I RZEKŁ PAN DO KAINA. Spaghetti western niczym gotycki horror
I rzekł Pan do Kaina to znakomity przykład tego, jak opowiedzieć na wskroś standardową historię w świeży i ekscytujący sposób.
Były oficer Gary Hamilton odsiaduje wyrok więzienia i robót przymusowych za kradzież złota, w którą wrobił go niejaki Acombar. Po dziesięciu latach ciężkiej pracy w kamieniołomach Hamilton, na mocy amnestii, zostaje ułaskawiony za swoje zasługi w wojsku. Mężczyzna postanawia wrócić do rodzinnego miasteczka, żeby zemścić się na Acombarze i swojej byłej partnerce Mary, która zdradziła go z Acombarem, a potem za niego wyszła. W drodze do miasteczka Hamilton spotyka Dicka, młodego syna swego wroga; przedstawia się jako przyjaciel Acombara i poleca Dickowi, aby przekazał ojcu wieści o ich rychłym spotkaniu. Acombar urządza wpierw nieudaną zasadzkę na Hamiltona, a potem organizuje grupę najemników do obrony swojej posiadłości. Zapada noc, ludzie Acombara giną jeden po drugim na okrutne sposoby, tymczasem do miasteczka zbliża się gigantyczna trąba powietrzna.
I rzekł Pan do Kaina to luźna, nieoficjalna przeróbka Uno straniero a Paso Bravo (1968) Salvatore Rosso – takie same w obu filmach są nazwiska niektórych postaci i inne liczne szczegóły, taka sama jest również fabularna oś dotycząca odwetu, chociaż u Rosso główny bohater chciał odpłacić się swoim prześladowcom za śmierć żony i córki, a nie za spisek. W czołówce filmu Margheritiego jako scenarzyści figurują Giovanni Addessi i sam reżyser, nie wymieniono natomiast autorów scenariusza Uno straniero a Paso Bravo, czyli Lucio Battistrady, Fernando Morandiego oraz Eduardo Manzanosa Brochero. A zatem plagiat? Poniekąd, bo jednak pomimo pewnych podobieństw filmy Margheritiego i Rosso różnią się od siebie – przede wszystkim w kategoriach estetycznych. O ile Uno straniero… to raczej schematyczny spaghetti western, o tyle I rzekł Pan… jest westernem zgoła nietypowym.
Margheriti, twórca wielu filmów grozy, nadał Kainowi rys gotyckiego horroru. Akcja dzieje się w mroku burzowej nocy: przez wyludnione ulice miasteczka przetacza się wiatr wyjący niczym dusze potępionych, kościelne dzwony biją na alarm, widmowy ksiądz gra upiorną melodię na organach, Acombar kryje się w posiadłości przypominającej ponury zamek, podczas gdy Hamilton pozbywa się jego akolitów bez cienia litości, ci zaś boją się go jak samego diabła. Czający się w katakumbach i zaciemnionych zaułkach Hamilton jest jak duch – zawsze w ciemnościach, zawsze o krok przed wrogiem, wydaje się niewidzialny i nieśmiertelny, jakby dysponował nadprzyrodzonymi mocami. Tornado i burza nadają wydarzeniom apokaliptyczny ton i symbolizują nieograniczoną potęgę Anioła Zemsty, który swą strzelbę dzierży niczym śmierć kosę. Jego zemsta jest totalna, ma wymiar wręcz biblijny.
Hamilton jest niekonwencjonalną postacią nawet jak na standardy spaghetti westernu – konwencji przepełnionej niejednoznacznymi (anty)bohaterami. Niewinny i słusznie umotywowany, lecz w swym ślepym dążeniu do zemsty jest Hamilton nieludzki (jak duch właśnie). Zdradzona przez wszystkich postać ma tylko jeden cel i nic nie powstrzyma jej przed jego osiągnięciem. Z kolei Acombar to z jednej strony zdrajca i człowiek zdeprawowany, z drugiej zaś kochający ojciec i mąż dbający o dobro rodziny. W rezultacie Hamiltona można łatwo zrozumieć, lecz trudno mu kibicować, natomiast kara Acombara wydaje się niewspółmierna do winy. Hamilton nie posługuje się maksymą „oko za oko, ząb za ząb” – on za jeden ząb wybija wrogowi wszystkie zęby, a za jedno oko urywa mu głowę. I tylko to nim kieruje: nawet złoto będące powodem zdrady Acombara pozostawia mieszkańcom miasteczka.
Ta ambiwalencja stanowi, obok złowróżbnej atmosfery, jeden z największych atutów Kaina. Doskonałym wyborem okazało się też obsadzenie w roli głównej Klausa Kinskiego. Aktor ten zagrał w blisko 140 filmach, z których większość nie nadaje się do oglądania (co nie powinno dziwić, biorąc pod uwagę, że dla pieniędzy gotów był on zagrać w każdej szmirze). Nie licząc pięciu filmów Wernera Herzoga i kilku produkcji innych reżyserów, niemiecki aktor rzadko grał główne role, więc Kain jest wyjątkowy również pod tym względem. Hamilton nie jest jednak szaleńcem w rodzaju Fitzcarraldo czy Woyzecka; to rola zagrana nad wyraz subtelnie, wręcz powściągliwie, na półtonach, w dużej mierze oparta na mimice i spojrzeniu, a nie na słowach. To zdecydowanie jedna z najlepszych kreacji Kinskiego, a sam film Margheritiego to jeden z najwspanialszych spaghetti westernów w historii tego gatunku.