KREW BOHATERÓW. Miodne postapokaliptyczne science fiction
Jednym z najwcześniejszych filmów tego rodzaju był The Tenth Victim z Marcello Mastroianni, a do najbardziej znanych należą Death Race 2000, Rollerball, The Running Man z Arnoldem Schwarzeneggerem, a ostatnio Igrzyska śmierci. Jednak Krew bohaterów wyróżnia się jako wyjątkowy, ponieważ udowodnił, że jest częściowo możliwy do zrealizowania w dzisiejszym świecie.
Cechą wspólną filmów z tego nieistniejącego gatunku jest podniesienie rangi dominującej – być może jedynej wciąż istniejącej – dyscypliny sportowej. Wprawdzie dla niektórych piłka nożna to całe życie, a za ulubiony klub są w stanie zabić, ale na szczęście wciąż jest to niezgodne z literą prawa. Tutaj odwrotnie – sport bywa narzędziem prawa, odzwierciedla społeczne nastroje, a wyniki meczów rzutują na przyszłość dziesiątek osób. Rzecz jasna, bierki i warcaby nie wchodzą w grę, krew musi zostać przelana, a słabi i niedoświadczeni muszą sięgnąć po koronę bożyszczy tłumów niczym Rocky Balboa posyłający na deski Apollo Creeda. Krew bohaterów
W filmie Krew bohaterów jest mniej więcej tyle fabuły, ile w sportowych rozgrywkach może jej być. Z jakiegoś powodu te brutalne pojedynki potrafią jednak wciągnąć, a kiedy oglądałem je po raz pierwszy – gdzieś pod koniec podstawówki – sam miałem ochotę zostać juggersem i nadziewać psią czaszkę na pal. Czar tego filmu wynika przede wszystkim z dwóch czynników – niezwykłego otoczenia piekielnie gorącej Australii oraz świetnej, zaskakującej obsady.
W roli głównej… Rutger Bauer? Tak przynajmniej twierdzi lektor, Władysław Frączak, najwyraźniej zmylony przez czcionkę zbliżoną do gotyckiej, ale oczywiście chodzi o Hauera, który w latach 80. zaliczył najlepszą ekranową dekadę swojego życia. Zaczął skromnie, od Nocnego Jastrzębia u boku Sylvestra Stallone’a; by rok później wcielić się w Roya Batty’ego – androida „filozofa”; a później były jeszcze Autostopowicz, Ślepa furia czy Zaklęta w sokoła. Nie będę hamować fanowskiej ekscytacji – uwielbiam tego aktora, jego fascynującą charyzmę i tajemniczą aparycję, sprawiającą, że nawet uśmiechnięty wygląda, jakby chciał wbić nóż między żebra.
W jednej ze swoich pierwszych ról pojawia się tutaj Delroy Lindo – aktor, którego zna każdy, kto śledził filmowe przeboje z lat 90., choć niewielu wie, jak mu na imię. Jego charakterystyczna twarz była obecna na drugim planie w Malcolmie X, Dorwać Małego, Okupie czy Piętnie Minnesoty. Wczesny występ zalicza także Vincent D’Onofrio, wtedy już ceniony za doskonałą rolę w Pełnym magazynku Kubricka, ale być może przeżywający okres największej świetności właśnie teraz, chociażby za sprawą roli Kingpina w serialowym Daredevilu. Na drugim planie Richard Norton – żywa legenda kina kopanego tuż przed występem w przełomowej dla jego kariery Chine O’Brien; a jako czarny charakter Hugh Keays-Byrne, aktor o bardzo skromnym, ale pamiętnym dorobku – grał głównego złego zarówno w oryginalnym Mad Maxie, jak i w Na drodze gniewu.
Najbardziej zaskakuje jednak obecność Joan Chen, aktorki, która wówczas dopiero co zaistniała za sprawą roli w Ostatnim cesarzu Bernarda Bertolucciego, a rok później wcieliła się w Josie Packard na planie Miasteczka Twin Peaks. Chen i kino akcji to na ogół nieudane połączenie. Towarzyszyła Stevenowi Seagalowi w Na zabójczej ziemi oraz Stallone’owi w Sędzi Dredd i żaden z tych występów nie należał do udanych. W filmie Krew bohaterów dodaje natomiast intrygującej egzotyki, takich kobiecych ról pierwszoplanowych raczej w latach 80. nie było.
Nad całą tą galerią znakomitych postaci sprawował pieczę reżyser debiutant, który niczego już później nie nakręcił. David Webb Peoples jest jednak postacią zasłużoną w światku science fiction – siedem lat wcześniej napisał wraz z Hamptonem Fancherem scenariusz do Łowcy androidów, a później, wraz z żoną Janet, stworzył filmowe i serialowe 12 małp.
Kolejnym ważnym, wyjątkowym elementem filmu Krew bohaterów jest lokalizacja. Zdjęcia kręcono w Coober Pedy w południowej Australii, gdzie średnia temperatura w okresie letnim wynosi trzydzieści stopni, a okazjonalnie dochodzi nawet do czterdziestu. Podziemne jaskinie widoczne w filmie nie są wyłącznie częścią scenografii, to faktyczne schronienie i miejsce zamieszkania wielu tamtejszych górników trudzących się wydobywaniem opali. Do filmu zaangażowano stu pięćdziesięciu statystów na stałe zamieszkujących ten rejon, których kierowniczka castingu opisała jako “najdziwniejszą bandę ludzi, jakich kiedykolwiek spotkała”. Oprócz trudnych warunków życia musiało mieć na to wpływ także to, że tereny te zamieszkują przedstawiciele czterdziestu różnych narodowości.
Dwoistość rezultatu najlepiej oddają średnie oceny w serwisie Rotten Tomatoes. Krytycy nie byli zachwyceni, wytykali filmowi płytką fabułę, powolne tempo i tworzenie nieistniejącej gry o niejasnych zasadach. Ich wynik to zaledwie trzynaście procent, ale z drugiej strony są ludzie mojego pokroju – pasjonaci magnetowidowego nastroju i niskobudżetowej postapokalipsy. Za ich przyczyną Krew bohaterów nie tylko otrzymała ocenę w wysokości siedemdziesięciu sześciu procent, ale także doczekała się stworzenia prawdziwego sportu zwanego jugger, który jest szczególnie popularny w Niemczech, lecz ma zapalonych pasjonatów także w Polsce, zrzeszonych jako Polish Jugger League.
Nie będę robić wam nadziei – pojedynki na ekranie nie wyglądają dużo lepiej od pojedynków zespołów z istniejących lig, które znajdziecie na YouTube. Nie ma w nich ani przerysowania i absurdu na miarę Uciekiniera, ani dramatyzmu i naturalności w stylu Battle Royale Kinjiego Fukasaku. Szczerze wątpię, czy odkrycie tego filmu dzisiaj, w 2018 roku, może wiązać się z podobnymi emocjami, jakie wzbudzał na przełomie lat 80. i 90., ale skoro dobrnęliście do ostatniego akapitu przydługiego tekstu z działu “VHS”, to najprawdopodobniej posiadacie zdolność przyswajania nieco kiczowatych, wulgarnych i brutalnych produkcji o budżetach rzędu około siedmiu i pół miliona dolarów, w których występują na tyle zdolni aktorzy, że uwierzenie w ich niedorzeczne role przychodzi w sposób naturalny. Dla was Krew bohaterów – o ile jeszcze jej nie widzieliście – może okazać się pasjonującą przygodą.
Tekst z archiwum film.org.pl.