KAWA I PAPIEROSY. Błyskotliwie o niczym
“Kawa i papierosy” – zestawienie 11 etiud filmowych, połączonych luźnymi klamrami natury estetycznej, to proces ciągły i długotrwały. Zainicjował go Jarmusch w 1986 roku krótkim filmem “Strange to meet you” zrobionym dla potrzeb show “Saturday Night Live”, z Robertem Benignim i Stevenem Wrightem w rolach głównych i jedynych. Była to lapidarna opowiastka o niczym, rozgrywająca się przy kawiarnianym stoliku, filiżance kawy i popielniczce petów.
W towarzystwie papierosowych oparów i opróżniających się filiżanek czarnej cieczy bohaterowie przeprowadzili zabawny i wciągający dialog, ot tak, dla relaksu, po czym się rozeszli. W roku 1989 roku, przy okazji kręcenia “Mystery Train” powstał film następny – “Twins” z, jak zwykle rewelacyjnym, Steve’em Buscemi. Cała rekwizytornia “Strange to meet you” znalazła się i tu. Tak więc był stół, hektolitry pochłanianej kawy z przerwą na papieroska oraz kawał ciekawej konwersacji, tym razem coś a’la Tarantino, czyli kwestia otyłości Elvisa “Króla” Presleya. W tymże momencie zrodził się długoterminowy plan nakręcenia całej serii krótkich filmów przy kawie i papierosach.
Jarmusch zwerbował swoich przyjaciół, znanych z wcześniejszej współpracy – Isaacha de Bankole, Iggy Popa, Toma Waitsa, RZA, GZA, a reszta zgłosiła się sama. Dalej wydarzenia toczyły się w tempie iście błyskawicznym – sześć ostatnich filmów Jarmusch nakręcił w niespełna dwa tygodnie. Ta taśmowa produkcja nie wyszła jednak przedsięwzięciu na dobre. Filmy są nierówne, zapewne każdy, kto widział całość, stworzył sobie swój własny ranking używkowych etiud, znajdując w klimatycznej kawiarni zarówno te świetne, jak i… mniej świetne, abstrahując – jest kilka filmowych potknięć, które zaburzają nieco odbiór całości. Na przykład sam wytypowałbym na czarną jak kawa listę “Jack shows Meg his Teslacoil”, “Delirium”, czy “Twins”, niemniej będąc pełen podziwu dla skromnych, ale wyrazistych ról Billa “Ghostbuster, Groundhog Day” Murraya żłopiącego kawę prosto z czajnika czy Steve’a Buscemiego w żałosnym fartuszku. Pomijając jednak momenty słabsze, a skupiając się na samej esencji i “dymie” “Kawy i papierosów”, dochodzimy do głównego motywu i atutu, tego, jak by nie patrzeć, niecodziennego i intrygującego filmowego tworu – to jest – klimatu.
Pierwsze, co rzuca się w oczy i agresywnie atakuje źrenice, to estetyka zdjęć i scenografii. Kontrast czerni i bieli – czarna kawa i biały papieros, stale pojawiający się wzór szachownicy, gra światłocienia, wreszcie obraz czarno-biały rodem z “Truposza”. Ten zabieg nadaje spotkaniu w kawiarni wymiaru codzienności i zwykłej czynności. Ot, zwykły dzień, spotykamy się i dyskutujemy. Klimatem nazywam to, co się dzieje podczas tego spotkania – dochodzi do interakcji, często niezwykle ciekawej, wręcz egzotycznej, a trzeba wiedzieć, że Jarmusch w budowaniu relacji międzyludzkich, spontanicznego dialogu i tworzeniu specyficznej aury fermentu i iskry pomiędzy rozmówcami Mistrzem jest!
Udowodnił to m.in. w “Nocy na Ziemi” i “Ghost Dogu”, gdzie to potrafił wykreować szlachetną przyjaźń pomiędzy bohaterami, którzy w ogóle nie rozumieli, co do siebie mówią! Ogląda się to rewelacyjnie, dialogi są zabawne, absurdalne, ale i inteligentne, refleksyjne, nie mniej trafne są zestawienia bohaterów i sytuacje, w których przyszło im zaistnieć. Wyobraźcie sobie piękną dziewczynę, popijającą kawę z domieszką ekstraktu z nikotyny, oglądającą magazyn z modelami rewolwerów, a następnie przygłupiego, natrętnego kelnera, próbującego zagadać, nieustannie dolewającego jej kawy. Ona mierzy go wzrokiem mordercy, bo kawa, którą piła, była idealna, proporcje śmietanki, cukru i kawy były właściwe, a on to spartolił. Cały urok “Kawy i papierosów”.
Ta piękna dziewczyna to enigmatyczna Renee French. Drogą mojego prywatnego śledztwa dowiedziałem się, iż to ceniona ilustratorka komiksów (nota bene popełnia całkiem intrygujące prace). Swoistym smaczkiem filmu jest herbata w miejsce kawy w świetnym “Cousins?” z Alfredem Moliną i Steve’em Cooganem. Jako że obydwaj są aktorami brytyjskimi, głupio było dawać im do picia kawę! Ale to jedyne odejście od reguły kawiarnianego stołu, kawy i papierosów.
Jakiż to wielki przekaz kryje się w oparach dwóch największych używek naszych czasów? Ano żaden szczególny, brednią jest mowa, iż to film dla widza zaawansowanego, analitycznego, po ukończonym filmoznawstwie i ilorazie bijącym na głowę ten Sharon Stone. Dla mnie ten film to przede wszystkim relaks, zestaw niepowiązanych fabularnie obrazów, które łączy specyficzny klimat. Klimat wytchnienia i wolnej refleksji w zaciszu kawiarni.
Jest czas na pogadanie, na pośmianie się, na zapalenie papierosa i łyk kawy, w tle kilka starych kawałków The Stooges. Nigdzie się nikomu nie śpieszy, delektujemy się statyczną rozgrywką na polu upojnej konwersacji, często zmierzającej do granic absurdu i braku konkluzji, jak w prawdziwym życiu, przy prawdziwym spotkaniu. Po prostu posiedzieć, pogadać, zupełnie jak Vincent Vega i Mia Wallace w “Pulp Fiction”. “Kawa i papierosy” odprężają, są rozrywką i filmową koneserską używką, lekką i uzależniającą niczym papierosy, niczym kawa, niczym kino Jima Jarmuscha.
Tekst z archiwum film.org.pl (2005).