search
REKLAMA
Nowości kinowe

KARTOTEKA 64. Trupy w duńskiej szafie

Tomasz Raczkowski

26 stycznia 2019

REKLAMA

Już od dłuższego czasu głównym towarem eksportowym Skandynawii na polu kultury są kryminały z nurtu nazwanego scandinavian noir. Choć głównymi sprawcami całego zamieszania wokół mrocznych, klimatycznych opowieści o zbrodni z północy Europy są przede wszystkim pisarze, to przez ostatnich kilkanaście lat również i tamtejszy świat filmu wyspecjalizował się w dostarczaniu kolejnych dzieł w ramach tego nurtu (najczęściej będących ekranizacjami powieści). Obecnie, gdy będące wizytówką skandynawskiego noir serie zakończyły się (Wallander), grzęzną w miejscu (Millenium i ostatnia Dziewczyna w sieci pająka) lub wręcz zostały zepsute na starcie na gruncie kinowym (Pierwszy śnieg), na jednego z najmocniejszych reprezentantów nurtu wyrasta cykl o Departamencie Q, ekranizacji powieści Jussiego Adlera-Olsena opowiadającej o dochodzeniach funkcjonariuszy rzeczonej jednostki kopenhaskiej policji, zajmującej się rozwiązywaniem niewyjaśnionych spraw sprzed lat. Na ekrany polskich kin wchodzi właśnie czwarty film o przygodach policjantów z „Q”, Kartoteka 64.

Rozpoczęty w 2013 roku cykl nabiera coraz więcej rozmachu. Kartoteka 64 to kolejny krok w dojrzałym rozwoju serii, bardzo pewnie stojącej już na nogach jako całość, dysponującej zgranym zespołem postaci i sprawdzonymi technikami opowiadania. Producenci szybko postawili też na subtelne odświeżanie formuły pod nowym okiem; i tak nową jakość po udanych, ale niekiedy zachowawczych Kobiecie w klatce i Zabójcach bażantów, wyreżyserowanych przez doświadczonego głównie w produkcjach telewizyjnych Mikkela Nørgaarda, przyniósł w Wybawieniu uznany twórca kina sensacyjnego Hans Petter Moland (Zero stopni w skali Kelvina, Obywatel roku). Z kolei Kartotekę 64 powierzono Christofferowi Boe – niegdyś czołowemu nazwisku eksperymentującego kina festiwalowego (znanemu przede wszystkim z nagrodzonej Złotą Kamerą w Cannes Rekonstrukcji), od paru lat badającego grunt konwencji gatunkowych (ostatnio był to biograficzny komediodramat Seks, narkotyki i podatki). Należy przyznać, że zabieg ten przynosi jak na razie zamierzone efekty – pomimo oparcia na identycznym niemal schemacie co w poprzednich dziełach Kartoteka 64 jest kolejnym udanym filmem o subtelnie odświeżonym obliczu, sprawdzającym się dobrze jako rzetelne kino sensacyjne, a seria o Departamencie Q zdaje się kontynuować swój rozkwit.

W centrum tej, podobnie jak i poprzednich trzech, historii znajdują się komisarz Carl Mørck (Nikolaj Lie-Kaas) oraz jego partner Assad (Fares Fares), wspomagani przez wielozadaniową archiwistkę Rose (Johanne Louise Schmidt). W Kartotece zespół policjantów, targany wewnętrznymi napięciami w przeddzień awansu Assada, musi zająć się sprawą odnalezionych w wynajmowanym mieszkaniu zwłok trójki osób. Tropy prowadzą ich do zamkniętego przed laty ośrodka wychowawczego dla trudnych dziewcząt w Sprogø, którego złowroga działalność okazuje się wkrótce kłaść na współczesnej Kopenhadze znacznie dłuższym, niż można było przypuszczać, cieniem. Zgodnie z najlepszymi tradycjami skandynawskich kryminałów pojedyncza sprawa napotkana przez policjantów służy tu za synekdochę głębszych problemów duńskiego społeczeństwa. Tym razem są to ciemne strony nowoczesnego postępu społecznego i elitarystyczne uprzedzenia, które prowadzą do nadużyć mechanizmów państwa opiekuńczego, a w konsekwencji do ludzkich tragedii.

Struktura Kartoteki 64 jest powtórzeniem formuły znanej z poprzednich filmów o Departamencie Q – od efektownego zawiązania akcji śledzimy dochodzenie, rozwijające się według znanych niemal na pamięć standardów kryminalnych, przeplatane z początkowo niejasnymi, a później coraz bardziej zazębiającymi się z fabułą scenami z przeszłości. Do tego wszystkiego otrzymujemy także kolejny odcinek charakterologicznych utarczek wewnątrz departamentu, który pomimo trudności na końcu okazuje się zgranym i niezawodnym narzędziem sprawiedliwości. Za pewną innowację można uznać mniejszą niż w poprzednich częściach ekspozycję postaci antagonisty, ujawniającą się dopiero w finałowych partiach filmu. Zmiany w formacie są jednak kosmetyczne, a film, który oglądamy, to kolejna efektowna wersja sprawdzonego wzorca. Siłą Kartoteki 64 jest sprawność, z jaką znajome elementy zostają połączone w atrakcyjne widowisko kryminalne. Opowieść toczy się wartko, dynamizowana oscylowaniem pomiędzy sferą intymnych historii poszczególnych bohaterów a szerszym kontekstem, w który się wpisują.

Avatar

Tomasz Raczkowski

Antropolog, krytyk, entuzjasta kina społecznego, brytyjskiego humoru i horrorów. W wolnych chwilach namawia znajomych do oglądania siedmiogodzinnych filmów o węgierskiej wsi.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA