search
REKLAMA
Nowe Horyzonty 2024

JAK ZOSTAŁAM PERLICZKĄ. Półtorej godziny na krawędzi fotela [RECENZJA]

Przez półtorej godziny siedzimy na krawędzi fotela, chłonąc toksyczną atmosferę zambijskiej stypy, z całą brutalnością i niesamowitością tamtejszej kultury.

Tomasz Raczkowski

24 lipca 2024

REKLAMA

Choć slogan „nowy głos kina” pojawia się praktycznie za każdym razem, kiedy na festiwale trafi udany debiut, ale niekiedy użycie tej formuły bywa bardziej uzasadnione. Tak było w przypadku pokazywanego premierowo w 2017 roku Nie jestem czarownicą Rungano Nyoni – brytyjskiej reżyserki zambijskiego pochodzenia. Na drugi film, weryfikujący na ile jej feministyczny dramat w klimacie realizmu magicznego sygnalizuje otwarcie mocnej i ważnej dla kina afrykańskiego premiery, przyszło nam czekać aż do tego roku, gdy Nyoni pokazała w canneńskiej sekcji Un Certain Regard swój drugi pełny metraż: Jak zostałam perliczką, który teraz trafił na wrocławskie Nowe Horyzonty, rymując się świetnie z tegorocznym nurtem Afrykańskich Nowych Fal.

W debiucie Nyoni podejmowała nośny temat czarownictwa, a w zasadzie oskarżeń o nie w tradycyjnych kulturach Wschodniej Afryki. Jakkolwiek mocno wybrzmiał przy tym aspekt realistyczny ewentualnych czarów, opowieść o dziewczynce, którą społeczność posądza o bycie tytułową wiedźmą, zapewniał pewną fantastyczno-magiczną asekurację dla tematyki społecznej. W Jak zostałam perliczką, choć reżyserka pozostaje wierna konwencji realizmu magicznego, nie ma takich wentyli bezpieczeństwa, Nyoni wchodzi w dużo bardziej bezpośrednią polemikę ze społecznymi strukturami swojego rodzinnego regionu. Tym razem też dość długo czeka z odkryciem kart, o czym film traktuje, w pierwszym akcie mocno grając z surrealistycznym punktem wyjścia. A ten jest całkiem spektakularny i frapujący – wracająca nocą z imprezy Shula (skądinąd dzieląca imię z bohaterką Nie jestem czarownicą) napotyka na drodze ciało mężczyzny, który okazuje się jej wujem. Absurdalność natrafienia na zwłoki krewnego w środku nocy i pośrodku niczego, futurystyczny kostium bohaterki i groteskowy taniec oględzin, telefonów i spotkań irytujących kuzynek, który oglądamy w pierwszej sekwencji, sprawnie wprowadza nas w odrealniony, frapujący, ale równocześnie groźny klimat filmu. Potem zaś, jak u mistrzów dreszczowców, napięcie tylko rośnie.

W Jak zostałam perliczką niewiele dzieje się w sensie klasycznej akcji. Poza sceną znalezienia zwłok lwia część filmu rozgrywa się podczas uroczystości żałobno-pogrzebowych, które to dla Shuli i jej kuzynek okazują się obezwładniająco wrogim i trudnym do poruszania się środowiskiem. Cały dramat filmu rozgrywa się w rytuałach, społecznych konwenansach i dialogach, odsłaniających po kawałku postać zmarłego i jego wpływ na bohaterki, oraz konsekwencje tegoż dla życia każdej z nich. Mężczyźni są u Nyoni niemal nieobecni, ale widmo ich władzy nieustannie unosi się nad wszystkim, co robią i co przeżywają kobiety. Ten patriarchalny klincz i niemal absolutna niemożliwość przełamania zaklętego kręgu przemocy i milczenia budują gęsty klimat Jak zostałam perliczką, który mimo wyrazistego społecznego osadzenia Nyoni reżyseruje jak horror spod znaku sygnującej film marki A24. W efekcie przez półtorej godziny siedzimy na krawędzi fotela, chłonąc toksyczną atmosferę zambijskiej stypy, z całą brutalnością i niesamowitością tamtejszej kultury. Środki formalne stosowane przez brytyjsko-zambijską reżyserkę dobrane są tak, by podkreślały złowrogi charakter sytuacji, podsuwając mroczne podteksty.

rungano nyoni
Rungano Nyoni

W swoim niedawnym filmie Lingui subsaharyjski mistrz Mahamat-Saleh Haroun opowiadał o kobiecej traumie, puentując ją tyleż budującym, co kiczowatym przesłaniem o potędze siostrzeństwa. U Rungano Nyoni nie ma tego typu pokrzepienia – pojednania i katharsis zachodzą jedynie na prywatnej mikroskali, w perspektywie całej społeczności zrozumienie i pocieszenie to zaś jedynie kolejne rytuały. Wyjściem z przemocowej matni może być jedynie tytułowa ucieczka w myślenie magiczne, ludową ezoterykę, która oblepia świat przedstawiony Jak zostałam perliczką. Kontynuując wątki z debiutu, Nyoni sugeruje, że złowrogi świat duchów odbija okrutną rzeczywistość, a w pewnym momencie daje on jedyną możliwość ucieczki. Mało pokrzepiająca myśl, ale krytyka kulturowa, którą uprawia w swoich filmach Nyoni, nie ma pocieszać. Sztuką, która się w tym przypadku udała, jest obudowanie posępnej refleksji w intrygującą filmową formę, zapewniającą nośny wehikuł dla formułowanego przez autorkę przesłania. Symbolicznie wykonuje ona rolę tytułowej perliczki, chropowatym zaśpiewem ostrzegającej przed zagrożeniem na sawannie – zostanie perliczką równa się przyjęciu roli nieprzyjemnej sygnalistki, która raczej nie ma co liczyć na oklaski.

Avatar

Tomasz Raczkowski

Antropolog, krytyk, entuzjasta kina społecznego, brytyjskiego humoru i horrorów. W wolnych chwilach namawia znajomych do oglądania siedmiogodzinnych filmów o węgierskiej wsi.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA