HUBIE RATUJE HALLOWEEN. Ciepła opowieść z gwiazdorską obsadą
Nigdy nie byłam wielką fanką komedii z Adamem Sandlerem w roli głównej. Najczęściej stanowiły one zlepek toaletowego humoru, żenujących żartów i nieśmiesznych gagów. Po fali sukcesów w produkcjach dramatycznych aktor widać przemyślał sobie poważnie temat komediowy i razem z Netflixem zaprezentował halloweenową opowieść, gdzie złych żartów jest na szczęście jak na lekarstwo, a cała historia to opowieść o spełnianiu marzeń, przyjaźni i szacunku.
Tytułowy bohater Hubie Dubois uwielbia Halloween, choć boi się wszystkiego, łącznie z własnym cieniem. Już od samego początku widzimy, że jest też lekko autystyczny, przez co nie zawsze rozumie, kiedy ktoś go wkręca. Jest też społecznikiem i pilnuje w ostatnią październikową noc bezpieczeństwa bawiących się mieszkańców miasteczka Salem. To właśnie z tych powodów Hubie jest przedmiotem żartów i kpin, całe miasto zaś rzuca w niego przedmiotami, których ten unika niczym Jackie Chan. Jednak jak się okazuje, tegoroczne Halloween będzie potrzebowało bohatera, ludzie bowiem zaczynają znikać, w sąsiedztwie zamieszkał wilkołak, a z pobliskiego szpitala psychiatrycznego uciekł niebezpieczny więzień.
Podobne wpisy
Nowy film Sandlera sprawił, że nie raz, nie dwa uroniłam łzę. Więcej tu dramatu niż komedii, a stosunek mieszkańców Salem do Hubiego jest strasznie krzywdzący. Widać, że nasz bohater stara się być miły, pomocny, dba o bezpieczeństwo i tak jak każdy z nas marzy o wielkiej miłości – choć, jak sam podkreśla, ma dziewczynę w Kanadzie. Widać, że Sandler bierze przykład z Ricky’ego Gervaisa i jego Dereka, tworząc opowieść, która z jednej strony bawi, a z drugiej przedstawia historię chwytającą za serce. A do tego dodajmy klasyczne halloweenowe motywy znane z horrorów oraz drużynę rodem z kreskówki Scooby-Doo i mamy przepis na lekki film idealny na jesienne wieczory.
Widać rozwój w tym, jak Sandler kreuje komediową postać. Wcześniej mieliśmy do czynienia z totalnymi wariatami, a większość dialogów koncentrowała się na głupich docinkach, dowcipach i była bardziej wykrzyczana niż wypowiedziana. Tutaj mamy bohatera na wskroś dobrego i zarazem bezbronnego, który jest łatwym celem dla szkolnych rozrabiaków i osób złośliwych z natury. To totalne przeciwieństwo socjopatów, w których aktor w poprzednich latach z lubością wcielał się na dużym ekranie.
Nie jest to komedia idealna. Pewne żarty są już tak stare, że nikogo nie śmieszą. Kilka dziewczyn przebranych za Harley Quinn – to tak bardzo rok 2016, kiedy na ekranach pojawił się Legion samobójców. T-shirty ze śmiesznymi napisami – to gag, który chyba będzie pojawiał się w nieskończoność. Tym bardziej smuci, że są one przeplatane naprawdę świetnymi momentami. Widać, że scenarzyści – wśród których jest oczywiście sam Sandler – przyłożyli się to tworzenia historii i zauważalne w niektórych momentach lenistwo scenopisarskie potrafi zirytować.
Pozytywnym zaskoczeniem jest także ogromna liczba gościnnych występów takich gwiazd jak: Steve Buscemi, który wciela się w dość nietypową jak na niego rolę, czy Ray Liotta. Dla mnie właśnie przyjemność oglądania gwiazdy Chłopców z ferajny w różnokolorowej peruce klauna jest tym, na co czekałam od wielu lat. Do tego dochodzą cameo Bena Stillera czy Roba Schneidera. Jednak prawdziwą gwiazdą jest szwajcarski termos, który może być właściwie wszystkim, a jedynym, w co nie można go przerobić, jest kompas.
Wiem, że wielu krytyków wyśmiało Hubiego, twierdząc, że to film najniższych lotów, jednak całkowicie się z tym nie zgadzam. Komedia wypełniona jest bowiem po brzegi świetnymi pomysłami, kilkoma żartami, które można byłoby sobie odpuścić, i dość oczywistą historią, co sprawia, że to dość przyjemny film do obejrzenia w wolny weekend. Nie ma tam ról na miarę Oscarów, jednak fabuła chwyta za serce i trzyma w mocnym uścisku prawie do samego finału. Choć morał jest totalnie banalny, to czasami trzeba przypomnieć sobie i światu, że będąc dobrym, niczym nie zawiniliśmy, a to nasi dręczyciele mają złamane życie i potrzebują odkupienia. To w dzisiejszych czasach przekaz prosty, ale jakże wymowny.