KRÓLOWA. Najbardziej francuski z polskich seriali
Macie czasem tak, że po obejrzeniu miniserialu żałujecie, że nie nakręcono kilku odcinków więcej? Jest duża szansa, że Królowa wywoła w was dokładnie takie uczucie. Najnowsza polska odcinkowa produkcja Netfliksa ma w sobie dość polskości i wystarczająco dużo francuskości, by trafić idealnie w definicję feel good movie. Miniserial Łukasza Kośmickiego kreuje nasz kraj nie takim, jakim jest, ale jakim wielu z nas chciałoby, żeby był.
Ręka w górę, kto zgadza się z takim stwierdzeniem: polscy górnicy to grupa zawodowa z potencjalnie dużą tolerancją dla kultury drag queen i przedstawicieli nieheteroseksualnych orientacji. Prawda, że wiarygodne? Celowo teraz trochę przerysowuję, ale najwyraźniej twórcy miniserialu Netfliksa stwierdzili, że skoro – skądinąd świetni – Dumni i wściekli (2014) mogli opowiedzieć o zupełnie prawdziwym poparciu walijskich górników dla londyńskich aktywistów LGBT w latach 80. ubiegłego stulecia, to dlaczego zupełnie fikcyjna historia krawca / drag queen z Polski nie miałaby nieść równie pozytywnego przekazu? I rzeczywiście niesie!
Pochodzący z Polski Silvestre Bork (doskonały w każdym calu Andrzej Seweryn) jest cenionym paryskim krawcem, który wieczorami na scenie jednego z lokalnych kluboteatrów zamienia się w charyzmatyczną Lorettę, legendę miejscowej sceny drag. Głównego bohatera poznajemy, gdy właśnie trwają przygotowania do jego ostatniego występu przed wyprowadzką na Lazurowe Wybrzeże. Gdy już wydaje się, że za moment Silvestre będzie popijał cabernet gdzieś pomiędzy Cannes a Niceą, bohater otrzymuje list z ojczyzny. Dowiaduje się z niego o istnieniu wnuczki, która prosi nieznajomego dziadka o pomoc dla swojej mamy. Choć Silvestre wyjechał z Polski jeszcze przed narodzinami córki, postanawia wrócić do kraju rodzinnego, by wykorzystać prawdopodobnie ostatnią szansę na zyskanie rodziny.
Przyzwoita rozrywka
Powyższy opis brzmi jak kalka z wielu filmów obyczajowych, które mogliśmy oglądać na przestrzeni ostatnich lat, a innowacyjność to ostatnia rzecz, którą można by Królowej przypisać. Czy to wada? Raczej nie, bo miniserial Kośmickiego, twórcy Ukrytej gry czy Klangora, ma tak naprawdę prosty przepis: obśmiać kilka narodowych przywar, ukazać kontrast między Polską i Francją, a wreszcie (dość życzeniowo jednak) stwierdzić, że oba kraje niewiele różnią się pod względem tolerancji. Jakkolwiek naiwny nie byłby przekaz płynący z Królowej, produkcja Netfliksa robi dobrze to, do czego została stworzona – bawi, rozczula, imponuje kostiumami i aktorstwem. Słowem: zapewnia przyzwoitą rozrywkę.
Najprawdopodobniej jednak wielu krytykom i widzom to nie wystarczy. Już dziś w tekstach poświęconych serialowi Królowa przez wszystkie przypadki odmienia się słowo „cringe”, tak ukochane nie tylko przez młodzież, ale najwyraźniej także przez ludzi piszących o filmie. Tymczasem by odczuć zażenowanie, z którym to ów „cringe” z reguły jest związany, trzeba być wyjątkowo zamkniętym na rozrywkę stworzoną w duchu kiczu i przesady. Królowa to bowiem celowo przerysowana opowieść, w którym postępowy jegomość z Francji zderzony zostaje z konserwatywnym betonem polskiej prowincji. Mimo to jednak postanawia wytrwać w od dawna niewidzianej ojczyźnie. A że po drodze przytrafia się jemu i jego bliskim kilka pomniejszych absurdów… Czy to naprawdę ważne? Królowa, której premiera nie bez przyczyny przypada na Miesiąc Dumy osób z kręgu LGBTQ+, nie miała być logiczna – miała dawać nadzieję na lepsze, bardziej tolerancyjne państwo.
Mogą śmieszyć głosy, próbujące odnaleźć w Królowej logikę, autentyzm czy wiarygodne przedstawienie społeczności LGBTQ+ w Polsce. Produkcja Łukasza Kośmickiego to raczej queerowa baśń, którą każdy nieheteronormatywny obywatel tego kraju chciałby przeżyć. Podczas ubiegłorocznej edycji festiwalu Pięć Smaków mieliśmy możliwość oglądać wyborną singapursko-malezyjską koprodukcję Numer jeden, gdzie głównym bohaterem był heteroseksualny mężczyzna, który dość przypadkowo staje się drag queen. Jeden z najprzyjemniejszych filmów festiwalu opowiadał przede wszystkim o tolerancji i próbach zrozumienia transseksualności, serwując przy tym świetną rozrywkę. Czy Królowa może spełnić podobną funkcję w polskiej kulturze? Bez wątpienia, choć to zależy przede wszystkim od nas samych…