KATLA. Historia zaskakująca
Na Netfliksie zagościł właśnie serial Katla, opowiadający historię niewielkiej mieściny, która została ewakuowana po wybuchu wulkanu o tej właśnie nazwie. Erupcja Katli miała miejsce nieco ponad rok temu, w pobliskim mieście Vik pozostał właściwie tylko zespół badawczy oraz kilku mieszkańców. Otoczenie wulkanu, który nadal nie wygasł, jest uznawane za niebezpieczne – przekroczenie nakreślonej wokół miejsca katastrofy granicy wymaga specjalnych zezwoleń.
Główną bohaterką serialu jest Grima, młoda mężatka, która w wybuchu straciła siostrę. Asa zaginęła, jej ciała nie odnaleziono. Choć szanse na to, by po roku wróciła cała i zdrowa, są w zasadzie żadne, smutek i tęsknota Grimy nie pozwalają jej opuścić rodzinnego domu. Dziewczyna, która w dzieciństwie była świadkiem samobójstwa matki, nie potrafi poradzić sobie z kolejną stratą. Jej ból dzielą z nią ojciec i mąż, Kjartan. Pierwszy stracił nie tylko żonę i córkę – 20 lat wcześniej rozstał się z ukochaną kobietą, Szwedką Gunhild. Kjartan, choć nie doświadczył aż takiej straty, cierpi nie mniej – smutek Grimy odbija się na jego relacji z żoną i mężczyznę również gnębi poczucie coraz większej życiowej pustki. Wszyscy troje pogrążają się w coraz większej beznadziei, gdy pewnego dnia na zboczu wulkanu pojawia się pokryta pyłem wulkanicznym naga, przerażona kobieta. Zostaje przewieziona do miejscowej kliniki, a powszechna opinia orzeka, że to jedna z lekkomyślnych nielegalnych turystek. Problemy zaczynają się, kiedy kobieta przedstawia się jako Gunhild. Okazuje się, że wygląda dokładnie jak utracona ukochana ojca Grimy… sprzed 20 lat.
W niedługim czasie w Vik pojawiają się kolejne osoby – do domu wraca Asa, jeden z badaczy wulkanu odzyskuje zmarłego trzy lata wcześniej synka, miejscowy policjant ze zdumieniem odkrywa w domu swoją żonę w młodszej, zdrowej wersji. Stęsknieni, zrozpaczeni, umęczeni tragediami ludzie witają nieoczekiwanych gości z radością, zdziwieniem, niepokojem. Czy Katla spełnia ich marzenia? Czy raczej uczy: „uważaj, za czym tęsknisz”?
Ośmioodcinkowy serial Netfliksa był dla mnie zaskoczeniem. Spodziewałam się raczej typowej opowieści o grozie pod lodem, o potworze, któremu trzeba odrąbać wraży łeb, zanim pochłonie pół miasta. Katla jednak to zupełnie inna bajka. Zrealizowana w klimacie postapo, osiągniętym poprzez przepiękne bladobłękitne zdjęcia opuszczonej, pokrytej gęstym pyłem wulkanicznym mieściny, w której ludzie żyją w warunkach, co tu dużo mówić, surowych, Katla jest przede wszystkim serialem obyczajowo-psychologicznym. Każdy z jej bohaterów tęskni za kimś utraconym – i każdy go w pewnym sensie odzyskuje. Pytanie brzmi, czy aby ci, którzy wrócili, są tymi, których się spodziewano? I czy rzeczywiście ich pojawienie się jest w stanie uleczyć wszystkie rany, naprawić popełnione błędy?
Katla nie jest typowym serialem sci-fi. Po ekranie nie snują się potwory z kosmosu, nie ma wartkiej akcji, nie ma elementów horroru. Tutaj zjawiska paranormalne są odpowiedzią na emocje, które żyją w otaczających wulkan ludziach. A ci napisani są w serialu świetnie – począwszy od Grimy, poprzez jej ojca, naukowca Darriego, do policjanta Gisliego – każda postać jest wyrazista, konkretna, kompletna, naturalna, zrozumiała dla zwykłego zjadacza chleba. A przy tym mamy okazję podziwiać na ekranie prawdziwy kunszt aktorski (w mojej opinii szczególne wyrazy uznania należą się aktorce wcielającej się w rolę Grimy, Guðrún Ýr Eyfjörð, oraz aktorowi kreującemu postać Gisliego, Þorsteinnowi Bachmannowi). To, że w bohaterach Katli możemy zobaczyć siebie, w obliczu sytuacji ekstremalnych zachowujących się z momentami zaskakującą brutalnością i bezwzględnością, stanowi o sile tego serialu. Katla nie potrzebuje nagłych zwrotów akcji czy komputerowo generowanych monstrów – największe zagrożenie drzemie w nas samych. Wystarczy przejrzeć się w lustrze.