search
REKLAMA
Recenzje

KOWBOJE I OBCY. Western science fiction w gwiazdorskiej obsadzie

Trochę pewnie przesadzę, próbując zestawiać Kowbojów i obcych z przygodami słynnego archeologa-awanturnika…

Rafał Donica

9 lutego 2024

KOWBOJE I OBCY. Western science fiction w gwiazdorskiej obsadzie
REKLAMA

…, ale nie mogę oprzeć się wrażeniu, że wystarczyło dać Harrisonowi Fordowi inny kapelusz, w rękę bat i trochę rozbudować jego postać, byśmy mogli rozkoszować się kolejną odsłoną przygód Indiany Jonesa na emeryturze.

Tymczasem 2/3 czasu ekranowego zgarnia całkiem przyzwoity aktorsko i wciąż ładnie zbudowany Daniel Craig, który w walce o palmę pierwszeństwa spycha Forda na drugi plan. Przez wprowadzenie na ekran dwóch wyrazistych protagonistów, cierpi niestety scenariusz i głębia postaci, bo scenarzysta, mając w ręku ciekawie wymyślonych typków z nie całkiem jasną przeszłością, w efekcie nie poświęca żadnemu z nich należytej uwagi. Parafrazując znane z Dzikiego Zachodu powiedzenie: “Ten scenariusz jest za mały dla nich dwóch”. Pozostali aktorzy grający w filmie Kowboje i obcy robią za tło, nie wystawiając nosa z tłumu nawet na chwilę. Pamiętacie Paula Dano z Aż poleje się krew i Sama Rockwella z Moon? Z filmu Jona Favreau ich nie zapamiętacie.

Reżyser znakomitego Iron Mana i jego całkiem udanej kontynuacji zalicza w swojej filmografii małe potknięcie.

Kowboje i obcy nie wzbudzają emocji. Choć bohaterowie są niejednoznaczni, nic z tego nie wynika, nie rodzi się żadna dramaturgia, ot, Jake Lonergan (Craig) był kiedyś zły, a teraz od początku filmu jest dobry i taki pozostaje do końca. Podobnie zły-dobry Woodrow Dolarhyde (Ford) – trzęsący okolicą i kryjący tyłek syna, wiecznego rozrabiaki, też dobrego, jak się ostatecznie okaże. Gdy zapowiadają się jakieś tarcia na linii Dolarhyde-Lonergan, okazuje się, że nic takiego nie ma miejsca, bo obaj dobrze dogadują się od początku do końca ekranowych wydarzeń. Brak iskier między bohaterami przekreśla z miejsca cały film, bo czym się emocjonować i na co czekać, skoro brakuje głównych składników dobrego scenariusza: konfliktu, wewnętrznej podróży bohatera, motywu przemiany.

kowboje i obcy

Aby najlepiej opisać, jakie emocje w kinie lubię, a jakich mi w obrazie Favreau zabrakło, posłużę się przykładem Ognistego podmuchu Rona Howarda. Przypomnijcie sobie finałowy pożar i te sekundy, które przy wtórze eksplozji i ognia zapowiadały pojedynek na topory strażackie między Russellem a Glennem (do którego ostatecznie nie doszło). Albo gdy ranny Kurt Russell, patrząc na walczącego z płomieniami Williama Baldwina, ostatkiem sił krzyczał: “That’s my brother god damn it!” – sceny proste jak drut i uderzające w oczywiste struny, ale nawet teraz, jak je opisywałem, przeszedł mnie ten fajny dreszczyk, towarzyszący znakomicie rozpisanym relacjom między bohaterami, eksplodującym w finale. I właśnie takiej bomby zabrakło mi w filmie Kowboje i obcy, choć zarówno sam pomysł na western w otoczce science fiction, jak i wstępny rys postaci dawały szansę na wybuch emocji.

Co w takim razie oferuje Favreau?

Oferuje walkę tytułowych kowbojów z tytułowymi obcymi, ale nawet ona, choć usiana efektami z najwyższej półki, nie jest w stanie wynagrodzić słabizny scenariusza i wciągnąć widza w wir wydarzeń. Kosmici gromadnie atakują, ale walka z nimi polega na powtarzanym do bólu “cel-pal”, bez żadnych zaskoczeń, ciekawych rozwiązań czy nowatorskich pomysłów inscenizacyjnych. Pamiętacie strzelaniny z District 9? Tam niemal co ujęcie mieliśmy do czynienia z niecodziennymi motywami powodującymi opad szczęki – statek obcych monumentalnie wiszący nad miastem, kamera zamocowana na karabinie, Mech zbierający wystrzelone kule i rozwalający czarnoskórych handlarzy bronią, świnia jako broń, rozpędzony samochód powalający Mecha itd. itp. W filmie Kowboje i obcy nie ma akcji wartych uwagi, żadnej niespodzianki. Jako tako broni się jedynie prolog, scena ucieczki konnej przed latającymi pojazdami, skok Lonergana z pędzącego konia na latający pojazd i finałowe (dosłowne) wy…anie w kosmos statku obcych. To jednak zdecydowanie za mało na prawie dwugodzinny film.

kowboje i obcy

Nie wykorzystano też humorystycznego potencjału całej historii. W miejsce zabawnych scen bazujących na zderzeniu Dzikiego Zachodu z kosmiczną technologią, Favreau daje motyw z zapałkami (potrzebnymi do podpalenia lontu) upuszczonymi na ziemię po długiej wspinaczce na statek obcych. Ha, ha. A nie, sorry, przypomniałem sobie, jest wybitnie zabawna scena zmartwychwstania, czy raczej z-ogniska-wstania, Elli Swenson (Olivia Wilde). Zwłoki wrzucone zostają do ogniska, palą się chwilę, po czym Ella wstaje, wychodzi z ognia nawet się nie otrzepując i tłumaczy Danielowi Craigowi, że przybyła z innego świata bla bla bla… i od tego momentu film zjeżdża po równi pochyłej, aż do zawodzącego na całej linii, nudnego i schematycznego finału.

Co się tyczy kosmitów i ich inwazji na naszą planetę, trochę dziwny wydał mi się brak… zdziwienia ze strony mieszkańców Dzikiego Zachodu, którzy zamiast zlać się w spodnie na widok latających pojazdów, a później zamienić chociaż ze dwa zdania na temat: “Co to k… było?!”, pozostawiają to niecodzienne wydarzenie bez żadnego komentarza. Po prostu wsiadają na konie i jadą ratować porwanych bliskich, jakby uprowadził ich Indianin zza rogu, a nie kompletnie niezrozumiałe COŚ. W dzisiejszych czasach i owszem, widok UFO mógłby nie przerazić nas zbytnio, bo otaczają nas nowoczesne technologie, ale ludzie z 1873 roku, dla których szczytem techniki był rewolwer i koło u wozu, powinni na widok latających pojazdów co najmniej zwariować i zjeść swoje kapelusze.

Fabularni Kowboje i obcy nie zachęcili mnie do sięgnięcia po komiksowy oryginał. Film nie jest może jakąś katastrofą, ogląda się bezboleśnie (choć na drugi seans nie mam ochoty) ale na pewno zawodzi i nie spełnia oczekiwań, które miałem prawo mieć względem Favreau po tym, jak narobił mi smaku błyskotliwie zrobionymi Iron Manami.

PS Za www.komiks.gildia.pl: Amerykański grafik Drew Struzan upublicznił swój projekt plakatu do filmu Kowboje i obcy. Budzący skojarzenia z serią Indiana Jones poster nie znalazł uznania w oczach specjalistów ds. promocji NBC Universal. Co więcej, wytwórnia wysunęła żądanie usunięcia grafiki ze stron amerykańskich serwisów poświęconych tematyce filmowej.

Tekst z archiwum film.org

Rafał Donica

Rafał Donica

Od chwili obejrzenia "Łowcy androidów” pasjonat kina (uwielbia "Akirę”, "Drive”, "Ucieczkę z Nowego Jorku", "Północ, północny zachód", i niedocenioną "Nienawistną ósemkę”). Wielbiciel Szekspira, Lema i literatury rosyjskiej (Bułhakow, Tołstoj i Dostojewski ponad wszystko). Ukończył studia w Wyższej Szkole Dziennikarstwa im. Melchiora Wańkowicza w Warszawie na kierunku realizacji filmowo-telewizyjnej. Autor książki "Frankenstein 100 lat w kinie". Założyciel, i w latach 1999 – 2012 redaktor naczelny portalu FILM.ORG.PL. Współpracownik miesięczników CINEMA oraz FILM, publikował w Newsweek Polska, CKM i kwartalniku LŚNIENIE. Od 2016 roku zawodowo zajmuje się fotografią reportażową.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA