KLUB 54
Jest druga połowa lat siedemdziesiątych. Epoka disco i nocnych klubów. Narratorem jest młody chłopak pochodzący z Jersey – Shene O’Shea (w tej roli Ryan Phillippe). Po drugiej stronie widzi Nowy Jork – obraz zepsucia i … swoich marzeń. Jego marzeniem jest wyrwać się z domu, w którym jedyną rozrywką jest oglądanie telewizji. Marzy o tym, by kiedyś dołączyć do całej tej śmietanki jeżdżącej drogimi autami i przesiadującej w ekskluzywnych klubach. Jednym z takich klubów było tytułowe “Studio 54” i to ostatnie miesiące działania tego lokalu przedstawiono w filmie. Shane pojawia się w klubie i udaje mu się nawet otrzymać pracę kelnera. Poznaje bywalców Pięćdziesiątkiczwórki. Wkracza w świat, gdzie narkotyki, pieniądze i wolna miłość biorą górę nad zdrowym rozsądkiem. Bawią się tu same gwiazdy, bogaci oraz znani. Niektórzy przebywają tysiące kilometrów, by zaszaleć jedną noc i następnego dnia wrócić do szarej rzeczywistości. Shane powoli wyrabia sobie kontakty i awansuje w hierarchii klubu – z kelnera staje się barmanem. Osoby, o których czytał w gazetach czy widywał na ekranie telewizora mówią mu teraz po imieniu. Wszystko wydaje się takie idealne i wspaniałe.
Właścicielem klubu jest Steve Rubell. W tej roli wystąpił znany z takich filmów jak Austin Powers czy Świat Wayne’a Mike Myers. W Klubie 54 pokazał prawdziwą klasę. Nie byłem zachwycony jego popisami w poprzednich produkcjach – ale w tym filmie wypadł rewelacyjnie. To chyba pierwsza taka rola tego aktora. Muszę przyznać, że miał świetny akcent. Podobno aktor długo ćwiczył, by pozbyć się kanadyjskich naleciałości. W klubie pracuje też pewne małżeństwo, z którym Shane szybko się zaprzyjaźnia i zaczyna traktować jak najbliższą rodzinę. Są to Anita (Salma Hayek) i Greg Randazzo (Breckin Meyer). Salma jest jak zwykle uwodzicielska i zmysłowa. Anita kocha swego męża, ale równocześnie chce być wolna – zgodnie z regułami tamtej epoki nie chce do nikogo należeć. Jak to sama określa, nie jest niczyją niewolnicą. Marzy o tym, by zostać gwiazdą muzyki. Wszędzie nosi ze sobą kasety demo, na których prezentuje swoje możliwości. Breckina Meyera znamy choćby z głównej roli w komedii Ostra jazda. Tutaj gra jedną z ważniejszych postaci – przyjaciela głównego bohatera, który marzy o awansie na barmana. Ostatnią postacią, o której warto wspomnieć, jest zepsuta gwiazda telenowel – Julie Black (Neve Campbell). Jest to wielka miłość Shana. To właśnie dzięki niej postanowił spróbować zmienić swoje życie. Ona, podobnie jak on, pochodziła z Jersey i odbiła się od dna (biedy), by osiągnąć “wyżyny” śmietanki towarzyskiej. Julie umawia się na randki w klubie z agentami czy też ludźmi od castingu, by utrzymać się “na fali” i by dostawać kolejne propozycje. Neve również zagrała świetnie. Polubiłem jej specyficzny styl od momentu obejrzenia jej gry w serii Krzyk czy serialu telewizyjnym Ich pięcioro (Party of Five). A że jest “wszechstronnie uzdolniona” udowodniła nam, występując razem z Denise Richards w Dzikich Żądzach. W rolach gościnnych wystąpiły osoby, które pamiętają, jak wyglądały imprezy w Klubie 54. Są to między innymi takie sławy jak Michael York czy Art Garfunkel.
Co prawda większość postaci to fikcyjne charaktery – lecz Klub 54 istniał naprawdę. Wielu znanych i lubianych spotykało się tam, by zażyć koki czy przetańczyć całą noc. Wśród nich byli Schwarzenegger, Travolta, Stallone, Fawcett, Warhol czy Spacey. A imprezy, które się tam odbywały, przeszły do historii.
Dla reżysera i zarazem autora scenariusza – Marka Christophera – Klub 54 to debiut na srebrnym ekranie. Wcześniej był znany tylko z krótkometrażowych produkcji. W filmie duży nacisk postawiono na muzykę. Świetnie dobrane kawałki disco uzupełniają całą historię. Na koniec wspomnę o autorze zdjęć. Jest to Aleksander Gruszynski – kamerzysta polskiego pochodzenia. Znany z pomocy przy takich filmach jak Ich troje czy Szkoła czarownic.
Tekst z archiwum film.org.pl.