I TAK CIĘ KOCHAM. Nieprzyzwoicie zabawny melodramat
Problem z I tak cię kocham, polskim tytułem filmu Michaela Showaltera, nie zasadza się na tym, że przekład nie ma absolutnie nic wspólnego z oryginalnym The Big Sick, które można by przetłumaczyć niezbyt atrakcyjnie na Choróbsko. Kłopot raczej w tym, że gdy słyszę I tak cię kocham, mam przed oczami nędzną komedię romantyczną, i to w dodatku jedną z tych, w których gościnnie pojawia się Tomasz Karolak. I tak cię kocham tymczasem wcale nie jest filmem głupim i miałkim. Ba – wbrew temu, co sugeruje dystrybutor, nie jest nawet komedią romantyczną.
Klasyczne rozróżnienie między komedią romantyczną a melodramatem wiąże się ze źródłem konfliktu, który powstrzymuje bohaterów przed tym, by żyli długo i szczęśliwie. W komedii leży on wewnątrz postaci, a w melodramacie pochodzi z zewnątrz. Innymi słowy: jeśli bohaterowie nie mogą się zejść, bo on jest niedojrzały, a ona niezdecydowana, mamy do czynienia z komedią romantyczną. Jeśli natomiast na przeszkodzie stoi status majątkowy, choroba, pochodzenie lub wola rodziny, oglądamy pełnokrwisty melodramat.
Nanjiani i Gordon, mimo że to ich scenariuszowy debiut, przedstawili swoją historię w taki sposób, by humor i dramat łączyły się w ramach konkretnych scen i nawzajem się uzupełniały
W bazującym na prawdziwej historii, która przydarzyła się Kumailowi Nanjianiemu i jego jeszcze-wtedy-nie-żonie, Emily V. Gordon, I tak cię kocham spotykamy Kumaila – pochodzącego z Pakistanu początkującego stand-upera – który zakochuje się w młodej Amerykance, Emily. Problem w tym, że konserwatywni rodzice bohatera hołdują tradycji małżeństw aranżowanych, a opcja wydania syna za białą kobietę nie mieści im się w głowach. Kumail i Emily rozstają się więc podczas kłótni i pewnie nigdy by się więcej nie zobaczyli, gdyby nie to, że dziewczyna niedługo później zapada w śpiączkę, a przerażony i targany sprzecznymi emocjami Kumail zostaje sam na sam z jej rodzicami – ludźmi, których nigdy wcześniej nie spotkał i którzy mają do niego w pełni słuszne pretensje za wystawienie ich córki do wiatru.
Pod względem gatunkowej proweniencji I tak cię kocham jest więc przede wszystkim oryginalnym melodramatem – tylko że to melodramat nieprzyzwoicie wręcz zabawny. Nanjiani już w stand-upie udowadniał, że ma gigantyczny komediowy talent, a jego monologi w zgrabny sposób wykorzystują mikroobserwacje związane z pochodzeniem komika, różnicami kulturowymi między Pakistanem i Stanami Zjednoczonymi i obecnym stosunkiem dużej części Amerykanów do imigrantów z krajów muzułmańskich. Jego humor jest jednocześnie niepozorny i dosadny, aktualny i ponadczasowy. Wszystko to przenosi się do stworzonego wspólnie z Emily V. Gordon scenariusza, w którym prawdziwe wydarzenia i anegdoty zostały przepisane w taki sposób, by jednocześnie bawić i zaskakiwać swoją autentycznością (wielu krytyków zauważyło już, że w I tak cię kocham można usłyszeć jeden z najlepszych żartów o atakach z 11 września, jaki kiedykolwiek napisano, więc dodam tylko od siebie, że w filmie znalazł się też jeden z najlepszych żartów o kupie, jakie kiedykolwiek napisano – trudno o lepszą rekomendację, prawda?).
Ale film Showaltera nie tylko kawałami stoi. Uważam, że za miarę jakości gatunkowych hybryd – a łączące melodramat z komedią I tak cię kocham niewątpliwie taką jest – można uznać sposób, w jaki poszczególne gatunki są ze sobą połączone. Jeśli orbitują gdzieś obok siebie, mamy zazwyczaj do czynienia z filmem słabym; jeśli tworzą jeden organizm – jest dokładnie na odwrót. Nanjiani i Gordon, mimo że to ich scenariuszowy debiut, przedstawili swoją historię w taki sposób, by humor i dramat łączyły się w ramach konkretnych scen i nawzajem się uzupełniały. Za doskonały przykład może posłużyć moment, w którym matka Emily (grana przez wspaniałą Holly Hunter) wdaje się w sprzeczkę z komentującym występ Kumaila rasistą – jej ostre, wściekłe riposty są nie tylko zabawne, doskonale pokazują też sytuację silnej, ale pozbawionej możliwości działania matki, która stara się choć na chwilę oderwać od zatrważającej sytuacji rodzinnej i wyładować swoją bezradność.
To nie koniec – I tak cię kocham w fascynujący sposób prezentuje także konflikty kulturowe, nie będąc przy tym filmem oskarżycielskim ani publicystycznym. Podobnie jak zeszłoroczne Uciekaj! Jordana Peelego I tak cię kocham obrazuje perspektywę przedstawiciela mniejszości; nie mówi jednak wyobcowaniu, a o zawieszeniu między dwoma światami i trudnościach w poruszaniu się między nimi. A jako że główny bohater nie należy do najbardziej asertywnych i stanowczych osób na świecie, tu także znajdzie się miejsce na humor.
I tak cię kocham nie jest więc wcale ani prostą komedią romantyczną, ani propozycją w stu procentach łatwą i przyjemną. Ale jest to film tak ciekawy i intrygujący, że – nomen omen – i tak go pokochacie.
korekta: Kornelia Farynowska
https://www.youtube.com/watch?v=1astQN4J8n0