowia i powrót ich obojga do normalnego życia, jednak wyczuwa, że słowa te mogą oznaczać inny koniec, ten ostateczny. W szkole jest ofiarą prześladowania ze strony rówieśników, po szkole walczy z wewnętrznymi demonami. Z powodu choroby matki chłopiec zostaje w pewien sposób napiętnowany. Staje się „niewidzialny”. Wszyscy mu współczują i pobłażają, zamiast realnego wsparcia otrzymuje litość. Podczas gdy ludzie z najbliższego otoczenia obchodzą się z nim jak z jajkiem, w nastolatku wzbiera gniew i poczucie winy. Conor skrywa sekret, który bardzo mu ciąży. Pewnej nocy, dokładnie siedem minut po północy, słyszy nawoływanie…

Ilustracja do książki autorstwa Jima Kaya

Książka Nessa to powieść szkatułkowa, z której wyłaniają się kolejne opowieści, mikroświaty, i która odsłania kolejne sensy. To także kronika niesamowitych wydarzeń. Opowieść zaczyna się bezpośrednio od spotkania nastoletniego bohatera z Potworem, ożywionym wiekowym cisem, który nazywa siebie Hern. Conor dobrze zna to drzewo, widzi je codziennie z okna swego domu, ale nie spodziewał się ujrzeć go pod taką postacią.

Górne gałęzie drzewa ułożyły się w szeroką, przerażającą twarz. Spomiędzy konarów wyłoniły się usta, nos, a nawet oczy (…) Pozostałe gałęzie splatały się razem, skrzypiąc i jęcząc, aż w końcu uformowały dwa długie ramiona i nogę, którą potwór postawił tuż przy swoim pniu. Inne części drzewa zmieniły się najpierw w kręgosłup, a potem korpus, zaś cienkie, przypominające igły liście utkały zieloną, przypominającą futro skórę, która poruszała się i oddychała, jakby pod jej powierzchnią kryły się mięśnie i płuca.

Potwór, choć jest drzewem i przynależy do świata roślin, reprezentuje jednocześnie coś zwierzęcego, zarówno w przyrodzie, jak i w człowieku. Pierwotną siłę, instynkt, a także archetypiczne lęki, od których choćbyśmy chcieli, nie uciekniemy. Przybysz ma konkretny cel, chce opowiedzieć Conorowi trzy historie, które przygotują go na to, co musi niebawem nastąpić. Potwór ma moc przenoszenia siebie i chłopca w czasie i przestrzeni. Za sprawą tajemniczej mgły krajobraz przed ich oczami zmienia się, wspólnie wędrują przez kolejne opowieści.

Kadr z filmu w reżyserii J A Bayony

Film w reżyserii Juana Antonia Bayony (Penny Dreadful, Niemożliwe) znacznie pogłębia portret Potwora. Już sam moment oderwania się drzewa od ziemi ma znacznie więcej detali i działa na zmysły. Stwór jest plątaniną korzeni i gałęzi, jego wnętrze wypełnia żar. Ta czerwień i iskry, które żarzą się, ale nie płoną, przywodzą na myśl lawę, ogniste jądro ziemi i mogą symbolizować związek Potwora z żywiołami i prastarą planetą. To, jak antropomorficzne drzewo zrasta się z otoczeniem, zamieniając w integralną część przestrzeni, zostało w filmie odmalowane znacznie bardziej wyraziście niż w książce. Gałęzie, z których składa się Potwór, oplatają budynki, pokoje, meble. Nawet w scenie, kiedy Potwór po raz pierwszy zamyka chłopca w uścisku swej wielkiej dłoni, Conor zdaje się zrastać z mackami oplatającego jego ciało drzewa. W filmie pojawiają się też nieobecne w książce zwiastuny nadejścia Potwora. Podczas jego pierwszej i każdej kolejnej wizyty Conor wie, że cis nadchodzi, ponieważ wszystkie drobne przedmioty porzucone gdzieś w domu wędrują w stronę okien i drzwi jak przyciągane magnesem.

Fantastyczne wątki tej opowieści płynnie stapiają się z tym, co realne i namacalne. Zarówno w książce, jak i w filmie. Życiopisanie to pochodzące z powieści Nessa określenie na zapisywanie swojej własnej historii. I chociaż w Siedem minut po północy mamy do czynienia z narracją trzecioosobową, Conor nie opowiada nam swojej historii bezpośrednio, można powiedzieć, że to właśnie on tworzy tę opowieść. Jak zaznaczył Potwór:

Nie piszesz swojego życia słowami, lecz działaniami. Nie jest ważne, co myślisz. Liczy się tylko to, co robisz.

Perfekcyjna ekranizacja

Bayona stworzył fenomenalny film, podobny, a jednocześnie różny od powieściowego oryginału. Ponieważ Siedem minut po północy jest powieścią adresowaną do młodszego czytelnika, nie jest tak obszerna jak przeciętna książka. Treści jest w sam raz na półtoragodzinny film, dlatego nie obawiałam się, że twórcy ekranizacji dokonają jakichś znaczących cięć w fabule. Nie uroniono niczego istotnego z pierwotnej historii, mało tego, w filmie pojawiły się drobiazgi i detale, które opowieść ożywiły i uautentyczniły.

Kadr z filmu

Jedynym pominiętym przez filmowców wątkiem jest ten z przyjaciółką głównego bohatera, Lillian, z którą chłopiec zerwał kontakt. Ten brak w żaden sposób nie wpływa na odbiór czy spłycenie opowiadanej historii. W zamian otrzymujemy scenę, w której chłopiec ogląda z matką film (nie byle jaki, czarno-białego King Konga z 1933 roku), a także inny film z nim samym. Ani w  książce, ani w adaptacji filmowej nie ma retrospekcji, jednak w dziele Bayony pojawiają się nagrania, na których kilkuletni Conor bawi się ze zdrową jeszcze wtedy mamą. To jedyny moment, kiedy widzimy bohatera jako dziecko, bo mimo że Conor ma dopiero dwanaście lat, nie jest już chłopcem, za dużo cierpienia i lęku doświadczył, by mieć w sobie dziecięcą radość, wiarę i naiwność… Ale na nagranym amatorską kamerą filmiku jest znacznie młodszy i razem z mamą, po której odziedziczył artystyczne uzdolnienia, maluje obrazek. W filmie kilkakrotnie widzimy, jak spod ręki nastolatka wychodzą szkice Potwora, do złudzenia przypominające te wykonane przez Kaya na potrzeby książki. Motyw malowania, szkicowania nieustannie się w filmie przewija, co jest ukłonem dla współpracującego z Nessem ilustratora książki i klamrą, która spina książkowe i filmowe Siedem minut po północy.

Film ma solidną obsadę. W rolę chorującej na nowotwór matki wcieliła się coraz popularniejsza Felicity Jones (Inferno, Łotr 1). Apodyktyczną i surową babcię Conora zagrała Sigourney Weaver (Obcy, Pogromcy duchów). Rola ojca Conora, który opuścił przed laty rodzinę, przypadła Toby’emu Kebbellowi (Czarne lustro, Fantastyczna czwórka). W epizodycznej roli wystąpiła także Geraldine Chaplin (Anna i wilki, Sierociniec), zawsze świetna, wyrazista i nadal w formie. Jest jeszcze potwór. Nie robiłam przed seansem researchu i nie udało mi się rozpoznać, do kogo należy ten głęboki, wibrujący głos, a należy do Liama Neesona (Lista Shindlera, Uprowadzona).

Jednym z moich osobistych kryteriów oceny filmu i ewentualnego uznania danego obrazu za genialny jest fakt, że w momencie, gdy się kończy, mam ochotę obejrzeć go ponownie, choćby zaraz. I nierzadko tak robię, oglądam ten sam film dwa razy w ciągu doby. W przypadku Siedmiu minut po północy nie odczuwam takiej potrzeby, niemniej uważam, że to fenomenalny film, który warto – przynajmniej raz – obejrzeć i, co zaskakujące, czuję, że przerósł o jedną gwiazdkę książkowy pierwowzór.

Za scenariusz odpowiada Patrick Ness, autor książki. Wiadomo, że najtrudniej poprawia się i zmienia swoją własną twórczość, dlatego nie oczekiwałam rewolucyjnych zmian względem powieściowego oryginału.

Siedem minut po północy jest jedną z najwierniejszych ekranizacji, jakie dane mi było widzieć, z tym, że te dodane szczegóły i drobne modyfikacje – które nazwałabym kosmetycznymi – paradoksalnie wiele zmieniają. I tylko na lepsze. Powiedziałabym, że to takie filmowe didaskalia. Wypełnienie pustych, niedookreślonych miejsc.

Film, podobnie jak książka, jest bardzo wiarygodny pod względem psychologii postaci i emocji. Uczucia gniewu, rozpaczy i bezsilności udzielają się widzowi, dlatego obraz robi tak samo duże wrażenie jak lektura powieści, a pod względem wizualnym, a także metaforycznym, przerasta książkowy oryginał.

Kadr z filmu Potwór przed domem babki Conora

Szczególne wrażenie zrobiła na mnie wizualizacja nawiedzającego chłopca noc w noc koszmaru. W książce wydarzenia z nawracającego snu nie mają konkretnego miejsca. Conor widzi, jak coś ściąga w dół jego stojącą nad urwiskiem matkę. To prawdziwy potwór „stworzony z chmur popiołów i ciemnych płomieni”, który w przeciwieństwie do potężnego ożywionego cisa przeraża chłopca. W filmie przedstawiono to nieco inaczej, nadając scenie symboliczny charakter. Po pierwsze filmowy koszmar zyskuje więcej detali. To już nie jakieś tam miejsce, ale konkretna przestrzeń, okolice domu chłopca, gdzie leżą cmentarz i mała kaplica oraz rośnie wiekowe drzewo. Nie ma tu urwiska, ale ziemia wokół zaczyna się zapadać, pochłaniając nagrobki, budynek i matkę chłopca. Nie istnieje drugi potwór, który zabiera kobietę, to żywioły i matka ziemia w apokaliptycznej scenerii odbierają Conorowi matkę. Twórcy filmu w niezwykle trafny sposób zobrazowali to, jak życie Conora się rozpada. Destrukcja tego – tak bliskiego chłopcu – skrawka ziemi jest reprezentacją rozpadu jego życia. Wszystko rozsypuje się na jego oczach jak domek kart, pozostawiając dziecko bezradnym. W obu przypadkach – w koszmarze z powieści i z filmu – Conor puszcza rękę matki i wykrzykuje swój najmroczniejszy sekret:

Nie mogłem już tego znieść (…) Nie mogłem znieść myśli, że ją stracę! Chciałem mieć to już za sobą! Chciałem, by to się wreszcie skończyło.

Let her go

Skąd ten angielskojęzyczny nagłówek? Pasuje idealnie do opowieści o Conorze, i nie sposób oddać w naszym języku wieloznaczności tego zwrotu. Let her go może oznaczać zarówno puszczenie kobiety w sensie dosłownym, tak jak to miało to miejsce we śnie chłopca, gdy dłoń wiszącej nad przepaścią matki wyślizgnęła się z jego dłoni, ale oznacza też “pozwolić jej odejść”. Przestać zatrzymywać na siłę, uwolnić. Zgodzić się, by cierpiąca kobieta zamknęła oczy i odeszła na zawsze.

We wstępie nazwałam Siedem minut po północy współczesną baśnią, ale powieść nie kończy się jak klasyczna baśń, nie ma w niej happy endu, brakuje słów, „i żyli długo i szczęśliwie”. Jest coś na kształt oczyszczenia, katharsis, ale zapewne większość czytelników – w tym i ja – zalewa się podczas lektury ostatnich stron łzami. Do tego depresyjnego powieściowego zakończenia twórcy filmu dodali zaskakujący epilog. Nie zdradzę jednak jaki.

Dla kogo?

Mam wątpliwości, czy można – jak robi to większość dystrybutorów książki i czytelników – zaliczyć Siedem minut po północy do literatury młodzieżowej. Szufladka ta nie bardzo pasuje do tak niezwykłej książki, która choć może, i powinna, być czytana przez starsze dzieci i młodzież, raczej nie odsłoni przed nimi wszystkich ukrytych sensów. To tak samo literatura dla dorosłych. Podobnie jest z filmem.

Okładka pierwszego polskiego wydania książki

Siedem minut po północy to powieść niepozbawiona szczypty humoru. Rozmowy chłopca z potworem i umierająca matką są chwilami dowcipne, czasem ironiczne i sarkastyczne. Na pewno miało to być przeciwwagą dla przygnębiającej aury otaczającej całą historię.

Ani w książkowej, ani w filmowej odsłonie Siedmiu minut po północy nie ma nic infantylnego. Pod pewnymi względami można porównać dzieło Bayony do głośnego polskiego filmu Za niebieskimi drzwiami. Analogii jest wiele. Dziecko jako główny bohater, wątek choroby, przenikanie się świata realnego z wyimaginowanym, książka i jej ekranizacja dedykowane dzieciom, ale zdecydowanie nie tylko dla dzieci, i wreszcie mistrzowskie efekty specjalne w filmie. Strona wizualna książkowej i filmowej opowieści to coś wyjątkowego, czemu warto poświęcić kilka słów.

Szkic, akwarela, kolaż, teatr lalek…

Już w czołówce filmu Bayony pojawia się ukłon w stronę oprawy graficznej Siedmiu minut po północy autorstwa Jima Kaya. Tłem dla pojawiających się na ekranie napisów są powstające właśnie akwarele. Na papierze pojawiają się plamy czarnej jak atrament farby. Rozlewa się tworząc kształty i obrazy podobne do tych, które znajdziemy w książce. Oczywiście od początku było wiadomo, że film nie może w stu procentach oddać nastroju i charakteru książki, w której wszystkie ilustracje są czarno-białe. Taki surowy obraz nie byłby atrakcyjny dla młodszego widza, któremu – choć nie tylko – film jest dedykowany. Siedem minut po północy jest zatem dziełem niezwykle barwnym, ale też korespondującym z pierwotną literacką wizją oraz czerpiącym ze sztuk wizualnych, które w kinie nie pojawiają się zbyt często.

Jedna z utrzymanych w mrocznej stylistyce książkowych ilustracji

Książkę zdobią monochromatyczne grafiki, w których jest niewiele światła. W większości to bardzo mroczne szkice o niewielkim kontraście, trzeba się dobrze przyjrzeć, by wyłapać ukryte w potoku szarości detale. W pracach Jima Kaya – które stanowią około jedną trzecią książki – jest coś gotyckiego, posępnego i nieodgadnionego. Grafiki są wykonane różnymi technikami, od szkicu poprzez akwarelę po przypominający dziecięcą wyklejankę kolaż.

Twórcy filmu także sięgnęli do bogactwa środków artystycznego wyrazu i konwencji plastycznych. Ich wysiłki mamy okazje podziwiać w postaci wizualizacji opowieści Potwora. Na scenę wkraczają postaci takie jak zła wiedźma, książę, stary aptekarz-uzdrowiciel, pastor… Na oczach widza wyrasta bajkowy świat. I tutaj dominują akwarele, tyle że bardzo barwne, oraz kolaże, tyle że przestrzenne. Oryginalnym pomysłem było nawiązanie do teatru lalek. Właśnie takie skojarzenie przywołują nieme, pozbawione ust postaci, wykonujące nadekspresyjne gesty. Całość animacji prezentuje się zjawiskowo.

Kadr z filmu Wizualizacja sceny batalistycznej z pierwszej opowieści Potwora

Opowieści Potwora nie są klasycznymi bajkami z morałem. Historie, które przekazuje Conorowi potwór – a także cała powieść Nessa – mają za zadanie pokazać, że świat nie jest czarno-biały, że jest w nim masa półtonów i odcieni, co więcej, że dwie z pozoru sprzeczne i wykluczające się tezy mogą okazać się prawdziwe. W tym kontekście podwójnie intrygujący wydaje się fakt, że twórcy książki zdecydowali się na czarno-białe ilustracje. Siedem minut po północy pokazuje bowiem, że nic nie jest tylko czarne albo tylko białe.

Baśniowości jest w filmie odrobinę więcej niż w książce. Obraz Bayony pokazuje, że fantazjowanie nie jest tylko domeną dziecka, jest domeną ludzi obdarzonych wrażliwością i wyobraźnią, szczególnie zaś ludzi znajdujących się na granicy światów. Jawy i snu. Życia i śmierci.

korekta: Kornelia Farynowska

Avatar

Karolina Nos-Cybelius

REKLAMA
https://www.perkemi.org/ Slot Gacor Slot Gacor Slot Gacor Slot Gacor Slot Gacor Slot Gacor Slot Gacor 2024 Situs Slot Resmi https://htp.ac.id/